Postanowiłam sprawdzić, kto reżyseruje ostatni – ósmy – odcinek „Pierścieni Władzy”, bo praca kamery, ujęcia i zdjęcia całkiem ładnie pracowały. Muzyka również. Tylko że to wciąż nie rozwiązuje problemu z moją biedną głową, gdy oglądam serial – of course, ból.
Nieeee, nie dlatego, że panowie z Amazonu kompletnie zaorali całe lore Tolkiena. I to nie jest z mojej strony ironia, ponieważ ostatni odcinek obejrzałam jako zupełnie randomową historię fantasy kompletnie niezwiązaną z mistrzem fantasy.
Wayne Che Yp był odpowiedzialny za reżyserię ósmego odcinka, można się rozejść.
Chociaż nie, pewnie chcecie pośmieszkować z serialu, bo choć jakaś połowa internetu to robi, to jednak śmiechu nigdy za wiele, bo jest zdrowy.
No więc… to trzeba zobaczyć. Nie żartuję – trzeba zobaczyć na własne oczy, jaki to jest szwindel i jak bardzo jest komiczne. Choć Amazon zaznaczył, że serial ma „13+ nastolatki”, to sądzę, że w dobrym serialu dla tego targetu dialogi są inteligentniejsze, a w jednym odcinku serial nie robi sobie fakapów.
Pierwszym fakapem była siostra tego marynarza, który chciał być marynarzem, ale zginął czy tam zaginął, no i ta siostra maluje portret króla – umierającego – no i wzięło ich na pogawędkę. Po niej ta odkrywa kulkę do przewidywania przyszłości i koniec. Także moi drodzy, nie musicie się przejmować nieznajomością imienia kobiety, ani nawet „co to za marynarz był”, ponieważ te wątki nie będą kontynuowane.
Drugim fakapem – któremu przyznaję Laur Zwycięstwa Elendila, bo król elfów cały czas nosi tę koronę a’la igrzyska olimpijskie – jest sprawa pierścieni.
I nie, nie chodzi mi o to, że wykuto tylko trzy i to w dziwnej kolejności. Ani nawet nie o to, że Halbrand jest Sauronem, no i tenże Sauron pracuje z nimi, by je wykuć. Nie, nie.
Jak się zapewne domyślacie, chodzi o Galadrielę. I Elronda trochę też, ale ten miał po prostu spowolniony refleks mózgu, więc można mu wybaczyć.
Galadriela bowiem zaczyna się kapować, że facet, z którym przebywała w kij dużo czasu jest jakiś dziwny. Nieee, wcale nie przez to, że sobie ciężko ranny truchtał na koniku do krainy elfów. Ona się skapnęła, bo Celebrinbor (czy jak mu tam) mówi dziwnymi słowy do króla. No i wtedy każe poszukać w bibliotece danych o królach Śródziemia. Okazuje się, że potomek kraju, który miał być Halbrandem nie istnieje. Ale przy okazji – bo scenkę twórcy rozwijają do spotkania z Halbrandem – dowiaduje się, kim on naprawdę jest. I tak, w końcu zajarzyła, że to Sauron!
A w kuźni są robione pierścienie.
Jak myślicie, co robi elfka, która ma na karku ponad 1000 lat, doświadczenia podróżniczego trochę i wie, że pierścienie są złe? Oczywiście, że pozwala im powstać, w końcu te pierścienie pozwolą w jakiś sposób uratować elfy! I nie będą musieli opuszczać tej ziemi na której Celebrinbor buduje (budował?) doskonałą kuźnię. Aha – widz nawet się nie skapnie, że to już nowa kuźnia . Taki tam mało ważny szczególik, ale co tam, idziemy dalej.
I o ile można powiedzieć, że „Galadriela dobrze zrobiła, bo pierścienie ocaliły krainę elfów”, o tyle to nie trzyma się kupy. Nie trzyma się kupy nie dlatego, że nasłuchałam się randomów komentujących ten odcinek, ale dlatego, że jest to tak pokazane. Pokazane jest w sposób… jakby Galadriela nie mogła się zdecydować, no… nie, to nie to. Kurde, to jest takie zachowanie może trzynastolatki. Tylko to chyba prawidłowo opisuje sytuację, w jakiej elfy się znalazły.
Innymi słowy mamy Saurona, który chciał zostać w Numenorze, ale Galadriela namieszała tak, że Numenor wyruszył wątpliwą ilością statków na walkę. Mamy Saurona, który poradził Celebrinorowi jak mieszać stopy i tu się zatrzymamy na chwilę, ponieważ DIALOGI mocno kuleją.
Otóż – ich autor jest niezdecydowany, czy chce, by elfy mówiły normalnie, czy tak bardziej poetycko. Może się czepiam, ale mam wrażenie, że w jednej scenie potrafią mówić do siebie w szybki, prosty sposób, a w następnej jest to rozwlekłe i bezsensowne. I można powiedzieć, że całość cechuje się jednym stylem, ale zdecydowanie coś tu mocno zgrzyta i aż zęby miejscami bolą.
Więc, wracając do Galadrieli to wygląda na to, że swoją głupotą – czytaj skokiem za burtę xD w pierwszym odcinku – narobiła dużo, dużo problemów Śródziemiu. No, typowa fantasy nastolatka. A nie, czekaj…
Nie mam sił się naigrywać dłużej z tego czegoś, co chyba w polskiej popkulturze przyjmie pseudonim „Rings of Pała”. Ten serial nie jest ohydny, ten serial potrafi sam sobie zaprzeczać. W dodatku robi to w taki sposób, że odbiorca nie wie do końca, czy coś zostało zaznaczone, czy o co chodzi. Ja szczerze mówiąc na tym odcinku kilka razy się zaśmiałam, bo sceny WYGLĄDAŁY tak głupio (w sensie dialogowym+), że to naprawdę trzeba było zobaczyć. Także, jeśli odpoczęliście z jakiś przynajmniej miesiąc po poprzednim odcinku, nie będziecie podchodzić za poważnie do lore Tolkiena, weźmiecie sobie popcorn, to MOOOOŻE ten odcinek… będziecie w stanie obejrzeć i nawet parę razy wybuchniecie śmiechem. A, ale scena, w której Sauron kusi Galadrielę jest ładna, lecz nie sądzę, by było warto się dla niej poświęcać.