Jeszcze jestem przed obroną dyplomu, ale już sobie tworzę wizję kolejnych lat. No bo wiecie – studia pisarskie oprócz dyplomu niewiele dają. Naprawdę. I pewnie po wszystkim napiszę „to była niesamowita droga”, ale nie przez to, co się działo na zajęciach. Raczej przez to, co się działo i dzieje w moim środku.
A co się dzieje?
Szczerze, zaczynam iść własną ścieżką. To udowadnia dzisiejszy sen, który z pozoru jest głupotą. No bo wiecie, jestem osobą niedosłyszącą, noszę aparaty słuchowe. A dziś przyśniło mi się to:
na głowie mam aparat słuchowy i ten wężyk zwisa mi nad twarzą i jest pocięty tuż przed wkładką.
No głupie, prawda?
No właśnie NIE!
Z duchowego/biologicznego/itd. punktu widzenia niedosłuch mówi: „czego nie chcesz słyszeć”. Odpowiedź na to wyklarowała się w zeszłym roku: SIEBIE.
No dobrze, skoro mam już ten aparat słuchowy uszkodzony, to znaczy, że on już nie jest mi potrzebny, bo słyszę SIEBIE.
Co ma piernik do wiatraka?
W zeszłym tygodniu zastanawiałam się nad magisterką z bibliotekoznawstwa. Tylko pojawił się jeden problem: to był cały czas plan mojej mamy. To ona chciała, bym poszła na ten kierunek. Swoją drogą, o wiele sensowniejszy dla mnie, niż randomowa polonistyka w szkółce niedzielnej. Ba, przeglądałam nawet program zajęć. Ciekawe, ciekawe… no, ale czy to jest MÓJ PLAN? W końcu, zdesperowana, że ciągle podążam cudzą ścieżką, stwierdziłam, że pierdolę to i przestałam się zajmować tematem.
Pisanie licencjatu zbliża do decyzji, „co po tym”. Na pewno nie będę kontynuować studiów pisarskich, nawet jakby ciągnęli mnie młotem i kowadłem na to. No, więc magistry szukać, no bo dobrze mieć coś wyżej, konkretnego, prawda?
Właśnie – MIAŁAM CHOLERNIE DUŻE UCZUCIE, ŻE POTRZEBNY MI KONKRETNY KIERUNEK. Taki stricte. Wiedza specjalistyczna.
W trakcie głodówki, po seminarium, zaczęłam grzebać w internetach. Wiecie, wpisałam „social media studia” i są studia I stopnia, które teoretycznie są w temacie, ale mnie interesuje magisterka.
Na scenę wkracza on!
W całej swej niezłomności i okazałości, z piękną katedrą mariacką i wspaniałym dźwiękiem słyszalnym o dwunastej w południe…
Tak, chodzi o Kraków.
A konkretnie tamtejszą Akademię Górniczo-Hutniczą, która w podyplomówkach oferuje konkrety o social media. Jest SEO, snapczaty i inne cuda, a najlepsze, że program jest aktualizowany na bieżąco. Pięknie to wygląda. Tyle że jest pewien szkopuł.
Podyplomówki kosztują.
4500 złotych za całość, czyli za dwa lata. Można rozłożyć na dwie raty. To i tak dla mnie w tej chwili gigantyczna suma.
Tyle że pan aparat, położony na blacie biurka krzyczy do mnie: PIT!!! PIT!!! PIT!!!
Otóż – mam wprawo wpisać aparaty do PITu, wtedy dostanę jakiś zwrot za to.
Liczę, że będzie to taka kwota, która pozwoli mi na rozpoczęcie studiów social media na AGH. Tego się trzymam. I już wiem, że chcę na nie iść, bo po prostu się na nie zwyczajnie NAPALIŁAM.
(: