Nie trzeba tworzyć feministycznych filmów z kobietami, które są jak Mary Sue. Albo z kobietami, które pokazują, że mężczyźni są słabi i głupi. Wręcz przeciwnie – w „Thelmie i Louis” nie zobaczymy żadnej gównopropagandy, choć – jak na ironię – jest to diabelsko mocny feministycznie film. Trzeba wziąć poprawkę na to, że obraz wchodził do kin w maju 1991 roku, a więc w czasach, kiedy szowinizm miał się dobrze, a Harvey Weinstein* hulał na prawo i lewo.
Dzisiaj specyficzne kino
Zacznijmy od fabuły. Thelma (Geena Davis) i Louise (Susan Sarandon) są przyjaciółkami, które mają zacny plan – wakacje w górach. Jedna ma opory przed powiedzeniem o planach mężowi, a druga – śmiało idzie w projekt. Obie ostatecznie wyjeżdżają, a pod koniec dnia odwiedzają jakiś bar, w którym dochodzi do zabójstwa. Od tego momentu Thelma i Louise są ze sobą związane, i od tego momentu ich życie zaczyna się ostro przewracać do góry nogami.
Początkowo myślałam, że to obraz w stylu „aha, mamy tu femme fatale, która wszystkich doprowadza do płaczu”, ale nie. Okazuje się, że Ridley Scott (reżyser, producent) i scenarzystka – Callie Khouri – bezczelnie bawią się oczekiwaniami widzów. Oto od pierwszej chwili widzimy męża-złola Thelmy, Darryla (Christopher McDonald). I widz nie ma wątpliwości, z kim ma do czynienia, mimo że ten dopiero wybiera się do pracy i trwa z trzecia minuta filmu. Ale to nie do końca jest film o uciekającej przed przemocą osobie; tak – wszystkie piękne schematy w scenariuszach tu zostały nieco nadwyrężone. Co prawda, w perspektywie czasu film może być przewidywalny, ale… bez przesady. Mówię o końcówce, która chyba po prostu nie mogła mieć innego zakończenia, niż miała.
Mówiąc o zabawie historią, nie sposób nie wspomnieć o dwóch rzeczach. Wszyscy – prawie – mężczyźni to szowiniści i ogólnie rzecz mówiąc, chuje. Nie mniej, i tym akcentem film zdaje się bawić, szczególnie pod koniec, kiedy policjant WYRAŹNIE chce się zaopiekować Louise i Thelmą (!). Ponadto, również na początku myślałam, że mamy tu do czynienia z czarną komedią, ale… ja wiem, czy to można w ten sposób nazwać? Raczej nie, moim zdaniem bliżej temu obrazowi do dramatu, bo też bardzo wyraźnie uwydatnia on kwestie feministyczne.
I – nie da się ukryć – że są one pokazane w bardzo inteligentny sposób. Ale, ale, miałam przecież przedstawić drugi powód, dla którego film bawi się widzem. Otóż – spojler alert – kiedy w końcówce filmu widzimy, jak panie podejmują ostateczną decyzję, wtedy… Susan Sarandon zaimprowizowała pocałunek. Ale to nie jedyna scena, w której widzimy, jak samo życie układa scenariusz filmu. Kiedy na początku filmu Darryl wychodzi do pracy, do garażu, przytrafia mu się wypadek, bo wszędzie wszystko rozstawione, a dwóch ludzi w tle opiekuje się ogródkami. Tyle tylko, że aktorowi całkiem na serio wydarzyło się to, co widzimy na ekranie. I szczerze mówiąc, gdyby nie informacja, że to było nieplanowane, to bym nie uwierzyła. McDonald w tej scenie pokazał bardzo wysoką klasę aktorską, bo pozostawał w charakterze postaci – on naprawdę pojechał tych ludzi xD. Nie inaczej jest z Davis – widzimy, że ta sobie ładnie plażuje przy basenie hotelowym ze słuchawkami i wtedy Sarandon do niej woła, żeby poszła do samochodu. Niestety, albo stety (choć dla filmu raczej lepiej, niż gorzej), Davis miała ustawionego bardzo mocno walkmana, więc nie słyszała partnerki. Sarandon postanowiła po prostu ściągnąć na chama słuchawki, więc Davis całkiem na serio się wystraszyła. Prawda, że niesamowicie zagrały?
Ale nie tylko główne role świetnie tu pokazują swoje zdolności. Darryl – och, kurczę, nie mogę, spojler alert – ma przy sobie policjantów i rozmawia z żoną. Ta po tym, jak słyszy od niego „cześć” odkłada słuchawkę, byleby policja ich nie namierzyła. To była tak zabawna scena, że w kinie musiało być niezłe parsknięcie śmiechem. Ale mamy tu jeszcze rolę policjanta (Jason Beghe), który – uwaga – wcale nie wygląda na słabego. Całkiem poważnie podchodzi do sprawy, zajmuje się kobietami, po czym staje się ich zakładnikiem. Jego emocje, strach… dla mnie to było coś niesamowitego. W sensie, jakoś jego przerażenie mi zapadło w pamięć, choć ta rola była zdecydowanie niszowa.
Co do samej reżyserii, to Ridley Scott wyraźnie zdawał się inspirować… stylem filmów drogi. Choć ja tu wyczuwałam klimat „Easy Rider” – bo jego oglądałam – uważa się, że reżyser inspirował się Spielbergiem – „Sugarland Express”. Nie znam, więc wrócę do wrażeń. Niby mamy tu zwyczajne ruchy kamery, ale one są dość płynne, dość dynamiczne. Już w scenie z tańcem widać, że Ridley bawi się, że niektóre sceny nabierają niezwykłości, inności. Nie jest to mockumentary, na jakie chciał uchodzić „Easy Reader”, ale też nie jest to taka zupełnie standardowa praca kamery. I wypowiadam się z perspektywy roku 2024! A co na to recenzenci z tamtego okresu?
Jak już wspomniałam, „Thelma i Louise” to bardzo feministyczny obraz. I co więcej, twórcy osiągnęli to niezwykle prozaicznie. Weźmy takiego delikwenta, jakim był kierowca ciężarówki (Marco St. John, nawet nie pojawia się w napisach końcowych). Ta postać ewidentnie jest szowinistą, chamem, gburem i wszystkim, czego nie lubią kobiety. Ale to, w jaki sposób Thelma i Louise sobie z nim poradziły, jest nad wyraz feministyczne i aż miło się to ogląda. To oczywiście nie jedyne rzeczy, które miały wspierać feministyczny obraz, bo na przykład same główne bohaterki nie są doskonałe. Tak, widzowi doskonale się ukazuje ich wady, nieidealność. Ba, być może w tym obrazie jest nawet krytyka takich macho, ciasteczek, które wykorzystują kobiety tylko do własnych celów (np. Brad Pitt w roli J.D.). A co więcej – widzowi te wszystkie feministyczne naleciałości nie przeszkadzają! Ba, nawet w sytuacji, kiedy następuje pocałunek między bohaterkami, widz nadal nie ma nic przeciwko takiej scenie. Co więcej, może mu się zrobić ciepło na serduchu. Dlaczego? Ano właśnie, to jest doskonałe pytanie.
Odbiór
Trzeciego czerwca 1991 roku na łamach „New Yorker” ukazała się recenzja tego filmu zatytułowana „Outlaw Princesses”. Recenzent – Terrence Rafferty – zaczyna opowiadać o fabule: że Louise zabija jednego człowieka, bo ten próbował zgwałcić jej przyjaciółkę. Te uznając, że policja im nie uwierzy, zaczynają ucieczkę do Meksyku. Co na to recenzent?
I szczerze mówiąc… dla mnie te słowa są trochę przerażające. Nie mówię, że policja jest złolem, ale jednak wiedząc, jak się potrafi zachować, potraktować taką kobietę, wiedząc, że był rok 1991 a Weinstein robił, to co robił… ba! Film o śledztwie dziennikarskim, który dotyczył jego sprawy wyraźnie pokazuje, że w tamtych czasach nie wierzyło się osobom po przemocy seksualnej. A dla mnie, jako kobiety zachowanie bohaterek jest dość wiarygodne i myślę, że odebrałam je tak, bo sama jestem kobietą i rozumiem pewne trudności z tym związane lepiej, niż mężczyzna. Bo sorry – jakie rozumienie tematu było (a może w niektórych kręgach dalej jest), widać po powyższym komentarzu pana Rafferty’ego.
W sposób, w jaki jest skonstruowany scenariusz, czasami czujemy, niestety, że feministyczne pomysły są wykorzystywane oportunistycznie, tylko po to, aby utrzymać narrację w ruchu – że za każdym razem, gdy Thelma i Louise mają szansę się poddać, mężczyzna robi coś okropnego i wzmacnia ich przekonanie, że lepiej jest uciekać.
Zapraszamy do roku 2024, gdzie feministyczny obraz stał się właściwie groteską samą w sobie. Bo jeśli w „Thelmie i Louis” zostały użyte prymitywne sposoby, to co dopiero powiedzieć o dzisiejszych tworach Hollywoodu?
Nie mniej – to jest tylko pozorna ostra krytyka filmu, ponieważ Terrence dalej dodaje:
I chyba właśnie na tym polega różnica obrazów feministycznych z lat 90′ a dzisiejszych! Wtedy być może sztuczki scenariuszowe były proste jak budowa cepa i wcale nie odkrywcze, ale bohaterowie. To bohaterowie sprawiają, że chcemy oglądać filmy i nie narzekamy. Tego dowodem jest Sarah Connor czy Ripley, czy jakakolwiek inna kobieca postać z lat 90′, która przeszła do historii kina. Obecnie obrazy feministyczne są tak durne i miałkie nie tylko przez miałkie scenariusze, ale zwłaszcza przez postacie, które są postaciami papierowymi, bez duszy. Taka na przykład Chani z „Diuny 2” – ona w powieści była żywa, silna i niesamowicie oddana i zakochana w Paulu Atrydzie. A co zrobiła z tą postacią Zendaya? Nic. Grała jedną miną, a jej postać zachowywała się jak typowa femina, która jest feminą, bo tak i już. I nieważne, jakich warunków doznawała. Współczesnemu widzowi już się nie chce patrzeć na feminazi, ponieważ te feministyczne gierki są robione byle jak, bez żadnego charakteru, a nawet sensu.
Och, właśnie – napisałam, że „Thelma i Louise” to film specyficzny właśnie ze względu na pracę kamery. To znaczy – w wydarzeniach dużo się dzieje. Nie mniej… widz ma wrażenie, że akcja płynie wolno! Myślę, że Terrence doskonale opisał charakter obrazu:
Kamera uparcie wypatruje Davisa i Sarandon, jakby nigdy się nimi nie nasyciła: Scottowi wydaje się, że chce pokazać nam, jak wyglądają w każdym rodzaju światła i nastroju. Zafascynowany wzrok reżysera spowalnia rytm narracji; w tym filmie dzieje się całkiem sporo, ale ma on spokojny, ekspansywny charakter.
Choć dziś „Thelma i Louise” nie sprawiają odkrywczego charakteru, to w 1991 roku film sporo narozrabiał. Jak pisze Rebecca Nicholson na łamach „The Guardian”:
Gdy film został wydany w 1991 roku, wywołał falę kontrowersji, która zdawała się zaskoczyć jego obsadę i ekipę. Geena Davis i Susan Sarandon pojawiły się na okładce magazynu Time, pod tytułem „Dlaczego Thelma & Louise uderza w nerw”; o który nerw konkretnie chodziło, było przedmiotem wielu dyskusji.
Czy był to, jak niektórzy krytycy uważali, bezmyślnie przemocowy film, w którym dwie kobiety popełniają straszne zbrodnie w imię „wzmocnienia”? Czy „udają mężczyzn” pod przykrywką feminizmu? A może była to w rzeczywistości mizandria, niesprawiedliwa wobec mężczyzn, ponieważ przedstawiała wszystkich swoich męskich bohaterów jako okropnych?
Dziennikarka dodaje, że „Thelma i Louise” w późniejszych latach były parodiowane na różne sposoby, a szczególnie scena z Bradem Pittem, który – tak! – pojawia się jako totalne przystojne, półnagie ciacho.
Każdy od Marge Simpson po Taylor Swift próbował swojej własnej wersji.
Geena Davis (Thelma) przyznała, że jeśli dotychczas była kojarzona z „Soku z żuka”, to po „Thelmie i Louis” wszystko się zmieniło:
Jeśli ktoś mnie rozpoznał z tego filmu, chciał porozmawiać ze mną o swoim doświadczeniu podczas oglądania. 'To jest ta osoba, z którą go oglądałam, to jest ile razy go oglądałam, mój przyjaciel i ja odgrywaliśmy waszą podróż.’ 'Naprawdę? Którą dokładnie część odgrywaliście?’ [Śmiech] Ale zrozumiałam, jak niewiele szans dajemy kobietom, aby wyjść z filmu z poczuciem inspiracji i podekscytowania postaciami żeńskimi. I pomyślałam sobie, 'No, ale szkoda’, bo mężczyźni mogą wyjść z prawie każdego filmu, utożsamiając się z jedną z postaci męskich, ale kobiety prawie nigdy, więc pomyślałam sobie, 'Będę naprawdę o tym myśleć teraz, gdy podejmuję decyzje. Pomyślę, co kobiety w widowni pomyślą o mojej postaci?’
Davis od tamtego momentu zdecydowała się na wspieranie feminizmu w kinematografii, ale to nie jest tekst o jej wyczynach. Więc, wróćmy do lat 90′. W 1992 roku Oskary musiały być bardzo zawzięte i bardzo ciekawe. Film „Thelma i Louise” dostał aż sześć nominacji (najlepsza aktorka – Geena Davis; najlepsza aktorka – Susan Sarandon; najlepszy reżyser – Ridley Scott; najlepszy scenariusz – Callie Khouri; najlepsze zdjęcia – Adrian Biddle; najlepszy montaż (editing) – Thom Noble), a wygrała tylko Callie Khouri. Hmm, aż się zaciekawiłam z kim kto konkurował. Tak czy inaczej, ogólna liczba nagród dla filmu to 24, a więc całkiem sporo i świadczy to o tym, że jednak „Thelma i Louise” to ważny film. Nie tylko tamtych czasów, ale i obecnych.
Bo – jeżdżąc po artykułach z okazji „20-lecia/30-lecia” itd. premiery „Thelmy i Louise” zauważyłam wyłącznie komentarze „obraz dalej aktualny”. I choć świat się zmienił na naszych oczach, Weinsten został skazany na lata odsiadki, a role płci w hollywoodzkich filmach praktycznie się odwróciły, to moim zdaniem obraz się nie zestarzał. Nadal bardzo dobrze się go ogląda. I co więcej, na różnych poziomach kobiety mogą się w nim odnajdywać.
Choć nie opisałam tematu tak obszernie, jak w tej książce:
to mam nadzieję, że tekst wystarczająco pokazał, dlaczego „Thelma i Louise” Ridleya Scotta był – i nadal jest – ważnym, feministycznym obrazem w kulturze. A jeśli Ci się tekst spodobał, to proszę, wesprzyj mnie tu, dzięki czemu będę mogła sobie pozwolić na recenzję prosto z kina. Dziękuję.
* to ten delikwent, co został skazany na przynajmniej 65 lat więzienia, bo gwałcił i molestował na prawo i lewo aktorki.
Źródła:
- https://faroutmagazine.co.uk/thelma-and-louise-30-ridley-scott-feminist-classic/
- https://www.irishtimes.com/culture/film/thelma-louise-why-the-glorious-groundbreaking-movie-still-strikes-a-nerve-after-30-years-1.4573499
- https://collider.com/geena-davis-interview-thelma-and-louise-bentonville-film-festival/
- https://www.vox.com/2016/5/24/11747604/thelma-and-louise-25th-anniversary-sarandon-davis
- https://www.themarysue.com/thelma-and-louise-30-years-later/
- https://crimereads.com/thirty-years-later-thelma-louises-impact-is-stronger-than-ever/
- https://www.cbc.ca/arts/how-thelma-louise-taught-us-to-challenge-expectations-and-rebel-against-the-status-quo-1.6036400
- https://slate.com/culture/2022/07/thelma-louise-ending-meaning-ridley-scott-callie-khouri.html
- https://www.theguardian.com/film/2021/may/24/thelma-and-louis-susan-sarandon-geen-davis
- https://screenrant.com/thelma-louise-ridley-scott-movie-facts-trivia/
- https://www.newyorker.com/magazine/1991/06/03/thelma-and-louise-movie-review-outlaw-princesses
- https://www.rogerebert.com/reviews/thelma-and-louise-1991
- https://www.theguardian.com/film/2023/may/31/thelma-and-louise-review
- https://www.npr.org/2011/05/20/136462014/looking-back-on-thelma-louise-20-years-later