Grudzień 2014. Wśród kinomaniaków gruchnęła informacja: Tomasz Kot zagrał oscarową rolę w „Bogach”. Wszyscy jak jeden wąż powtarzali: na takie filmy czekamy! Chcemy więcej! Czy to może być zapowiedź nowej, znakomitej fali w polskiej kinematografii?
Marzec 2021. Ostatni dzień „Bogów” w Netflixie, to sobie wreszcie włączam. I co? I ja nie wiem, co powiedzieć. Nie dlatego, że taki dobry, ale dlatego, że czegoś mi w tym wszystkim brakowało. Zaraz, zaraz, przecież „Bogowie” trwają dwie godziny! No, tak, ale widocznie to za mało, by pokazać dobitnie, co się działo, gdy Religa postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i nie tylko Polakom, ale także i światu pokazać, że można skutecznie przeprowadzać transplantacje serca. Wszyscy znamy tę historię i nie wiem, czy ona może w jakikolwiek sposób zaskoczyć. Szczególnie, że film nie wychyla się, nie zagłębia się w charaktery, a ściślej – w relacje międzyludzkie. Widać, że każdy aktor, nawet pielęgniarka Ania, gra na bardzo wysokim poziomie. Ale zabrało mi EMOCJI. To wszystko było pokazane tak sucho, tak… no jest pomysł, jest problem, jedziemy dalej, rozwiązujemy go, upijamy się do cna, żona nieszczęśliwa, ale co z tego. Jasne, że widać, iż Religa niezbyt dbał o związki, ale właśnie: gdyby dodali obraz cierpiącej kobiety, tęskniącej za mężem, to by moje serduszko coś więcej poczuło. A i wielu krytyków powtarzało, że ten film jest mało odważny, choć okazji nie brakowało. Nie brakowało okazji do tego, by wgłębić się w problem alkoholizmu, nie brakowało… no, widz widzi, że politycy nie są zbyt chętni do działania w temacie. Tylko że ja nadal nie czuję tego napięcia. No facet chce trzy miliony dolarów. No i co? Nie zrobi? Zrobi, wiemy to z historii.
„Bogów” warto zobaczyć dla Kota i gry aktorskiej, ale niekoniecznie dla historii. Nie w 2021. Dziś możemy potwierdzić, że tak, od kilku lat obserwujemy w polskim kinie nową, młodą falę. Rodzime produkcje stają się nie tylko ciekawsze, ale także odważniejsze. I nawet jeśli komuś się nie spodobały slashery w stylu „Wszyscy moi przyjaciele nie żyją”, to jest to prawdopodobnie kwestia tego, że nie gustuje w tym gatunku. Jasne, że porażek nie brakuje, ale stwierdzenie „eee tam, polskie kino jest do dupy” jest z dupy. Nie dzisiaj. Dziś polskie kino zaczyna sobie radzić na światowym gruncie. Ba, nasi aktorzy coraz częściej są widoczni w zagranicznych produkcjach i nie mam tu na myśli kina rosyjskiego.
Cieszę się, że obejrzałam „Bogów”, bo dowiedziałam się, że nie musiałabym aż tak bardzo żałować, że ich nie obejrzałam właśnie. Również mi miło, że po latach mogę potwierdzić: tak, polskie kino radzi sobie coraz lepiej!
Obecnie film można obejrzeć na mojeekino.pl, co jest o tyle ważne, że wspieramy przy okazji polskie kina.
Jeśli spodobała Ci się ta recenzja, to możesz mnie wesprzeć tutaj. Dziękuję :).