[OPKO] * * *

Zagubiony ptak usiadł na gałęzi. Nerwowo potrząsnął skrzydłami, poruszył nóżkami i strącił białe kulki. Chlapnęły, rozbijając się o białą, mleczną i jaskrawą ziemię. Ta otulała drzewa, zasłaniając grube konary, spadając w zagłębienia ścieżki i rozlewając się na łąkę, czekającą na lato.

Ostry śpiew ptaka wlazł w pnie, poruszył gałęzie, spowodował kawalkadę śniegu.

A chwilę potem zwierzę odwróciło łeb w stronę jakiegoś ruchu, hałasu. Zobaczyło, że w ziemi powstają małe, skromne zagłębienia. Mnożyły się jak grzyby, chociaż te zostały dawno zebrane przez duże, dziwnie wyglądające istoty.

Jedna z nich leniwie przemykała między drzewami. W porównaniu do innych wcale nie była tak duża; raczej zdawała się być krucha. Ręce wystające spod czerwonych rękawów z łatwością mogłyby udawać kości obdarte ze skóry. Choć twarz w całości zasłaniał cień kaptura, widać było błyszczące, brązowe oczy. I jasny kosmyk włosów, zakręcony, niby to przypadkiem, niby to niegrzecznie zabłąkany. Delikatnymi dłońmi wzięła go w bok, ale on wciąż i wciąż chciał głaskać ją po czole, nosie i policzku.

Skrzywiła się i przyśpieszyła kroków.

Zaczęła biec.

Nie ma czasu, bo babcia jest stara. Nie ma czasu, bo zimno. Nie ma czasu, bo jedzenie się zepsuje. Te nosiła w koszyku trzymanym w prawej dłoni. Strasznie nieporęczna rzecz. A potem się dziwią, czemu jest taka blada, skoro mróz przeszywa ją na wylot.

Biegła.

W stroju czerwonym jak krew przeszywała białe połacie. Nie miała czasu spojrzeć w bok. Szkoda, bo gdyby to zrobiła, to zobaczyłaby po prawej ogromną, górującą nad drzewami budowlę. Ciemno-brązowe cegły i mroczne okna. Błyszczące wieże zwieńczone półksiężycem.

Szkoda, że nie spojrzała w lewą stronę. Tuż za oblepionymi białą płachtą drzewami lśnił lodowiec. Wysoki, srebrzysty, wbijający się w niebo. Swą lodową pokrywą więził nieucieszoną wodę.

Zbliżała się do schylonej ziemi.

Dam radę.

Stopy przekroczyły kąt nachylenia.

Dwa plus dwa równa się cztery, a ta planeta to Wenus, nie księżyc, jak większość myślała.

Większość nie wiedziała, że gwiazda miłości udaje księżyc.

Ona nie wiedziała, że ześlizgując się ze zbocza wpadnie do wielkiej, ogromnej ciemności. Takiej, w której nie było ziarenka światła.

Jęknęła, czując siniaki na całym ciele. Pulsowały, poza tym lekko kręciło jej się w głowie.

Gdzie jestem?, rozejrzała się, ale nic to nie dało. Panowała nieprzenikniona ciemność.

Niepewnie wstała. Wprawdzie czuła się obita, ale raczej niezłamana.

Zrobiła kilka kroków. Coś chrupnęło pod stopami. Znów się skrzywiła, ale przechyliła głowę, spojrzała w górę i nic nie zobaczyła.

– Halo?! – krzyknęła.

Cisza.

– Halo?!

Coś zatrzepotało. Miała wrażenie, że to skrzydła. Czuła, jak serce bije jej szybko, zbyt szybko. Oddech miała urywany, ale oddychała. Tak, oddychała, więc żyła, po prostu trafiła do jakiejś jamy, pieczary. To nic, że jedzenie dla babci zostało rozrzucone po całym lesie i teraz wszystkie leśne dziwolągi się zajadają cukierkami i kanapkami z masłem orzechowym.

Przed nią coś zabłyszczało. Wyciągnęła rękę.

Zamrugała, bo światło na chwilę oślepiło.

Ćma była jej wielkości. Wisiała z czegoś niewidzialnego, stopionego z tłem. Skrzydła o ostrych kształtach miała złożone. Jednak to jej łeb był najbardziej zaskakujący. Siatka na niej kojarzyła się z kryształami, które ktoś połączył ciemną masą. A oczy błyszczały jak złoto.

Pogłaskała stworzenie.

Im dłużej to robiła, tym więcej światła na nią spływało. Wiło się po jej skórze, aż wreszcie całą ją wypełniło.

Otworzyła oczy.

Ściągnęła z siebie długi i wyraźnie znoszony, krwisty płaszcz. Położyła go na szarym parapecie okna. Było zamknięte, choć promienie słoneczne jakby na przekór wdzierały się w duży, skąpo umeblowany pokój. Stało w nim łóżko z drobną, kobiecą postacią o siwych włosach.

– Babciu – szepnęła ze łzami w oczach dziewczyna i położyła się obok postaci, przytulając ją.

Spoglądała w okno.

Wiatr dotykał maków. Poruszały się lekko w tańcu, kołysząc się, tworząc rytm scalony z ziemią.

Nagle wszystko stanęło.

A kiedy znów maki zafalowały, zerwało się z nich kilka płatków. Złapane w ruch, pofrunęły wysoko i daleko, hen daleko, w objęcia nieba.

[TOURNEE 2021] I to już jest koniec (6)

Dlatego postanowiłam pójść na całkowicie sentymentalny spacer. Tym razem okolice Kordeckiego i Piastów.

Jest to w centrum (jeśli przyjąć, że Szczecin w ogóle ma jakieś centrum) i mimo ryku samochodów czy pociągów, to jest to przyjemne miejsce do życia. Szczególnie, że rzut beretem znajduje się Galeria Turzyn, czyli centrum handlowe. Eh, ile z nim wspomnień…

Ale my chcemy odwiedzić okolice mojej uczelni. „Mojej” to ważne zaznaczenie, bo akurat na Piastów znajduje się jeszcze parę innych instytucji.

Na przykład Biblioteka Główna ZUTu, gdzie corocznie organizowane są Dni Azji. Bardzo fajna ekipa się tym zajmuje.

Albo akademik ZUT’u, a rzut beretem dalej i ze trzy akademiku USZu.

Ogólnie, chciałam bardziej szczegółowo to zrobić, ale po pierwsze, chodziłam jakieś 4h, a po drugie, byłam zmęczona i zbliżała się powoli godzina mojego odjazdu do Gorzowa.

W kawiarni Okienko spędzało się czas, gdy okazało się, że nie ma zajęć i z jakiegoś powodu nie było o tym wcześniej informacji. Piło się kawę, jadło w razie czego kanapki i rozmawiało się…

Jeden z budynków kampusu, na którym miałam zajęcia.

Powrotny bus miałam o 22:05. Dobrze, że wyszłam wcześniej, niż wypadało, bo po drodze ktoś na ulicy Przestrzennej miał poważny wypadek i droga była nieprzejezdna. Kierowca musiał zrobić objazd. Plusem tego było to, że zobaczyłam wyrąbisty zachód słońca. Chwila tak ulotna, że nie zdążyłam klepnąć fotki.

I to by było na tyle…

A komu jeszcze mało Szczecina, tego zapraszam na Pogadanki, gdzie będą dodatkowe zdjęcia.

I’ll be back!

[TOURNEE 2021] Środa (5)

W środę proszę Państwa prawie nic nie zwiedziłam, ponieważ miałam obronę, którą zaliczyłam. Z tego też powodu należy się ta piosenka:

Rozmowa z gospodynią na ten temat:

X: on wychodzi z więzienia, a ty z czego?
ja: z tortur.
(X prycha).
ja: no a gdzie są tortury, w więzieniu, co nie?

Pozwólcie, kochani, że to, jak przebiegała obrona zostawię tylko dla siebie i dla tych, którym mam ochotę opowiedzieć. Jednego jestem jednak pewna – był to jeden z najpiękniejszych dni w moim życiu. Z tej okazji może będą jakieś życiowe refleksje, ale niczego nie obiecuję.

I o ile pamiętam, w środę zobaczyłam Marinę. Urokliwe miejsce.

c.d.n.

[TOURNEE 2021] Dąbie, jak tu ładnie! (4)

Bez owijania w bawełnę przechodzimy do rzeczy:

Dokładnie tak: szłam tam, gdzie mnie nogi poniosą. Z tej ładnej ulicy wyszłam naprzeciw szkole…

Właściwie to trochę zabawna sytuacja, bo w rzeczywistości nadłożyłam drogi, no ale zwiedzanie rządzi się swoimi prawami, zwłaszcza, jak ma się talent do gubienia się na prostej drodze. Następnym przystankiem jest MHROCZNE MIEJ… a, kościół.

Idziemy dalej. Dopiero na miejscu zorientowałam się, że trafiłam na Koszarową, a tam takie klimaty:

Oczywiście, liczba placów, którą podałam jest zupełnie przypadkowa i całkowicie ra… znaczy, metaforyczna. Szczecin stoi na Placach, koniec kropka. Dobra, czas wracać, zanim to zrobimy, odwiedzimy jeszcze jedno miejsce.

Sprostowanie co do liczby przystanków:

Dobra, czas wracać.

c.d.n.

[TOURNEE 2021] Wjazd na Dąbie (3)

To dobrze, że zobaczyliśmy ładne graffiti na Energetyków, ale koniec końców trzeba się dostać na Dąbie. Żeby to zrobić, musimy wsiąść w tramwaj i dojechać do Basenu Górniczego. A wygląda on tak:

Jeden z największych węzłów przesiadkowych, jaki miałam okazję zobaczyć. Przyznam, że pierwsze z nim zetknięcie zrobiło na mnie wrażenie. Niestety, im częściej się człowiek styka z tym miejscem, tym robi większe „meh”. Jest to chyba trochę spowodowane atmosferą miejsca – taką przemysłową, brudną i w sumie bez stylu – jak i tym, że autobusy mają tendencję do spóźniania się.

My chcemy na Dąbie, więc wybieramy jakiś autobus… Może 64? Okej. Tylko zapomniałam o jednym: to nadal poniedziałek. A Szczecin nadal znajduje się w remoncie generalnym. Tak, tak, pojazd zaliczył kolejne półgodzinne opóźnienie, więc musiałam wsiąść do jakiegoś randomowego numeru jadącego na Emilii Gierczak, którą to okolicę zamierzałam solidnie zwiedzić.

A w sumie warto, bo pomnik ku chwale ojczyzny nie jest jedyną atrakcją tego miejsca. Zaraz, zaraz, jaki pomnik?

Stoi taki niedaleko przystanku i jest to pomnik poświęcony walczącym za Dąbie. To polskie raczej. Zresztą, macie konkrety:

Jako, że w poniedziałek byłam wymęczona (graffiti zwiedziłam w czwartek ;p), to piękne okolice Dąbia musiały poczekać na wtorek.

c.d.n.

[TOURNEE 2021] Murale po szczecińsku (2)

Żeby się dostać na Prawobrzeże, trzeba najpierw przemierzyć trasę do Basenu Górniczego. Niby wystarczy wsiąść w auto czy inny tramwaj, ale po drodze mija się ulicę Energetyków.

Miejsce wyróżniające się głównie muralami, rozmieszczonymi także i na budynkach. Kolejność prezentacji przypadkowa.

I teraz mam rozkminę, czy mówiąc o tzw. Trasie Zamkowej, ma się również na myśli Energetyków, czy jednak jest to rzecz po drugiej stronie. Ale to temat na następny wyjazd, bo czemu nie?

c.d.n.

[TOURNEE 2021] Szczecinie, jadę cię podbić! (1)

Ja nie z tych, co się wysypiają, gdy wyjazd mam o 10:35! Klasycznie w nocy nie chciało mi się spać, więc wniosek był z tego taki, że lepiej nie kłaść się w ogóle. Cóż, przynajmniej zdążę na autobus, który startuje z dworca. A to w przypadku Flixbusa i Gorzowa rzecz nie taka oczywista.

Każdy klient wspomnianego przewoźnika wie, że ma się stawić minimum 15 minut przed odjazdem. Jednak poniedziałek nie byłby poniedziałkiem, gdyby wszystko szło jak po maśle. Tak, bus zaliczył półgodzinne opóźnienie, a żaden z klientów nie otrzymał SMS’a, co się dzieje. Staliśmy więc i czekaliśmy na zbawienie w takim nastroju:

Koniec końców Flixbus podjechał i wszyscy wpakowali się do środka. Dobrze, że w pojazdach z reguły jest internet, bo trasa S3 raczej wybitnie ciekawa nie jest. To sama autostrada, którą do Szczecina zajeżdża się w półtora godziny. Zresztą, zobaczcie sami, jak trasa pi razy oko wygląda:

Moim docelowym miejscem było Prawobrzeże, zwane inaczej Dąbiem i traktowane trochę jak inny świat. Jeśli ktoś się nim nie interesuje, a wpaść do Szczecina musi, to i tak trochę łyknie Dąbia, bo się przez nie wjeżdża. I już na starcie można było zobaczyć powód opóźnienia Flixbusa:

Szczecin w remoncie jak stąd do Opola. Gospodyni wprost mówi o korkach, a ja niewiele jednak się z nimi zetknęłam. Być może dlatego, że mało jeździłam po mieście, ale nawet i w takim przypadku widać wszędzie, że miasto ma generalny remont. I wygląda to w ten sposób:

Mimo tego całego zamieszania jedno się nie zmieniło. Wciąż muszę robić kółko po Placu Rodła, by znaleźć właściwy przystanek.

Wynika to z tego, że ten Plac jest jednym wielkim – naprawdę sporym – węzłem przesiadkowym. Można z niego dojechać na inne place (haha, suchar dedykowany szczecinianom) i w inne ważne miejsca.

Tam po prawej, za tymi drzewkami nie widać, ale znajduje się centrum handlowe Galaxy. W tym rejonie są jeszcze ze dwa, może trzy. I to stosunkowo blisko.

E, to nie tak, że Szczecin ma stare tramwaje. Raczej posiada jeden i drugi typ, ale i tak jest lepiej od… Gorzowa. Tak, co z tego, że Gorzów kupił nowoczesne tramwaje (choć na to mieszkańcy czekali wiele lat), skoro biletomaty są przedpotopowe? Szczecinianie może mogą narzekać na niektóre z nich, ale mimo wszystko – w większości zapłacisz kartą, czego nie doświadczysz w lubuskim.

c.d.n.