Wyzwanie: ROK NA ZDROWEJ DIECIE

10 lutego rozpoczął się Rok Smoka. Tak się fajnie składa, że jestem smokiem, ale znacznie ważniejsze jest to, że data ta była przeze mnie bardziej odczuwalna, niż Sylwester. Może dlatego, że wychowałam się na chińskich bajkach. Anyway, to też doskonały pretekst do zmian w życiu. Inni robią tablice marzeń, ja robię zdrową dietę. Wybór był taki, że właściwie się nad nim nie zastanawiałam. Ciekawe, dlaczego?

W swoim życiu próbowałam już witarianizmu, wegetarianizmu, trochę keto (ale nie do końca – właściwie wiedziałam tylko, że im więcej tłuszczu, tym lepiej) i paleo. Nie pamiętam, czy było coś jeszcze, ale z tych wszystkich eksperymentów najlepiej zapamiętałam witarianizm i paleo. I tak właściwie, one nie stoją od siebie daleko.

Witarianizm zakłada kilka bardzo trudnych rzeczy. A konkretnie trzy: (1) wyłącznie surowizna i (2) gotowanie jako takie nie istnieje. Możesz kroić, ewentualnie suszyć, robić jakieś sosy, bo mielenie też jest dozwolone, ale gotować? Nope. (3) W dodatku jedzenie mięsa jest właściwie czymś niedozwolonym. W ogóle czysto zwierzęce produkty są niemile widziane. Dieta ta nauczyła mnie, że ogórek i pomidor się nie łączą choćby skały srały, ale za to samopoczucie na tej diecie jest niesamowite. I ja wiem, że jak zaczniecie szukać po necie informacji to wyskoczą info typu: „tylko lokalne, eko produkty”. No właśnie nie – ja ani się nie starałam dbać o lokalność, ani się nie starałam dbać o eko produkty, które w sumie kosztują krocie w większości przypadków.
Witarianizm przechodziłam w najłatwiejszy dla niego okres – w trakcie sezonu owocowego i warzywnego. Dlatego posiłki były w miarę tanie i zdrowo można było się odżywiać bez jakiś specjalnych ceregieli. Niestety, gdy nastawała jesień, zauważyłam wzrost cen produktów, których kupowałam i zimno się robiło. Wszystko to oznaczało, że coraz trudniej było się bawić w witarianizm. W dodatku mięso jest czymś, co mój organizm po prostu MUSI dostawać.

Zanim zarzucicie mi tematy świadomościowe, po prostu bycie wege mi to pokazało. Praktycznie nie miałam sił. Czułam się osłabiona. A wiecie, wcale też nie dbałam jakoś wybitnie o suple, zresztą… no właśnie.

W diecie wege popularna jest soja, a ona wpływa negatywnie na hormony. I niestety, płeć nie ma tu wiele do rzeczy, po prostu je rozreguluje. Plus do tego B`12 – niestety. Drodzy Wege, którzy to czytacie: sprawdźcie, w jakiej formie ją bierzecie. Najlepiej kupujcie B12 dla kobiet w ciąży, tam będzie prawidłowa forma tej witaminy. Bo z tego, co wiem, to w suplach typowo dla wege jest ona w formie cyjanko… no, trucizny.

I tak sobie myślę… nic dziwnego, że wege są agresywni, skoro regularnie ich ciało jest zatruwane. Niestety, nawet oglądając denne programy dokumentalne (np. „Super Size Me”) widać doskonale, że między zachowaniem a dietą jest związek. Tak na przykład wiele badań pedagogicznych pokazuje, że dzieci pozbawione cukrów i innych gówien to dzieci jak marzenie – a nie ospałe, na wpół inteligentne istoty. Tak samo jest z dorosłymi ludźmi.

W zeszłym roku podjęłam próbę bycia na paleo. Nie pamiętam, ile to trwało, nie mniej – to 100% tej diety nie było. Jednakże zaczęłam się lepiej czuć, energia pozytywna wprost ze mnie wypływała i bardzo dobrze wspominam ten czas. Oczywiście, o paleo zaczęłam czytać i zrobiłam sobie nawet obrazek „instrukcja obsługi”. To bardzo pomogło dostosować jadłospis do wymagań diety. Nie powiem, bym się prowadziła idealnie, ale samopoczucie było takie, że w tej chwili, gdy miałam wybrać sposób żywienia się, to za wiele się nie zastanawiałam.

Teraz bym poprawiła tę infografikę. Szczególnie kwestia serów, bo tu środowisko paleo jest podzielone, ale jeśli nie ma się kłopotów po zjedzeniu sera, to można czasem se go skrobnąć. Jednakże, nie wszystkie sery wchodzą w rachubę. Diety kozi i owczy – jak najbardziej. I od biedy sery dojrzewające. Reszta nie, a ponieważ ja się nie znam na serach, po prostu będę stawiać na kozi i owczy (zamiennie).

Roślin strączkowych dieta paleo także nie lubi, ale jak masz ochotę na kapustę, to ją sobie walniesz. Zresztą, praktyka czyni mistrza, a przecież nie chodzi o to, by wariować i być restrykcyjnym do granic zdrowego rozsądku.

Paleo bardzo lubi jajka i ryby – i ok, do tego się dostosuję.

I lubi owoce i warzywa.

Brzmi po prostu jak zdrowa dieta?

Otóż to – chodzi po prostu o zdrowe odżywianie się.

I wcale nie jest tak, że nie możecie jeść czekolady jak jesteście na paleo… bo możecie. I wcale nie jest tak, że na zdrowej diecie nie ma znakomitych zamienników chipsów. Ostatnio je robiłam: chipsy z bekonu to doskonała przekąska.

Szukajcie a znajdziecie.

Bo największym problemem bycia na zdrowej diecie jest dostęp do produktów i nawyki, które każą zjeść przekąskę (najlepiej niezdrową), które każą zajadać się pieczywem.

Ja od długiego czasu zamierzam CAŁKOWICIE WYWALIĆ Z DIETY PSZENICĘ I WSZELKIE ZBOŻA.

Udaje mi się to mniej lub bardziej, ale to jest kwestia znalezienia zamienników cukrów i mąk.

I jest tak, że zdrowe zamienniki takich rzeczy istnieją – naprawdę. W związku z tym ludzie na paleo ugotują od czasu do czasu chleb.

No dobra, koniec tej teorii…

Zdrową dietę zaczęłam 11 lutego. Wg medycyny na widoczne już serio skutki zdrowej diety czeka się do dwóch tygodni. Tymczasem ja zaczęłam się czuć lepiej już po paru dniach. Tak, tak głowa mnie bolała, ale to dlatego, że chciałam w to włączyć głodówki, a organizm nie był przyzwyczajony do paleo. W związku z tym obecnie jadę na zdrowej diecie, a głodówki stricte będę wrzucać dopiero od 1 marca.

Co zauważyłam?

  • mój nastrój jest bardziej stabilny emocjonalnie. Tak, założyłam, że jestem stabilna emocjonalnie i… dieta najwyraźniej wspiera kontrolowanie, obserwowanie emocji. Czasem nie jest to łatwe, bo część doświadczeń jest ciężka (kto ma wiedzieć, ten wie), ale ogólnie szybciej odbijam się od negatywnego stanu. Mam wrażenie, że jest we mnie więcej harmonii.
  • mam wrażenie, jakby ciału chciało się ruszać. Spacerować, ćwiczyć, cokolwiek – po prostu, być w ruchu. Dlatego w tygodniu odbyłam kilka wycieczek, a jedną szczególnie długaśną zdaje się.
  • częściej budzę się z dobrym nastrojem. W ogóle mam wrażenie, jakbym po prostu miała energię na działanie.
  • budżet aż tak bardzo nie cierpi, jakby się mogło wydawać, a przy okazji o wiele łatwiej nasycić się posiłkiem, który niekoniecznie musi być gigantyczny.

Oczywiście, były też nieprzyjemności w przechodzeniu na tę dietę. Przede wszystkim – jebitna chętka na słodkie. Lubię słodkości, ale dopiero w środę poczułam, że zaczyna się ta chrapka stabilizować, a awokado z kakaem w piątek dopełniło spełnienia. No i z jednej strony łatwo było mi o nasycenie się (duże sałatki na śniadanie), a z drugiej nie do końca. Tak ogólnie na początku było dużo objadania się, co chwila jakieś jabłko, i jabłko… i w końcu zaczęłam mieć dość jabłek, ale na krótko. I poczułam, jak organizm zaczyna chcieć więcej warzyw.

Tak czy inaczej – przez następny rok będziecie śledzić moje poczynania na diecie paleo/zdrowej. Będą to posiłki bez zbóż i bez białego cukru. Będzie to uczta dla podniebienia i będzie pełno eksperymentów. Zapraszam serdecznie ^_^.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *