Bashar, cytaty

-1-

Źródło

Czy istnieje sposób, abyśmy naprawdę pamiętali o sobie, o naszym prawdziwym ja? Tak. Dlatego właśnie dajemy wam formułę. Tak to działa.

Wszystko sprowadza się do kilku prostych instrukcji. Ponieważ kiedy podążasz za instrukcjami działania zgodnie z twoją pasją najlepiej, jak potrafisz, bez założeń, bez upierania się przy wyniku, i pozostajesz w pozytywnym stanie bez względu na to, co się dzieje, co się dzieje? Podnosisz swoją częstotliwość. Kiedy podnosisz swoją częstotliwość, co się dzieje? Stajesz się bardziej czułą anteną do komunikacji i odbioru informacji oraz inteligencji o wyższej częstotliwości.

Kiedy stajesz się lepszym odbiorcą tych informacji, co się dzieje? Rozszerzasz swoją świadomość. Kiedy rozszerzasz swoją świadomość, co się dzieje? Poznajesz siebie głębiej, pełniej, prawdziwiej. To wszystko działa razem.

Dlatego dajemy wam instrukcję. Prawie każde pytanie, które większość z was nam zadaje, jest zawarte w tej instrukcji. Kiedy ją wykonasz, staniesz się bardziej sobą.

A kiedy jesteś bardziej sobą, będziesz lepiej siebie znać. Czy to ma sens? Ma sens. Dlaczego tak szybko i łatwo zapominamy o naszej sile? Ponieważ zostaliście tego nauczeni.

Ponieważ zostaliście nauczeni wierzyć w przekonania oparte na strachu, które mówią, że nie jesteście godni, nie zasługujecie, nie jesteście potężni, nie jesteście pewni siebie, nie ufacie, nie jesteście połączeni, nie macie kontroli. Tak, to są rzeczy, które są wam wpajane na waszej planecie, kiedy dorastacie w swoim społeczeństwie, przez waszych rodziców, przyjaciół, waszą edukację. Ale kiedy stajesz się dorosły, zaczynasz zdawać sobie sprawę, hej, karmiono mnie czymś, czego już nie mogę strawić.

To nie ja. Musiałem w to wierzyć przez jakiś czas, ponieważ inni ludzie sprawili, że wierzyłem, że jeśli w to nie uwierzę, to oni się mną nie zajmą. Nie polubią mnie.

Nie przeżyję. Ale teraz jesteś dorosły. Potrafisz samodzielnie zadbać o swoje przetrwanie. Możesz prosperować. Musisz dowiedzieć się, kim naprawdę jesteś. Musisz odpuścić rzeczy, które już nie są tobą, które wspierały cię do pewnego momentu, ale których już nie potrzebujesz.

Większość z was nosi w sobie systemy przekonań innych ludzi, które nie mają z wami nic wspólnego. Niesiecie ze sobą bagaż innych ludzi, można by powiedzieć. Wasz bagaż nic nie waży.

Jeśli czujesz się powstrzymywany, oznacza to, że nosisz bagaż kogoś innego. Zrzuć go. Dowiedz się, jakie są te przekonania, które są niezgodne z tym, kim naprawdę jesteś, kim wolisz być.

A kiedy te przekonania oparte na strachu, negatywne przekonania przyniesiesz do światła swojej świadomości, z twojej podświadomości i naprawdę zobaczysz, co one mówią, pierwszą rzeczą, którą zauważysz, jest to, że częściej niż rzadziej będą wydawać się nielogiczne, bezsensowne, gdy naprawdę zrozumiesz, co mówią. Przejrzysz je jako kłamstwo. I dlatego, gdy tylko przekonanie wydaje ci się nielogiczne, znika.

To jest koniec procesu jego puszczenia, a nie początek. Ponieważ nie trzymasz się niczego, co wydaje się bezsensowne. Jeśli trzymasz się przekonania, to oznacza, że istnieje inne przekonanie, które sprawia, że to przekonanie wydaje się sensowne.

Musisz dowiedzieć się, co to za przekonanie i kopać, kopać, kopać, aż dojdziesz do podstawowego, fundamentalnego przekonania, które trzyma wszystkie inne razem. A kiedy już rozbijesz to podstawowe negatywne przekonanie, wszystkie inne upadną. Ale czasami negatywne przekonanie, to fundamentalne, ponieważ próbuje się utrwalić, jak wszystkie przekonania, może ukrywać się pod innymi przekonaniami, pozwalając ci myśleć, o, znalazłem to negatywne przekonanie, już go nie ma, teraz wszystko będzie inaczej.

Ale widzisz, że tak nie jest. Wciąż działasz tak samo, wciąż zachowujesz się tak samo, wciąż czujesz się tak samo, wciąż myślisz tak samo, wciąż masz te same negatywne doświadczenia. To po prostu oznacza, że nie znalazłeś podstawowego negatywnego przekonania.

Kop dalej. Gdy je znajdziesz i zobaczysz, że nie ma sensu, i naprawdę je puścisz, wtedy wszystko się zmienia, wszystko się przesuwa. Ale odkryjesz, generalnie rzecz biorąc, mimo że może być bardzo wiele specyficznych sposobów, w jakie to może się wyrazić w twoim życiu, zwykle okaże się, że podstawowe negatywne przekonanie to jakaś wersja przekonania, że nie jestem godny.

A jednak istniejesz. Jak to możliwe, że istniejesz, jeśli nie jesteś godny istnienia? Czy wierzysz, że stworzenie popełnia błąd? Nie popełnia. Nic nie jest bezcelowe w istnieniu.

Istnieje z jakiegoś powodu. Więc jeśli istniejesz, żeby to ująć potocznie, istnienie musi cię potrzebować, aby być kompletnym. Ponieważ jeśli naprawdę by cię nie potrzebowało, nie istniałbyś.

Dlatego jesteś godny z samego faktu, że istniejesz i nie potrzebujesz innego powodu, by być godnym. Jeśli zaczynasz wierzyć, że nie jesteś godny i wciąż w to wierzysz, to kłócisz się z istnieniem o swoją wartość. Nigdy, przenigdy nie wygrasz tej kłótni.

Nigdy. Ponieważ nie możesz przestać istnieć. Możesz zmienić formę, ale ty, ty, który jesteś sobą, odbicie wszystkiego, co jest, twoja perspektywa, twoja unikalna świadomość, nie może przestać istnieć.

Dlaczego? Ponieważ z definicji, nie ma gdzie pójść. Nieistnienie, z definicji, nie istnieje. Pomyśl o tym.

Taka jest jakość nieistnienia. Nie istnieć. Nie istnieje.

Taka jest jego jakość. Więc jeśli istniejesz, nie możesz stać się nieistniejącym, ponieważ nieistnienie nie istnieje. Nie ma gdzie pójść.

Więc jesteś godny, ponieważ istniejesz. Czy to ma dla ciebie sens? Czuję to wszystko. Czuję to, prawie jakbym był ulą, a ta ula się w jakiś sposób rozdziela.

Więc idę we właściwym kierunku. A jeśli jesteś sobą, to na pewno jesteś sobą po raz pierwszy w życiu, tylko sobą, nie nosząc bagażu innych ludzi, ale nadal na tej samej ścieżce. Tak, dokładnie.

Na ścieżce bycia sobą, widzisz, to jest właściwie twoje przeznaczenie w życiu. Was wszystkich być sobą tak pełnie, jak tylko możecie. Możecie wyrazić to przeznaczenie na wiele sposobów, ale to są wyrazy waszego przeznaczenia.

Waszym przeznaczeniem jest być sobą. To wszystko. Proste.

Nie komplikuj tego. Nie utrudniaj. Po prostu bądź sobą.

Mimo że większość z was została nauczona tego, najtrudniejszą rzeczą do zrobienia jest bycie kimś, kim nie jesteś. Najłatwiejszą rzeczą jest być sobą. Cały ból, cała walka, całe cierpienie, wszystkie trudności wynikają z próby bycia kimś, kim nie jesteś.

KRÓTKOMETRAŻOWE ANIMACJE W WYŚCIGU O OSKARY 1992

Ja chyba nie będę ich omawiać. Po prostu obejrzyjmy je – to zajmie chwilę…

Strings

Blackfly

Zmanipulowany – zwycięzca Oskara

Podsumowanie

Pamiętam, jak kiedyś TVP puszczała „Strings”. Nie wiem, w ramach czego to było, ale kreska zapadła mi w pamięć. Natomiast przy „Blackfly” znajoma wydawała się piosenka, i zajrzałam, i to była robota jakiegoś Kanadyjczyka. Jednakże najbardziej zapada w pamięć ostatnia produkcja: Zmanipulowany. Jest ona jednocześnie najsmutniejsza i nie napawa optymizmem.

A Wy co sądzicie o tych produkcjach? Dajcie znać na fejsbruczku, dziękuję 🙂

[SIERPIEŃ 2024] Recenzje patronackie

Jeśli czujesz, że moje teksty są dobre i fanpej zasługuje na wsparcie, możesz wesprzeć mnie na zrzutce. To oznacza więcej seansów w kinie :). Tymczasem zapraszam do recenzji prosto spod kina.

DEADPOOL&WOLVERINE

Byłam, widziałam i… dobrze się bawiłam. Tak, to był dubbing. I szczerze? Nie żałuję. Polscy aktorzy (w roli Deadpoola Maciej Stuhr) naprawdę się postarali, aby widz odczuwał emocje postaci. Może nie usłyszałam charakterystycznych tekstów z oryginału, ale dialogi same w sobie były zabawne, a film bardzo przyjemny.

Deadpool usiłuje uratować swój świat. Problem w tym, że potrzebuje do tego Wolverina, a dobrze wiemy, jak oryginał skończył. No, ale nasz bohater znajduje następcę, który w swoim świecie jest zupełną porażką. Więc czas na akcję…

Bardzo dobrym ruchem było to, aby nie spojlerować filmu aż do premiery. Po premierze niestety wszystko pękło i w sieci rozlały się informacje. Nieważne, że pójdziesz na film za dwa tygodnie – internet, czy tego chcesz, czy nie, zaspojleruje Ci Deadpoola. Z jednej strony psuje to trochę efekt np. cameo albo Cavilla, a z drugiej, jest to film na tyle udany, że nawet bez dobrej znajomości MCU będzie bawił. Ba, fani samochodów też coś dostali.

Krytykowana jest opcja „uratować świętą chronologię”, ale to jest pomysł tak głupi, że aż śmieszny. Większość tego, co zobaczymy w Deadpoolu to po prostu czysto relaksacyjna albo naparzanka, albo zabawa w dialogach. I tak, fabuła to w zasadzie gagi. Czy to źle? Nie – film dokładnie wie, czym chce być. Nie sili się na filozofię czy skomplikowaną intrygę, chce Ci dać czystą rozrywkę. I takich filmów potrzebujemy.

Ten film to taki trochę hołd dla Foxa, co widać szczególnie w napisach końcowych. I serio, PO nich jest scenka, i to bardzo zabawna, więc zostańcie do końca.

Deadpool trochę sobie robi jaja z Marvela i mnie to bardzo bawiło. Uważam też, że pierwsza, rozpoczynająca sekwencja filmu to czyste złoto. Ogólnie, walki są całkiem przyzwoite, choć John Wick to to nie jest. Ale szczerze, trudno przebić wstęp – to tak, jakby ktoś narzekał na walkę przy logotypie Foxa.

„Możesz przestać, ludzie chcą iść do domu!” – ucina gadkę Deadpool. Spodobało mi się to, ale niestety, trochę ten film się dłuży. Film ma wartką akcję, ale gdy zwalnia, by niby poznać bohaterów, to… chciałabym kolejną scenę walki. Nie znaczy to, że te sceny są złe. Po prostu czegoś zabrakło. Takiego… płynięcia. Choć widać, że ekipa doskonale się bawiła, w tym przypadku okazało się to za mało. Po prostu 2 godziny to chyba troszkę za długo jak na film tylko z gagami.

Ale – to dobry film, który będzie bawić szczególnie znawców Marvela. Inni też wyjdą z uśmiechem na twarzy, bo zwyczajnie miło się to ogląda. Ta część spodobała mi się o wiele bardziej niż druga. Była odważniejsza i nie miała skrupułów przed krwawymi scenami czy przekleństwami. Bardzo dobrze.


TRAP

Koncert, seryjny morderca i armia policjantów. Co może pójść nie tak?

Trailer zdradził ważną rzecz: FBI urządziło sobie łapankę na seryjnego mordercę w trakcie koncertu. Tymczasem film powoli odkrywa przed nami wszystkie karty. Choć w sumie, nie wiem, czy lepsza jest niewiedza, czy wiedza, ale film wypadł dobrze.

Będę w gronie nielicznych, ponieważ uważam, że to zgrabny kryminał z zacięciem thrillera od A do Z. Być może osoby, które twierdzą, że „finał nie dowiózł”, spodziewały się czegoś w stylu „Szóstego zmysłu”. Ewentualnie oglądam za mało filmów Shyamalana.

Mamy tu próbę ucieczki przed policją, co świetnie buduje napięcie. Czy go złapią? I niby mamy kibicować złoczyńcy, ale nasz złoczyńca ma inteligencję 200 IQ, więc w sumie kibicowałam FBI.

Może film ma o jedną scenę ucieczki za dużo, ale dobrze bawiłam się do samego końca. Był to lekki kryminał, ale zrozumie to tylko fan kryminałów czy thrillerów.

Filmo Granie Wydarzenia Muzyka i Czytanie. Shyamalan postanowił zrobić prezent swojej córce – Salecie. Jest ona piosenkarką, a dzięki temu filmowi zyskała płytę, którą słucha się całkiem przyjemnie. To czysto popowe, lekkie i typowo wakacyjne utwory. Dostępne są tu.

A co do córki, nasz złoczyńca jest również tatusiem granym przez Josha Hartnetta i, moim zdaniem, aktor zaprezentował swoje wysokie umiejętności. Na początku mamy wrażenie, że jego twarz jest jak każda inna, postawa – jak każdego dobrego ojca. Z czasem jednak zaczyna wyglądać mniej dobrodusznie, jego rysy stają się twardsze, wręcz nieprzyjemne.

Tester Doświadczeń, nie wiem, czy ten film Ci się spodoba, ale raczej nie oczekuj tu wielkiej psychologii. Po prostu Shyamalan bawi się budowaniem napięcia i robi to naprawdę dobrze. I chyba wiem, dlaczego jego filmy – w przeciwieństwie do Vegi – dalej przyciągają i pociągają. Po pierwsze, mam wrażenie, że Shyamalan naprawdę czerpie czystą radość z tworzenia i to czuć. Po drugie, jego historie koncepcyjnie mają sens, są poukładane, nawet jeśli w końcówce lekko nie dowozi.

Generalnie, uważam „Trap” za całkiem miły, lekki thriller i cieszę się, że na nim byłam.

PS. Tak, zdjęcia są ładne.


TWISTERS

Dawno, dawno temu, w latach 90., pojawił się „Twister”, który i dzisiaj ogląda się bardzo przyjemnie. Rzecz polegała na opowieści o łowcach tornad, którzy przy okazji chcieli je zbadać. Film zawierał dużo humoru i właściwie był lekkim kinem katastroficznym. Tam w zasadzie mało co ginęło, a jeśli już, to nie powodowało dużych łez u widza, jeśli w ogóle. Obraz był nominowany do Oscara w dwóch kategoriach: najlepszy dźwięk i efekty wizualne. W tej pierwszej kategorii przegrał z „Angielskim pacjentem”, a w tej drugiej z „Dniem niepodległości”.

Po co o tym mówię? Bo nowy „Twisters” raczej nie ma szans nawet na nominację w kwestii udźwiękowienia czy efektów specjalnych. Wprawdzie jest – wg IMDB – lepiej oceniany od pierwowzoru (?), ale w zasadzie jest praktycznie innym filmem, jeśli chodzi o klimat. Choć nie znaczy to, że nic nie łączy obu produkcji.

Otóż, jeśli oglądaliście „Twistera”, to pierwsza scena będzie bardzo nostalgiczna. Widzimy maszynerię do zbadania tornada, która jest niemal kropka w kropkę identyczna (i nazywa się Dorotką!) jak ta zaprezentowana w „Twisterze”. Mało tego, późniejsze wątki fabularne – jak na przykład rywalizacja między grupkami – także przypominają film z 1996 roku.

Ale na szczegółach podobieństwa się kończą, bo „Twisters” jest o wiele, wiele poważniejszy od klasyka. Główna bohaterka zmaga się z traumą, ale mimo wszystko próbuje zbadać te nieszczęsne tornada. W sumie spodobał mi się nagły zwrot akcji, jeśli chodzi o towarzystwo.

Niestety, z dzisiejszych filmów na „Twistersie” bawiłam się najsłabiej. Być może ma to związek z tym, że unikam filmów katastroficznych i nie jest to mój ulubiony gatunek. A być może chciałam, by ten film był lżejszy, niż był. I trwa jakieś 8 minut dłużej od „Twistera”. W sumie nie wiem, czy to jest dobra reklama, bo widzicie: jeśli za pierwszym razem, kiedy byłam dzieckiem, „Twister” mi się podobał, a jako dorosła osoba nadal miałam do niego sympatię, to… no… przyznaję, „Twisters” zwyczajnie mi się dłużył. Mało tu było do śmiechu, a jedynie drużyna wariatów-łowców tornad rozluźniała atmosferę, ale i tak do pewnego momentu. Tak, zdecydowanie chciałam lżejszej opowieści.

Zastanawiałam się też, dlaczego w USA „Twisters” sprzedaje się jak ciepłe bułeczki, a w Europie wręcz przeciwnie. Być może chodzi o nostalgię. A być może nie – tak wyszło.

Jeśli ktoś lubi filmy katastroficzne, to myślę, że będzie się tu nieźle bawił. Technologia może nie jest jakoś bardzo realistyczna, ale przynajmniej nie wydziwiają, że chodzi o rozbicie komety.

PS: Jeśli chodzi o propagandę w kwestii ocieplenia klimatu, to nie ten adres. Owszem, jest wspomniane, że jest większa susza i więcej tornad, ale to było jedno zdanie, którego wątek nie został rozwinięty.

PS2: Tutaj bardzo klimatyczne były napisy końcowe, przynajmniej w pierwszej części, gdzie pokazywano skrawki gazet czy filmów. Ogólnie, skapnęłam się, że ta historia ma jakąś bazę charakterów – podano dwa nazwiska, których w tej chwili nie wymienię. Jak film wjedzie na neta, to może się temu przyjrzę bardziej, jeśli będzie czemu.