[OPKA] OBOK

https://unsplash.com/photos/_GH9LwhlSO4

– Jadę na trzy dni do Daniela – powiedziałam stojąc nad kompletnym flakiem w rozbełtanym łóżku. Znaczy, nie żeby siostra była we krwi czy coś takiego, ale sprawiała wrażenie truposza. Oddychała, a ja przez moment żałowałam, że mam węch. Odruchowo pomachałam ręką wokół twarzy, chcąc odgonić przykry zapach z tego czegoś, co leżało w pościeli.

– Tylko się nie zabij, bo cię kocham – dodałam, zamykając drzwi. Odetchnęłam z ulgą. Zaraz też przyszło mocne postanowienie, by po południu czy wieczorem zadzwonić do Magdy. Nie będę się gryźć, nie będę – pocieszałam się. Matka była temu całkowicie przeciwna, ale ja już musiałam. Po prostu musiałam, bo nie chciałam się zamienić w kolejnego flaka!

Daniel mnie dobrze rozumiał. Już stał przy płocie, znaczy on i jego samochód. Niestety nie miał szpanerskiego wyścigowca, ale mnie piętnastoletni fiat wystarczał. Nie szata zdobi człowieka.

Choć, ta szata faktycznie czasem wiele o nim mówi.

Na przykład Magda była takim leniwym człowiekiem, że nie chciało jej się ani wstać z łóżka, ani iść się umyć, ani nawet sięgnąć po tę nieszczęsną szczotkę do włosów.

– Uczesałabyś ją czasem – powiedziała matka, pastwiąc się nad fryzurą mojej siostry.

– Nie jest dzieckiem – burknęłam, podając nożyczki, żeby obcięła zmechacone czarne loki, albo przynajmniej coś, co miało nimi być. W końcu laska ma dwadzieścia pięć lat, jest po studiach i powinna iść do pracy. A ona nie, stwierdziła, że będzie takim siedmiolatkiem. Rzygać mi się chce, jak o tym myślę.

Psychiatra powiedział, że trzeba zmienić dawkę leków. Może i tak, ale mam wrażenie, że to gówno daje, nieważne, co by nie wymyślił.

– Prawdopodobnie ma lekoodporną depresję – stwierdził drętwo, wpisując coś do papierka. – Pilnujecie diety?

– Diety, a tak, dbamy o B12 i inne – powiedziałam, ale niezbyt żywo.

Kolejny specjalista z dupy to psycholog-terapeuta. Dlaczego z dupy? Bo obiecano, że pomoże siostrze i rok już tak na tej kozetce ją męczy i dręczy, i mam wrażenie, że Magda wyłazi od niego jeszcze bardziej zgnębiona, niż przed.

– Mamo, może przerwać terapię? – zasugerowałam raz, wkładając rękę do szafki kuchennej. Kopytka same się nie zrobią.

– Matko święta, zwariowałaś! – jak wrzasnęła na mnie. – Ona tego potrzebuje!

– Taaa – mruknęłam.

Oczywiście. Siostra potrzebuje. Chyba opieki całodobowej. Nic do niej nie dociera.

Na początku to byłam nawet wyrozumiała dla niej. Ba, litowałam się nad nią. Teraz myślę, że takiego człowieka tylko wywalić na bruk! Żeby to chociaż się uśmiechało, ale nieee. Ona będzie cały dzień leżeć i nic nie robić. Ło maniu, jakbym ja bardzo chciała mieć chociaż jeden taki dzień! Dzień w łóżku, bez robienia czegokolwiek!

Daniel mówi, że kompletnie siory nie rozumiem i po co ją w mieszkaniu trzymam. No bo mi matka ją na chatę wniosła, normalnie. Sama nie chce mieszkać z tą debilką, to stwierdziła, że nauczę się trochę empatii do ludzi.

I nawet raz mi się udało. Jak przeczytałam kawałek jej pamiętnika, który oczywiście trafił do mnie przypadkiem.

Ostrzegam tylko, że jest całkowicie mroczny, ciężki i prawdopodobnie po wszystkim będziecie chcieli iść do kibla.

Ciągle chce mi się płakać. Nie mogę przestać, nieustannie ryczę w poduszkę. Boli, ten cholerny kamień na sercu parzy niemiłosiernie. Nie chce się żyć. Nie chce się nawet być. Wiem, nikt tego nie zrozumie. Nikt mnie nie kocha, boli, boli… jprdl… ciemność spowita przede mną, nade mną, obok mnie, dlaczego nikt tego nie chce zrozumieć? Jeba-any… aaa, chcę zniknąć, nicość, nicość, sen, zaraz zapadnę w sen…

tylko że to kurwa już nie działa

nikt nie umie zrozumieć, jak ciężko się podnieść. A ja zwyczajnie nie mam sił. Jakby kompletnie coś ze mnie wyssało tę życiodajną energię

skąd inni na to mają to nvm

idę se spać

Tak, wiem, miało być straszniej, ale dalej jest straszniej, tylko mi się nie chce w to wchodzić. Serio, nie mam zamiaru stapiać się z cierpiętnictwem świętej Magdaleny z domu Ożarskich. Wystarczy mi mój własny krzyż. Matka oczywiście mnie za to opierdala, że czemu tak traktuję siorę. Oczywiście, że ją kocham, ale ja też chcę normalności. Chcę, żeby chociaż raz wstała z łóżka, bo nie zrobiła tego od dwóch miesięcy!

– Jestem – powiedziałam smętnie, widząc, jak członki siostry próbują dać znać, że żyją. Daniel tymczasem sprawdził, czy Magda nie zmajstrowała czegoś z gazem i innymi opcjami, ale powiedział, że ten odór to z jej niemycia się. I jak mnie nagle coś wzięło, tak gwałtownie wzięłam siorę za rękę i brutalnie wsadziłam ją całą pod prysznic. Może się trochę opamięta?

[ŚWIADOMOŚĆ] Niezbyt odkrywcza myśl


Może nie jest to jakoś wybitnie odkrywcza myśl, ale… to jest coś, co odkryłam po trzydziestce. Czuję, że przestałam być zabawką umysłu. A co więcej – mam głębokie poczucie, że TERAZ idę wyłącznie swoją drogą. „Swoją drogą” to znaczy jaką? Prostą. Pomysłu nie wzięłam „bo na social mediach można dużo zarobić”, pomysłu nie wzięłam, bo „ale szpan” i pomysłu nie wzięłam, bo „rodzice tak stwierdzili”. Zawsze mnie ciągnęło do reklamy, social media itd. Tylko że prawdopodobnie brakowało w tym wszystkim wiary w siebie i przede wszystkim DECYZJI. Tak, zawsze pojawiało się coś na przekór. A bo pieniądze, a bo tamto, a bo siamto. Tylko że w trakcie tych przygód mój umysł się mną bawił jak laleczką. Dosłownie. Raz postawił ją nad przepaścią, to stwierdził, że ma sobie radzić sama. Innym razem postanowił, że lepiej jej będzie w worku na śmieci. Ostro, co? I sytuacji, i wahań było coraz więcej, emocje, wahadła i inne dziwne rzeczy… ale nauczyłam się nie dawać strachowi. To była długa i ogromnie bolesna lekcja. Przestałam też wgłębiać się w wahadła, bo nie znoszę, kiedy coś w pewnym momencie mi daje lewym sierpowym w prawe oko. Cała ta heca zaczęła się kończyć w jednym, prostym momencie.
KIEDY ZACZĘŁAM SIEBIE SŁUCHAĆ.
Można to osiągnąć na różne sposoby. Mnie pomogło poczucie bycia mocno osadzoną w sobie.
I kiedy tak przebywałam ze sobą, miałam do czynienia z milionem myśli. Często pełnych smutku, wahań, niepewności.
A jednak!
To sprawiło, że nauczyłam się siebie słuchać, nie bać się robienia tego, co kocham.
Można powiedzieć – uczę się ŻYĆ!
I chyba zaraz jednak kupię ten kurs dla social media tigers, lol, bo czemu nie, kocham robić coś na spontana, haha 😀

[ŚWIADOMOŚĆ] Pozory mylą

Jeszcze jestem przed obroną dyplomu, ale już sobie tworzę wizję kolejnych lat. No bo wiecie – studia pisarskie oprócz dyplomu niewiele dają. Naprawdę. I pewnie po wszystkim napiszę „to była niesamowita droga”, ale nie przez to, co się działo na zajęciach. Raczej przez to, co się działo i dzieje w moim środku.

A co się dzieje?

Szczerze, zaczynam iść własną ścieżką. To udowadnia dzisiejszy sen, który z pozoru jest głupotą. No bo wiecie, jestem osobą niedosłyszącą, noszę aparaty słuchowe. A dziś przyśniło mi się to:

na głowie mam aparat słuchowy i ten wężyk zwisa mi nad twarzą i jest pocięty tuż przed wkładką.

No głupie, prawda?

No właśnie NIE!

Z duchowego/biologicznego/itd. punktu widzenia niedosłuch mówi: „czego nie chcesz słyszeć”. Odpowiedź na to wyklarowała się w zeszłym roku: SIEBIE.

No dobrze, skoro mam już ten aparat słuchowy uszkodzony, to znaczy, że on już nie jest mi potrzebny, bo słyszę SIEBIE.

Co ma piernik do wiatraka?

W zeszłym tygodniu zastanawiałam się nad magisterką z bibliotekoznawstwa. Tylko pojawił się jeden problem: to był cały czas plan mojej mamy. To ona chciała, bym poszła na ten kierunek. Swoją drogą, o wiele sensowniejszy dla mnie, niż randomowa polonistyka w szkółce niedzielnej. Ba, przeglądałam nawet program zajęć. Ciekawe, ciekawe… no, ale czy to jest MÓJ PLAN? W końcu, zdesperowana, że ciągle podążam cudzą ścieżką, stwierdziłam, że pierdolę to i przestałam się zajmować tematem.

Pisanie licencjatu zbliża do decyzji, „co po tym”. Na pewno nie będę kontynuować studiów pisarskich, nawet jakby ciągnęli mnie młotem i kowadłem na to. No, więc magistry szukać, no bo dobrze mieć coś wyżej, konkretnego, prawda?

Właśnie – MIAŁAM CHOLERNIE DUŻE UCZUCIE, ŻE POTRZEBNY MI KONKRETNY KIERUNEK. Taki stricte. Wiedza specjalistyczna.

W trakcie głodówki, po seminarium, zaczęłam grzebać w internetach. Wiecie, wpisałam „social media studia” i są studia I stopnia, które teoretycznie są w temacie, ale mnie interesuje magisterka.

Na scenę wkracza on!

W całej swej niezłomności i okazałości, z piękną katedrą mariacką i wspaniałym dźwiękiem słyszalnym o dwunastej w południe…

Źródło: wikipedia

Tak, chodzi o Kraków.

A konkretnie tamtejszą Akademię Górniczo-Hutniczą, która w podyplomówkach oferuje konkrety o social media. Jest SEO, snapczaty i inne cuda, a najlepsze, że program jest aktualizowany na bieżąco. Pięknie to wygląda. Tyle że jest pewien szkopuł.

Podyplomówki kosztują.

4500 złotych za całość, czyli za dwa lata. Można rozłożyć na dwie raty. To i tak dla mnie w tej chwili gigantyczna suma.

Tyle że pan aparat, położony na blacie biurka krzyczy do mnie: PIT!!! PIT!!! PIT!!!

Otóż – mam wprawo wpisać aparaty do PITu, wtedy dostanę jakiś zwrot za to.

Liczę, że będzie to taka kwota, która pozwoli mi na rozpoczęcie studiów social media na AGH. Tego się trzymam. I już wiem, że chcę na nie iść, bo po prostu się na nie zwyczajnie NAPALIŁAM.

(:

[RE…fleksja] Bogowie

Grudzień 2014. Wśród kinomaniaków gruchnęła informacja: Tomasz Kot zagrał oscarową rolę w „Bogach”. Wszyscy jak jeden wąż powtarzali: na takie filmy czekamy! Chcemy więcej! Czy to może być zapowiedź nowej, znakomitej fali w polskiej kinematografii?

Marzec 2021. Ostatni dzień „Bogów” w Netflixie, to sobie wreszcie włączam. I co? I ja nie wiem, co powiedzieć. Nie dlatego, że taki dobry, ale dlatego, że czegoś mi w tym wszystkim brakowało. Zaraz, zaraz, przecież „Bogowie” trwają dwie godziny! No, tak, ale widocznie to za mało, by pokazać dobitnie, co się działo, gdy Religa postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i nie tylko Polakom, ale także i światu pokazać, że można skutecznie przeprowadzać transplantacje serca. Wszyscy znamy tę historię i nie wiem, czy ona może w jakikolwiek sposób zaskoczyć. Szczególnie, że film nie wychyla się, nie zagłębia się w charaktery, a ściślej – w relacje międzyludzkie. Widać, że każdy aktor, nawet pielęgniarka Ania, gra na bardzo wysokim poziomie. Ale zabrało mi EMOCJI. To wszystko było pokazane tak sucho, tak… no jest pomysł, jest problem, jedziemy dalej, rozwiązujemy go, upijamy się do cna, żona nieszczęśliwa, ale co z tego. Jasne, że widać, iż Religa niezbyt dbał o związki, ale właśnie: gdyby dodali obraz cierpiącej kobiety, tęskniącej za mężem, to by moje serduszko coś więcej poczuło. A i wielu krytyków powtarzało, że ten film jest mało odważny, choć okazji nie brakowało. Nie brakowało okazji do tego, by wgłębić się w problem alkoholizmu, nie brakowało… no, widz widzi, że politycy nie są zbyt chętni do działania w temacie. Tylko że ja nadal nie czuję tego napięcia. No facet chce trzy miliony dolarów. No i co? Nie zrobi? Zrobi, wiemy to z historii.

„Bogów” warto zobaczyć dla Kota i gry aktorskiej, ale niekoniecznie dla historii. Nie w 2021. Dziś możemy potwierdzić, że tak, od kilku lat obserwujemy w polskim kinie nową, młodą falę. Rodzime produkcje stają się nie tylko ciekawsze, ale także odważniejsze. I nawet jeśli komuś się nie spodobały slashery w stylu „Wszyscy moi przyjaciele nie żyją”, to jest to prawdopodobnie kwestia tego, że nie gustuje w tym gatunku. Jasne, że porażek nie brakuje, ale stwierdzenie „eee tam, polskie kino jest do dupy” jest z dupy. Nie dzisiaj. Dziś polskie kino zaczyna sobie radzić na światowym gruncie. Ba, nasi aktorzy coraz częściej są widoczni w zagranicznych produkcjach i nie mam tu na myśli kina rosyjskiego.

Cieszę się, że obejrzałam „Bogów”, bo dowiedziałam się, że nie musiałabym aż tak bardzo żałować, że ich nie obejrzałam właśnie. Również mi miło, że po latach mogę potwierdzić: tak, polskie kino radzi sobie coraz lepiej!

Obecnie film można obejrzeć na mojeekino.pl, co jest o tyle ważne, że wspieramy przy okazji polskie kina.

Jeśli spodobała Ci się ta recenzja, to możesz mnie wesprzeć tutaj. Dziękuję :).

[14.03.2021] INFOkultura

Wiemy, z kim nie wygramy na Eurowizji

Wylała się fala krytyki na Rafała Brzozowskiego i jego „The Ride”, ponieważ piosenka wygląda tak:

I jak widać, będzie nas reprezentować w Eurowizji. Niewiele lepiej, ale jednak lepiej prezentuje się Szwecja ze swoim rdzennym mieszk… dobra, nie będę wtryniać polityki, więc macie Tussego:

Dla mnie „Voices” brzmi trochę jak zużyta płyta, ale ja się nie znam. A może Wy znacie inne propozycje z Eurowizji? Kogo faworyzujecie?

Cezary rozdane

„Boże Ciało” Komasy przegrało z innym filmem: „Na rauszu”. Cóż, zwycięzca mógł być tylko jeden. Jeśli zaś chodzi o produkcje francuskie, to sporo statuetek zebrało „Żegnajcie, głupcy” Alberta Duponteigo: scenariusz, reżyseria i scenografia.

Nie mogło zabraknąć skandalu. Corinne Masiero – nie martwcie się, ja też nie wiem, kim jest ta aktorka – wyszła w przebraniu osła, rozebrała się i… wszyscy zobaczyli ją nagą, w czerwonej mazi z dodatkowymi tamponami. Widok prezentował się tak:

Protestowała tak przeciw zamykaniu kin w trakcie plandemii.

Wszystkie wyniki Cezarów:

  • Najlepszy film – „Żegnajcie, głupcy”
  • Najlepszy aktor – Sami Bouajila
  • Najlepsza aktorka – Laure Calamy
  • Najlepszy aktor drugoplanowy – Nicolas Marié
  • Najlepsza aktorka drugoplanowa –  Émilie Dequenne
  • Najlepszy reżyser – Albert Dupontel
  • Najbardziej obiecująca aktorka– Fathia Youssouf
  • Najbardziej obiecujący aktor– Jean Pascal Zadi
  • Najlepsza muzyka filmowa – Rone
  • Najlepsza scenografia– Carlos Conti
  • Najlepsze kostiumy – Madeline Fontaine
  • Najlepsze zdjęcia – Alexis Kavyrchine
  • Najlepszy animowany film krótkometrażowy– „L’Heure de l’ours”
  • Najlepszy dźwięk – Yolande Decarsin, Fanny Martin, Jeanne Delplancq, Olivier Goinard
  • Najlepszy film animowany– „Josep”
  • Najlepszy film debiutancki– „My dwie”
  • Najlepszy film dokumentalny – „Nastolatki”
  • Najlepszy film krótkometrażowy– „Qu’importe si les bêtes meurent”
  • Najlepszy film zagraniczny – „Na rauszu”
  • Najlepszy montaż – Tina Baz
  • Najlepszy scenariusz adaptowany – „Dziewczyna z bransoletką”
  • Najlepszy scenariusz oryginalny – „Żegnajcie, głupcy”

Aktorskie Atomówki – znamy szczegóły

Pamiętacie Atomówki? Ja piąte przez dziesiąte, ale dla wielu jest to kultowa animacja opowiadająca o trzech dziewczynkach ratujących świat. Serial się dawno skończył, hype pozostał i w ten sposób doszło do tego, że The CW zamówiło pilot aktorskiej wersji produkcji. Serial ma opowiadać mroczniejszą historię: po latach Atomówki są wściekłe, bo zamiast dzieciństwa miały bitwy. I oczywiście nie chcą tej farsy z ratowaniem kontynuować, ale będą musiały. Wiemy już, kto je zagra i to są te panie:

 Źródło: https://www.teenvogue.com/story/powerpuff-girls-live-action-series-dove-cameron-yana-perrault-chloe-bennet

Od lewej: Yana Perrault (Brawurka), Dove Cameron (Bajka) i Chloe Bennet (Bójka).

Kwietniowe nowości od Czarnego

14 kwietnia nakładem wydawnictwa Czarnego ukażą się dwie książki:

Źródło: https://czarne.com.pl/uploads/catalog/product/cover/1432/large_okn_wki.jpg

Miłość, zdrada, walka o władzę, rozstania i powroty. A obok dramatów zwykłe sprawy – troska o dzieci, dom, o to, by było co do dzioba włożyć. To nie streszczenie tysięcznego odcinka telenoweli, tylko opis ptasiego życia.

Wszystkie okna dla oknówek to wciągająca opowieść o codziennych zmaganiach ptaków żyjących w miastach, tuż obok nas. Śmigające po niebie jaskółki i jerzyki, dobierające się do śmietników wrony, coraz mniej liczne wróble i wszędobylskie gołębie. A obok nich te rzadziej spotykane i słabiej znane gatunki: śpiewające pokrzewki, bębniące dzięcioły, sokoły gniazdujące na wieżowcach i kominach, a nawet bocian biały, puszczyk i bielik – oto główni bohaterowie tej książki.

Paweł Pstrokoński z prawdziwą pasją przekonuje, że spotkanie oko w oko z ptasim sąsiadem jest możliwe zawsze i wszędzie – w drodze do pracy, kawiarni czy sklepu, na spacerze w centrum miasta, w parku lub w nadrzecznych łęgach. Dzięki niemu nawet betonowe miasto może zmienić się w fantastyczną dżunglę idealną do podglądania przyrody.

Źródło: https://czarne.com.pl/uploads/catalog/product/cover/1610/large_Wydzial_domyslow_28-I-2021.jpg

Na Brooklynie żyje kobieta. Matka, żona, intelektualistka. Bezczelna, śmiała i głośna. Spełniona. Ale co tak naprawdę kryje się za fasadą pozornie idealnego nowojorskiego życia?

Bezimiennej bohaterce rwący potok myśli nigdy nie daje spokoju. Bo co robić, gdy mózg nieustannie wiruje, a natrętne zdania czepiają się jak rzepy? I choć „głowy się nie instruuje”, wewnętrzny monolog staje się jej jedyną strategią przetrwania.

 Jenny Offill wrzuca nas w ferwor myśli narratorki i prowadzi przez meandry jej codzienności. Rysuje portret kobiety, która czujnie i z bliska przygląda się światu. Wygłoszony wykład, spacer w pobliskim parku, rozmowa z przyjaciółką czy godziny poświęcone pracy nad kolejną książką – wszystko może dać impuls do rozpędzonej gonitwy myśli. Wydz. Domysłów to zapis rozważań bohaterki o kobiecości, rodzicielstwie i spełnieniu, słodko-gorzka opowieść o bezwarunkowej matczynej miłości i historia małżeńska, w której chaos spotyka się ze spokojem, a rodzinne szczęście z rozpadem.

[RECENZJA] Dear Zindagi

Czasem wystarczy jedno spojrzenie na propozycję i już wiesz, że ci się spodoba. „Dear Zindagi” jest dokładnie takim filmem, jakiego potrzebowałam – lekki, mądry i ciepły.

Kaira pracuje jako operatorka kamery. Marzy o nakręceniu własnego filmu, ale też jest piękna, co przyciąga do niej różnego rodzaju amatorów. Sielanka niestety się kończy. Mężczyzna, którego wybrała niespodziewanie dla wszystkich ją porzuca, a właściciel mieszkania ją wyrzuca z powodu tego, że jest singielką. Zdesperowana Kaira wraca więc do rodzinnej miejscowości, gdzie sprawdza się autoprzepowiednia: „kto wie, może to będzie kluczowy moment dla mojej kariery”.

Dziewczyna trafia do terapeuty. Od tej pory widz obserwuje jej przemianę. Niby nic nadzwyczajnego, ale z racji tego, że

a) film trwa 2,5 h i
b) jest to bardzo realistycznie pokazana terapia, to widz będzie miał okazję się wzruszyć.

Co prawda, nie brakowało momentów… hm, z lekka uproszczonych, ale przecież to film i musi się skupić na najważniejszych kwestiach. A im dalej w proces, tym lepiej. Szczerze, jeśli się wahasz, czy iść do terapeuty, to „Dear Zindagi” będzie właśnie dla Ciebie. Pokaże Ci po prostu, że to nie jest straszne, a wręcz potrafi postawić człowieka na nogi. Oczywiście pod warunkiem, że trafisz na tego właściwego terapeutę, więc powodzenia, a ja wracam do filmu.

Ponieważ poruszamy się na terenie Indii, wydaje mi się, że dość ważnym aspektem jest feministyczne, wręcz europejskie spojrzenie na niektóre sprawy. [SPOJLER ->] Przykładowo, rodzice nalegają by ona wyszła za mąż jak najszybciej, bo ładna i młoda, i w ogóle. Kaira rzecz jasna nie chce tego robić z pierwszym lepszym, ale ilość ex nie budzi wielkiego respektu wobec dziewczyny. I w tym momencie na terapii słyszy, że nie jest dziwką, tylko osobą, która przed podjęciem najważniejszej decyzji w życiu sprawdza fotele. Piękny moment. [<- SPOJLER]

A teraz, żeby nie było tak słodko, to wymienię wady filmu. Są trochę subiektywne, ale jedna rzecz na początku mnie zmęczyła. Kiedy bohaterka jest na imprezie, widzimy miganie świateł. Może ono nie zawsze wywołuje epilepsję (ja nie mam), nie mniej jednak dla moich oczu był to uciążliwy moment.

Film skupia się na psychice, więc nie każdemu przypadnie do gustu. Mnie te 2,5 h minęło jak jedna chwila, ale zrozumiem, jeśli komuś „Dear Zindagi” będzie się dłużyło, szczególnie przy końcu. Ten uważam za zbyt wydłużony, choć z drugiej strony domknęli WSZYSTKIE wątki, więc jest porządna klamra finału.

Mnie osobiście rozwalał jeszcze język – nie mogłam się zorientować, czy mówią w hindi czy w angielskim, bo to była niezwykle międzynarodowa mieszanka i się w tym gubiłam. Z początku trochę wytrącało z uwagi, ale wreszcie się przyzwyczaiłam :).

Większość postaci jest dobrze rozegrana, ale zdziwiła mnie jedna. Pani, która miała właściwie miała na imię „siostra”. Pełniła funkcję dekoracyjną, ale była i nie posiadała imienia. Może to kwestia kultury czy czegośtam :). Nieważne.

Wróćmy do słodzenia. Mnie muzyka bardzo przypadła, ale chyba w filmach bollywoodzkich to raczej mocny element. Już się linkiem chwaliłam, ale jako że nie chce mi się osobnego posta o hinduskich muzykach tworzyć, wstawię i tu OST z filmu. 🙂

I na koniec powiem, że niektóre kadry / zdjęcia są znakomite. A choćby i ten:

Myślę, że ten film najlepiej samemu odkryć. Polecam szczególnie osobom, które szukają ciepłych, wspierających historii. Ponadto porusza ważny aspekt zdrowia psychicznego i może zachęcać do tego, by wreszcie siebie ogarnąć. „Dear Zindagi” można obejrzeć na Netflixie.

Spodobała się recenzja? Możesz mnie wesprzeć tutaj. Dziękuję!

[INFOkultura] 11.03.2021

Wygląda na to, że będę musiała ukraść pierwszy milion, by z satysfakcją poznawać kino azjatyckie. Albo – jakimś cudem – zacząć dostawać wsparcie tutaj. 🙂

Organizatorzy festiwalu Pięciu Smaków ujawnili kilka fajerwerków. Przede wszystkim 1 kwietnia wystartuje platforma VOD „Pięć Smaków w domu”, ale będzie ona się wyróżniała względem innych. Dlaczego? Otóż, pojawią się na niej zestawy filmów wymieniane co 6 tygodni. Jako pierwsze poznamy:

  1. kino koreańskie, ALE BĘDZIE RÓWNIEŻ KOREA PÓŁNOCNA!
  2. będą filmy twórcy „Miłości obnażonej”,
  3. będzie kino drogi (to na wakacje).

Ujawniono też trochę informacji o tym, co nas czeka na piętnastej edycji festiwalu. Przede wszystkim będzie ona w formie HYBRYDOWEJ, co oznacza, że filmy będą dostępne zarówno online, jak i w kinach warszawskich, stacjonarnie. Ta decyzja wynika z tego, że większość publiki festiwalu była spoza Warszawy i normalnie nie miałaby możliwości uczestnictwa w imprezie. A co do programu, to sekcja VR będzie kontynuowana, zaś pojawią się dwie smaczne nowości. Będzie sekcja sportowa i będzie też sekcja himalajska, gdzie znajdą się filmy z tych regionów (Nepal, Indie, itd.). A… i będzie jeszcze sekcja LGBT. To nie dziwi, bo to jest proszę Państwa, cały nurt w kinie azjatyckim.

Tylko… no właśnie, jeśli czujecie, że chcecie recenzje spod znaku Pięciu Smaków, to będę niezmiernie wdzięczna za wsparcie tu. Dzięki!

[INFOkultura] 08.03.2021

NINATEKA.PL UPOLITYCZNIONA

Z jakiegoś powodu dotychczasowy dyrektor FINA – Filmoteki Narodowej Instytutu Audiowizualnego – został odwołany. Powstało pytanie: czy ninateka.pl, którą prowadzi owa instytucja, zostanie upolityczniona? Na odpowiedź długo nie czekaliśmy. Festiwal filmowy online – „Herstorie na Dzień Kobiet” został zawieszony z powodów formalnych. Jakich? FINA już nie uściśla, a organizatorzy imprezy w oświadczeniu twierdzą, że WSZYSTKIE formalności zostały dokonane, a filmy były konsultowane z Ninateką. Prawdopodobnie chodzi o dwa tytuły. Jeden o kobietach pracujących w fabryce wibratorów, a drugi to jakaś kilkuminutowa rozmowa.
Na szczęście twórcy Pięciu Smaków zaprosili do siebie Herstorię.

Filmy można obejrzeć tutaj, zupełnie za darmo. A jak ktoś ma ochotę, to jest możliwość wsparcia organizatorów Herstorii tutaj.

TO JUŻ JEST KONIEC

Zakończył się pierwszy dzień wyświetlania w japońskich kinach chyba najbardziej oczekiwanego anime ostatnich… 14 może lat? Nie wiem dokładnie, ale fani Neon Genesis Evangelion mogą wreszcie cieszyć się uwieńczeniem trylogii kinówek. Dokładny tytuł: Evangelion: 3.0+1.0 Thrice Upon a Time. Reszta świata musi odczekać do ośmiu miesięcy na to, aż go zobaczy. ALE ZOBACZY!

BOGÓW TERMINY GONIĄ

Na Netflixie można obejrzeć dużo polskich filmów. Pula ta jednak zmniejszy się o jeden już 15 marca. „Bogowie” są dostępni do 14-go. A jak ktoś przegapi? Prawdopodobnie będzie mógł obejrzeć na mojeekino.pl, bo tam też znajduje się ten tytuł. Wkrótce recenzja!

Critics’ Choice Awards rozdane po raz 26!

A zwycięzcą jest Netflix. Głównie „The Crown” i „Gambit Królowej”, ale „Nomadland” też się doczekał.
Pełna lista zwycięzców (za upflix.pl):

Seriale

Najlepszy serial dramatyczny – The Crown
Najlepszy aktor w serialu dramatycznym – Josh O’ConnorThe Crown
Najlepsza aktorka w serialu dramatycznym – Emma CorrinThe Crown
Najlepszy aktor drugoplanowy w serialu dramatycznym – Michael K. WilliamsKraina Lovecrafta
Najlepsza aktorka drugoplanowa w serialu dramatycznym – Gillian AndersonThe Crown
Najlepszy serial komediowy – Ted Lasso
Najlepszy aktor w serialu komediowym – Jason SudeikisTed Lasso
Najlepsza aktorka w serialu komediowym – Catherine O’HaraSchitt’s Creek
Najlepszy aktor drugoplanowy w serialu komediowym – Daniel LevySchitt’s Creek
Najlepsza aktorka drugoplanowa w serialu komediowym – Hannah WaddinghamTed Lasso
Najlepszy serial limitowany – Gambit królowej
Najlepszy film telewizyjny – Hamilton
Najlepszy aktor w serialu limitowanym lub filmie telewizyjnym – John BoyegaSmall Axe
Najlepsza aktorka w serialu limitowanym lub filmie telewizyjnym – Anya Taylor-JoyGambit królowej
Najlepszy aktor drugoplanowy w serialu limitowanym lub filmie telewizyjnym – Donald SutherlandOd nowa
Najlepsza aktorka drugoplanowa w serialu limitowanym lub filmie telewizyjnym – Uzo AdubaMrs. America
Najlepszy stand-up – Jerry Seinfeld: 23 Hours to Kill oraz Michelle Buteau: Welcome to Buteaupia

Filmy

  • Najlepszy film – Nomadland
  • Najlepszy aktor – Chadwick BosemanMa Rainey: Matka bluesa
  • Najlepsza aktorka – Carey Mulligan,Obiecująca. Młoda. Kobieta
  • Najlepszy aktor drugoplanowy – Daniel KaluuyaJudas and the Black Messiah
  • Najlepsza aktorka drugoplanowa – Maria BakalovaKolejny film o Boracie
  • Najlepszy młody aktor lub aktorka – Alan KimMinari
  • Najlepsza obsada – Proces siódemki z Chicago
  • Najlepsza reżyseria – Chloé ZhaoNomadland
  • Najlepszy scenariusz oryginalny, Obiecująca. Młoda. Kobieta
  • Najlepszy scenariusz adaptowany – Nomadland
  • Najlepsze zdjęcia – Nomadland
  • Najlepsze kostiumy – Ma Rainey: Matka bluesa
  • Najlepszy montaż – Sound of Metal
  • Najlepsza charakteryzacja – Ma Rainey: Matka bluesa
  • Najlepsze efekty – Tenet
  • Najlepsza muzyka – Co w duszy gra
  • Najlepsza piosenka – Pewnej nocy w Miami… – Speak Now
  • Najlepszy film zagraniczny – Minari
  • Najlepsza komedia – Palm Springs

Jeśli czujesz, że robię coś fajnego i chciałbyś to wesprzeć – zapraszam tu! Z góry dziękuję :).

Źródła: upflix.pl, Pięć Smaków,

[RECENZJA] Nowy wspaniały świat

87 lat po premierze „Nowy wspaniały świat” wydaje się bliższy, niż kiedykolwiek. Tak technologicznie, jak i społecznie. To już nie jest odjechana wizja Huxley’a, to jest całkiem dobre spojrzenie na współczesne społeczeństwo. Zaraz, powiedziałam współczesne?

Nie czytałam powieści, więc oceniać będę sam serial made in Netflix. Być może doszło do uwspółcześnienia jakiejś-tam technologii, ale trzeba pamiętać, że mówimy o science fiction. A ono bardzo specyficznie się starzeje. W przypadku „Nowego wspaniałego świata” nie widać jakiejś niesamowitej turbo-technologii, jest to jednak perspektywa człowieka XXI wieku. Kto bowiem w 1934 roku słyszał o soczewkach podłączonych do sieci, hologramach i sztucznej inteligencji jako takiej? No dobra, miał być sam serial, w którym technologia nie zaskakuje. Ale ona też jest tylko pretekstem do opowiedzenia o społeczeństwie, które niby jest szczęśliwe, ale nie jest szczęśliwe.

Zaczyna się od trupa. Czekaj, a miało być o szczęśliwym świecie. No, jednak w Nowym Londynie jakiś koleś spadł z wysokości i no, zmarł na miejscu. Przez chwilę jest zaskoczenie i zdziwienie, ale po chwili wszyscy o tym zapominają. No przecież, mają być szczęśliwi. Dwójka głównych bohaterów, Lenina i psycholog (tak, ma imię), wybiera się do rezerwatu, by odpocząć, odprężyć się. Ale to nie jest taki zwykły rezerwat – są tam umieszczeni ludzie zwani „dzikusami” i okazuje się, że „dzikusy” nie są szczęśliwe, bo w dzień w dzień muszą odgrywać te same bzdety. Ku uciesze przybyszów z Nowego Londynu. Tym razem impreza zamienia się w coś, co oficjalnie nie było planowane – w jatkę. Z jatki tej udaje się uciec dwóm „dzikusom”, przy okazji ratując nowolondyńczyków. W takiej sytuacji władze miasta muszą się zgodzić, by nieplanowany przybysz się zadomowił. Ale czy socjalizacja przebiegnie pomyślnie? I czy wszystko skończy się dobrze?

Huxley napisał antyutopię, wobec czego logiczne, że w dalszych odcinkach widz zobaczy wszystkie wady i patologie „szczęśliwego” społeczeństwa. Na dodatek jest tylko jeden krytyk – „dzikus”, który w pewnym momencie przestaje wybitnie odstawać od reszty społeczeństwa. Ale czy na pewno?

Na pewno Netflix zrobił to dobrze.

Może po kolei i może zaczniemy od najtrudniejszego tematu – seksu. Tu twórcy nie mieli większego wyjścia, bo książka również pełna jest jego, pokazując, że to świat, w którym wszyscy mają być szczęśliwi, a orgie są doskonałym sposobem na to. Tyle że aktorzy, a szczególnie ta odgrywająca Leninę, musiała się często rozbierać i przynajmniej udawać seks. To mogło być trudne, ale nagich scen ze współżyciem jest całkiem sporo. A co na to widz? Widz początkowo akceptuje, a potem nieustanne współżycie na ekranie zaczyna go nudzić. Być może, taką intencję mieli twórcy. A być może nie, bo poza współżyciem dzieje się całkiem sporo.

Kolejna kwestia to muzyka. Nie jestem znawcą, ale przede wszystkim to napisy końcowe mają inne utwory, ale pewnie mało kto zwrócił na to uwagę. Jeśli jednak zwrócił, to zapewne miał wrażenie, że te wszystkie piosenki są może nie tyle stare, co raczej w stylu retro, lata 50-60 może. Jeśli się więc wsłuchaliście lepiej niż przeciętny Kowalski, dajcie znać, co tam dokładniej się dzieje, z góry dzięki :).

Wyraźne retro widać już w reklamach, jakie serwuje się nowolondyńczykom. Wiadomo, że nie będzie to sponsoring pasty do butów, tylko będzie to reklama przyjemności, gdzie seks i uciecha ogólnie. Jednak sposób tworzenia reklamy jest znowu w stylu lat 50-60, może wcześniejszych. Dla mnie to takie puszczenie oczka do bardziej świadomych widzów, którzy mają już za sobą powieść. Spodobała mi się ta stylistyka.

A i jeszcze jedna sprawa – intro. Jest naprawdę krótkie, trwa ledwie kilka sekund, a czasem w ogóle go nie ma. Ładne, stylistyczne. Cóż mogę więcej dodać :).

Czy produkcja ma jakieś wady? No oczywiście – ja zauważyłam dwie. Pierwsza to wynik tego, że przeniesiono książkę na ekran. I o ile „Gambit królowej” dość łatwo było zrealizować, o tyle w przypadku science fiction jest to większe wyzwanie. A to wszystko dlatego, że tu potrzeba było jakiś cięć, skrótów czy może po prostu zrealizowania fabuły tak, by widz nie odpadł po pierwszych odcinkach. Wszystko jest ściśnięte i to trochę widać, bo przyznam, że brakowało mi tu głębszego spojrzenia na to społeczeństwo, ale częściej się gubiłam w niektórych wątkach. Znaczy, nie wstawili wszystkiego na raz, na chama, do jednego worka. Chodzi o to, że miałam wrażenie, jakby pewne tematy padły ofiarą „ciach!”. I już, nie ma ich, zapominamy i jesteśmy szczęśliwi. Przypuszczam, że w książce niektóre elementy są bardziej rozbudowane.

Drugą trudnością, z jaką widz się zmaga jest znudzenie się tematyką seksu. No, że sam seks występuje w nadmiernej ilości to już nie wina Netflixa, tak po prostu jest w książkowym pierwowzorze i pokazuje pewną patologię nowolondyńczyków. Chodzi jednak o to, że w pewnym momencie się zacięłam i ciągła golizna buchająca z ekranu wydała mi się nudna i ciężkostrawna. Zastanawiam się, czy oni nie zrobili za dużo odcinków (9), czy też takie zatrzymanie ma uwydatnić to, jakie niezbyt ciekawe życie prowadzi tamtejsze społeczeństwo. W końcu „dzikus” sam pyta „nie masz dość tego samego?”.

I wreszcie dochodzimy do orgazmu, znaczy odpowiedzi, czy warto się za to zabrać. Odpowiedź może być tylko jedna: TAK. To jest świetna analiza społeczeństwa nastawionego tylko na przyjemności i nicnierobienie. To jest dobre spojrzenie na to, co może z nami robić Internet, i zaraz ostrzeżenie, by uważać na sztuczną inteligencję, bo może poważnie zaskoczyć. Ale jest to też doskonała opowieść o człowieczeństwie. O tym, jak to nim być, co się z tym wiąże. Dlatego uważam, że niezależnie od tego, czy obczailiście powieść, czy też nie, warto wziąć się za „Nowy wspaniały świat”.

Jeśli lubisz czytać moje recenzje, możesz wesprzeć bloga tu. Dziękuję serdecznie!

[ŚWIADOMOŚĆ] Przestań kopać

Masz doła? No wiesz, taki stan, w którym chcesz przestać być, a Twój logiczny tok rozumowania nagle mówi Ci, że zejście na Ziemię było jedną z najgłupszych rzeczy, których dokonałeś/aś.

W powiedzeniu „jeśli masz doła to przestań kopać” kryje się mądrość, którą być może wiele psychologów nie akceptuje. Ale jak to, możemy mówić człowiekowi, by się uśmiechnął, jeśli ma dolinę jak stąd do Niagary?

Możemy, bo uśmiech zmienia nasze wibracje.

Tak, tak, wiem, ukryta depresja i takie tam. OK.

Tyle że w tym powiedzeniu wcale nie chodzi o to, by nagle udawać, że rzygasz tęczą. O nie – nawet nie chodzi o to, byś wypierał emocje.

Źródło: http://liczilex.pl/2021/01/16/pozytywne-nastawienie-i-akceptacja/

Jesteś w danej sytuacji. Złej, dobrej – jeden pies, ważne, że fatalnie się czujesz. Co robisz? Możesz napisać wiersz stulecia o Twoim smutku, ale chyba nie masz zamiaru potem nim torturować licealistów w szkole. Dobra, więc to odpada. Dalej… iść na kawę z przyjaciółmi. Hmm, pomysł świetny, ale raz:

a) wszyscy Twoi znajomi wynieśli się z Pcimia Dolnego lub o Tobie zapomnieli;
b) trwa plandemia, więc możecie zrobić atak na galerię handlową, a potem pochwalić się najazdem policji na Wasz piknik;
c) Twój przyjaciel właśnie Ci powiedział, że spotkacie się po plandemii, bo nie chce narażać innych na niebezpieczeństwo. Szczególnie, że Ty nie nosisz maseczki, a on nosi, ale zapominając zakryć nosa.

Na całe szczęście, dziś większość osób nosiła prawidłowo :V.

No więc – co możesz zrobić, będąc w dołku?

Zaakceptować go.

Tak długo, jak długo będziesz w sytuacji, która go wytwarza, będziesz z nim żyć. To taki Twój kolega, tyle że pokazujący tę mroczniejszą stronę Ciebie. Możesz do niego mówić „wypierdalaj”, ale ponieważ sytuacja trwa i trwa i ani widu, ani słychu ratunku, potraktowanie delikwenta ostrymi słowami działa krótkoterminowo.

Ty, a może zacząć się lepiej odżywiać? Pójść do pracy?

Możesz, czemu nie. Jeśli Ci tylko budżet i miejsce, i zdolności na to pozwalają. Jest tylko jedna rzecz. Twój dołek niekoniecznie musi się z tego brać. Jeśli się nie bierze, to w dalszym ciągu zostaje Ci relacja ja-kolega.

W moim przypadku ten kolega chce mi powiedzieć to, co wiem od dawna. Źle się tu czuję i tak dalej, zresztą nie będę tu rozkminiać swojego prywatnego życia. Kto ma wiedzieć, ten wie.

Ale kolega nie chce zejść ze sceny i co wtedy?

Przede wszystkim – TO KOLEGA.

To nie Ty, bo idąc tokiem rozumowania tęczowych new age’owców, jesteś czystą miłością, światłością, tęczą niekoniecznie LGBT, no i samym uśmiechem. Czy jakoś tak.

Istotnie, mówię tu, że dołek to kolega po to, byś miał ułatwienie do poczynania obserwacji.

Obserwacja to stan, w którym obserwujesz. Nie utożsamiasz się z kolegą, nie wdajesz się z nim w jakiś zażyły kontakt. Kolega jest i tyle. I będzie, póki Twoja sytuacja się nie zmieni.

To oczywiście nie sprawi, że na wierzbie pojawią się gruszki. Spowoduje jednak, że tok rozumowania „po co tu jestem, niepotrzebnie żyję” będzie mniej ciążyć. A może nawet zniknie?

Wszystko mija. Dołek też, a wraz z nim sytuacja, w której się zagnieździłeś/aś.

Powodzenia sobie i Wam!