Kasi, która pierwsza zauważyła jajeczny problem
Dieta keto jest wymagająca, szczególnie jak samemu sobie układasz menu. I lubisz jajka.
– Zaraz, zaraz przecież akurat na brak jaj nie możesz w niej narzekać! – zakrzykniesz zaraz.
Ano, nie – ludzie na tej diecie dodają jajek jak pojebani, za przeproszeniem. Sera również. To niestety powoduje, że nie wszystkie organizmy zechcą tak współpracować. Jednak myślę, że tu bardziej grają dwie zasady. Pierwsza – co za dużo to niezdrowo, choć to może się wydawać dziwne, jeśli keto uwielbia jajeczne sprawy. Ale druga jest już trudniejsza, bo okazuje się, że jakościowe jedzenie nie zawsze jest jakościowe. Przez wiele lat myślałam, że kupuję jajeczka od WESOŁYCH KURWA KUREK, KTÓRE SE LATAJĄ JAK POPADNIE PO PODWÓRKACH I SĄ WESOŁE. A tu figa z makiem. Okazuje się, że kurki z wolnego wybiegu wcale nie muszą być takie szczęśliwe… Więc doradzono mi kupić jajka albo z numerkiem „0” – czyli całkowicie bio, albo jaja przepiórcze, które z zasady są dobre i antyuczuleniowe. Cóż, kupię oba typy, ale w maju. Dlaczego tak? Eee, to może o tym na końcu.
Widzicie, temat jaj wziął się stąd, że coś mi na twarzy wyskoczyło. Na początku myślałam, że to jest konflikt i to mógł być konflikt, ponieważ proces energetyczny, jaki ostatnio robiłam to był na uzdrowienie relacji. Wszelkich. Nie mniej zauważyłam, że jak odstawiam jaja, to skóra na twarzy ma się lepiej. I nie tylko dlatego, że smaruję tym:
Także w maju kupuję przepiórcze i bio, i walę białek ile wlezie. W ten sposób sprawdzimy, o co biega ze skórą, ale jestem dobrej myśli i raczej po prostu kwestia złej diety „szczęśliwych kurek”. Dziękuję Kasi, która zauważyła problem i prawdopodobnie trafnie go opisała oraz doradziła. I Asi, która także wtrąciła swoje cenne uwagi.
To ma cholernie dużo węglowodanów i raczej nie powinnam przesadzać z takimi rzeczami. 30 g ma 72 węglowodany (sic!). Dobrze o tyle, że to są w stu procentach suszone jabłka i były pyszne. Co prawda można na nich zbankrutować, ale czułam, że po prostu nie idzie wytrzymać bez nich. W maju kupuję suszarkę, co ułatwi wiele spraw, także robienie mąk. Nie mniej… biorąc pod uwagę to, że na keto nie powinno się jeść dużo węglowodanów, stwierdziłam, że tak – przydałby mi się jakiś notes, w którym mogłabym rozplanowywać posiłki. Chociażby dlatego, żeby jakoś tak sharmonizować. Jak masz na przykład siemię lniane z omega-3, to dla harmonii warto podjeść jakieś dobre, bezrtęciowe rybeczki. Albo zadbać o tym, by mieć więcej nieprzetworzonego jedzenia.
Zaczynają się kryzysy.
I nie, nie chodzi o słodkie rzeczy.
Pierwsza rzecz jest taka, że ja bardzo lubię pieczywo – oczywiście dobrej jakości. Nie mniej, na keto czy paleo to jest bardzo trudne. Raz, że keto nie bardzo pozwala na pszeniczne produkty i to może jest dobre, skoro one zawierają gluten. A dwa, że wszelkie chleby czy bułki, jakie dotychczas robiłam, wymagają pirdyliarda białek, niesamowitych nasion, i jeszcze innych cudów na kiju. Oczywiście można robić to wsio na serze, ale ja po prostu stwierdziłam, że NIE MAM SIŁY SIĘ Z TYM BAWIĆ. Po prostu mam dość eksperymentowania z szukaniem idealnego pieczywa na keto. To chyba jest po prostu NIEMOŻLIWE. Ale to nie znaczy, że zdrowe jedzenie wyklucza jedzenie chleba. Bo po pierwsze, istnieją bio mąki. A po drugie, istnieje orkisz. Z tego, co wyczytałam, to zawiera jeden z najzdrowszych glutenów – bardziej przyswajalny dla organizmu i jest go mniej, niż w pszennym chlebie. Ponadto orkisz zawiera kilkanaście fajnych, zacnych witaminek, więc jest jakiś plus dla organizmu. Dlatego zamówiłam mąkę orkiszową na bio babalskich i będę robiła chleb. Oczywiście jak przyjdzie, bo się na zamówienie czeka do siedmiu dni. No cóż, zdrowie…
Druga rzecz, to ćwiczenia. Od soboty nie robię pompek na ścianie, a powinnam. Dla zdrowia. To i tak jest No i niewiele ruchu, jak na potrzeby mojego ciała :(. Muszę się wziąć w końcu w garść, eh… hm…
No i obiecałam Wam napisać coś o procesie energetycznym, który robię, ale może po prostu wstawię tylko mantrę Gayatri… oczyszcza. Polecam serdecznie!