No więc… jak ktoś wpadł na mojego Insta, to wie, że dzisiaj losowania były dwa. Cóż mogę powiedzieć – Zofia w pewnym temacie miała rację ;).
Na ustawieniach rodowych pracuje się z rodziną – czy żyje, czy nie żyje, ale się pracuje. Byłam u Wrzesińskiej i powiem tak, tydzień prawie czekałam na zrobienie zadania domowego, w którym trzeba było napisać list do mamy, do kobiet ze swojego rodu. Wtedy coś poszło. Nie było to jakieś turbo coś, nie mniej po wszystkim został we mnie taki lęk.
Żeby dobrze mnie zrozumiano – bardzo lubię ustawienia rodowe, jak zobaczyłam efekty po Czarko, to wow. Zakochałam się w tej metodzie, zresztą ten terapeuta pisze tak, że nawet w trakcie czytania coś się otwiera.
No, ale ja w sprawie finansów – bo chodzi o finanse – byłam u Wrzesińskiej. Więc po skończeniu tychże ustawień stwierdziłam, że mam opory przed zadaniem domowym, ale w końcu udało mi się to zrobić i… temat wciąż dręczył. To był strach, że jednak nie udało mi się zrobić takiego czegoś, przez co finanse ruszą.
I jasne, w tym temacie jest wiele do zrobienia, ale tym się nie martwię, ponieważ mam w planach Czarko.
Mamą też się nie martwię, bo postanowiłam zrobić hoponomono i wtedy dotarło do mnie tak wewnętrznie: jej duch już poszedł dalej. Okej, ale miałam wrażenie, że ta myśl o rozmowie z matką uczepiła się jak rzepa do psiego ogona, więc wyciągnęłam zdjęcie i pogadałam z nią jednym zdaniem.
Ale to było w okolicach środy-czwartku, więc dajmy już spokój temu tematowi. Szczerze? Może i finanse, dobre finanse biorą się z dobrej relacji z rodzicami. Ale tak naprawdę biorą się z tego, że jak dobrze ustawisz energetycznie rodzinę i pójdzie w diabły ta blokada, to już niczym się nie musisz martwić.
Tak, robię Bi… a, kij z tym. Robię Białe Poniedziałki, to pomysł od Wrzesińskiej, ale spodobał mi się, bo głodówki są pożyteczne dla zdrowia. Nie mniej…
Jak się ogarnę, to zrealizuję to zadanie ;). A my widzimy się wieczorem o 19:00 na żywo w fejsbruczku, chociaż mam niezbite wrażenie, że na insta byłoby znacznie lepiej. No, ale jak się powiedziało A, trzeba powiedzieć B. 😉 Tak, wiem – można prowadzić na dwóch platformach jednocześnie, ale nie wiem jak mogłabym to wszystko ustawić, żeby grało. Dobra, miłego dnia!
Po napisaniu tekstu śpiew sam mi się uruchomił. Znaczy wiecie – śpiew światła, anielski śpiew, bla bla bla. W każdym razie chodzi o to, że jak śpiewasz, to śpiewasz tak zupełnie po swojemu, trochę jak dziecko, ale niezupełnie. A to dlatego, że język, który wybrzmiewa jest językiem serca, niezrozumiałym dla nikogo, on nadaje na poziomie podświadomym i dla podświadomości ma pewnie jakieś tam znaczenia.
Skoro śpiew sam się uruchomił, sam chciał wybrzmieć, to poszłam się uziemić. W tym momencie zadedykowałam ten swój śpiew Matce Ziemi i poszło to pięknie, fantastyczniej, już widać było ten przepływ. No, ale trochę krótkie wrażenia z tego mam, bo widzicie – bioderko+ból+gołe stopy=ograniczony czas na bosaka ;).
Tak czy siak, z jednej strony wiem, że zadanie zostało zrealizowane, a z drugiej tak jakby trochę to jeszcze nie docierało. Mózg wymyśla „może idź po południu pośpiewać”, eh – to wszystko musi być idealne, dola perfekcjonistki, ale okej! Może pośpiewam, zobaczymy ;). Tak czy siak, zaraz chyba zrobię hoponomono, bo czemu nie?
W sumie to wypadałoby się przygotować do tej 19… ułożyć sobie w głowie… ale mój mózg nie chce skończyć tych wyzwań, więc będzie kolejna, 14-dniowa tura! A potem znów 33 dni :). Fantastyczne.