Podsumowanie projektu „Oskary 1992”

KAWAŁ HISTORII KINA.

Co prawda dotyczącego tylko roku 1991, ale dla mnie to było niemalże pełne 6 miesięcy. To sporo. I sporo emocji z tym związanych. Ponieważ recenzowanie skończyłam na początku września, myślę, że najwyższy czas na porządne podsumowanie.


Z perspektywy historycznej są trzy filmy, które bardzo wpisały się w popkulturę, w historię kina.

JFK. Historia o zabójstwie Kennedy’ego jest ważna dla Amerykanów nawet po dziś dzień. Dzięki temu filmowi obywatele zyskali wcześniejszy dostęp do niektórych akt związanych ze sprawą. Poza tym był nakręcony naprawdę wybitnie; to wspaniały pokaz umiejętności reżyserskich i aktorskich, zwłaszcza na drugim planie.

Terminator 2. Szczerze mówiąc – o tym filmie powiedziano już chyba wszystko. Do dziś efekty specjalne robią wrażenie, gra aktorska jest znakomita, a muzyka to istna uczta dla uszu. Nikt chyba nie ma wątpliwości, że jest to arcydzieło, które na zawsze wpisało się w popkulturę i historię kina. Jedyne, co, to żal, że franczyza jako taka nie ma szczęścia do jakościowych filmów.

Thelma i Louise. To film ważny przede wszystkim dla społeczności LGBT, ale jest to dość miła historia o dwóch kobietach, które trochę namotały w swoim życiu. Do popkultury weszło to na pewno, bo nawet w „Fall Guy” (Kaskaderze) z tego roku było ewidentne nawiązanie do Thelmy i Louise. Kto je skojarzył, ten miał gwarantowany wybuch śmiechu.

Zapewne powinnam wspomnieć jeszcze o Milczeniu Owiec, ale… cóż – rola Anthonego Hopkinsa przeszła do historii, a sam film trzyma w napięciu do ostatniej sekundy. I życzę Wam, by nikt nie przerywał go w finale…

PS.: A Milczenie Owiec to niestety taki film, przy którym mówi się: „zazdroszczę, że jeszcze nie widziałeś”.


Wśród całej masy filmów są też takie, których się po prostu nie da oglądać. Do takich zaliczam Boyz n the Hood, choć wieści niosą, że to kultowy obraz w niektórych kręgach. Może i faktycznie murzyni go lubią, ale mnie się go dość ciężko oglądało. Może po prostu nie lubię o młodocianych gangusach?

Grand Canyon to obraz, któremu prawie się udało. Prawie być ładnym filmem, ale było w tym filmie za dużo chaosu, za mało konkretów. Ja wiem, że krytycy zwykle narzekają na brak zdecydowania, ale powiedzmy sobie szczerze: gdyby Grand Canyon był udanym filmem, to w jakiś sposób by się zachował w zbiorowej pamięci. A jakoś tego nie zauważyłam i choć mówimy o Polsce, to Polska jest jednak wychowankiem USA. Jednak wciąż nie jest to najgorszy film w Oskarach 1992.

Na takie miano zasługuje albo Rambling Rose (Historia Rose) albo Madame Bovary. Właściwie to jakościowo te dwa filmy niewiele się różnią – no, może poza tym, że były nominowane w dwóch różnych kategoriach, a stroje u Bovary są naprawdę oszałamiające, choć – z perspektywy epoki – trudno, by wykazywały się oryginalnością. Nie mniej, oba te oglądało mi się tak samo bez emocji, a nawet z niesmakiem i uznaję, że to historie, które nie lubią kobiet. Bo Rambling Rose to historia o nimfomance i jest to przedstawione w mało ciekawy sposób, a Madame Bovary przedstawia instrukcję obsługi bankructwa. A ściślej: jak zbankrutować przez kiecki i nie ponieść za to żadnych konsekwencji. Ktoś, kto pisał książkę o Bovary, całkiem serio nie lubił kobiet. Ach, no tak. Francja…


Do najlepszego filmu z kategorii „bardzo ładne” pretenduje kilka obrazów. Z nagrodzonych jest to City Slickers i Mediterraneo. W pierwszym przypadku mamy po prostu do czynienia z lekką historią, przy której można się ładnie odmóżdżyć i zrelaksować. W drugim przypadku podobnie, choć czasy o wiele mroczniejsze, bo wchodzimy w II Wojnę Światową. Myślę, że każdy z tych filmów zapada w pamięć na swój własny sposób.

Wśród nominowanych do takiego tytułu pretendować może Children of Nature czy The Commitments. Wszystko jednak zależy od gustu – bo jeśli ktoś lubi smuty, to na pierwszym obrazie się nie zawiedzie; jeśli ktoś nie lubi angielskiego kina, to drugi obraz niekoniecznie przyniesie mu satysfakcję. Tym bardziej, że jest to film muzyczny.

Szczerze? Trudno wybrać w tym zestawie ten jeden, jedyny i wyjątkowy. Może więc decyzję pozostawię Wam :).


Poza wszelkimi rankingami znajdą się Fisher King i Backdraft. Pierwszy zrobił na mnie dobre wrażenie, choć dla zmęczonych masońskością w popkulturze będzie to trudny obraz. A to dlatego, że Fisher King w swej konstrukcji i symbolice jest po prostu masoński i to aż w oczy kole. Ale mnie się spodobał, bo po prostu historia o przyjaźni i pamięci mnie zauroczyła.

Backdraft z kolei to wielki przegrany Oskarów 1992. Zasługiwał na nagrody, jak choćby w efektach specjalnych, ale… żaden film nie miałby szans z Terminatorem 2. Po prostu James Cameron i jego ekipa zrobili coś tak wybitnego, co zapisało się w historii kina.

Co nie znaczy, że Backdraft tego nie zrobił. Jak rozumiem, on był pionierem w efektach z ogniem i dla dzisiejszych seriali o strażakach czy filmów katastroficznych to jest po prostu pierwowzór dla tworzenia efektów specjalnych. Wiem, masło maślane, ale tak to zrozumiałam, gdy czytałam o produkcji tegoż filmu. Poza tym sama historia jest bardzo, bardzo zacna i wzruszająca, praktycznie nie ma tu nudy.

Szkoła podstawowa również znalazła się poza rankingiem. Nie jest to film z kategorii „śliczne” czy „bardzo ładne”, ale jest to dość nostalgiczny, wspaniały, czeski film, który opowiada o młodzieży tuż po II WŚ. Twórcom idealnie udało się stworzyć klimat tamtych lat, a w dodatku jest to historia oparta na faktach. I wcale nie jest to smut – jest to typowy, czeski humor, zapadający w pamięć.


Dobrze, czas na wyjęcie Terminatora 2 z półki Oskary 1992 i popatrzenie na inne filmy. Które z nich okazały się być najlepsze? Fenomenalne? Niesamowite?

Właściwie oba filmy, które pretendują do miana najlepszego z Oskarów 1991 to kategorie zagraniczne. Co prawda, Europa Europa grała w kategorii „najlepszy scenariusz adaptowany”, ale jednak była to koprodukcja reżyserowana przez Agnieszkę Holland. To bardzo przejmujący obraz, opowiadający prawdę o człowieczeństwie i jest on niepoprawny politycznie. Zresztą, doprowadzenie do powstania tego obrazu mówi samo za siebie: nie była to łatwa droga.

Ale chyba najlepszym filmem z Oskarów 1992 jest Zawieście czerwone latarnie. Może to brzmieć dziwnie, bo w końcu to opowieść o konkubinie, a gdzie mu tam do tematu II WŚ? Ale właśnie to ten chiński film najbardziej mi zrył beret. Jest tu może jakaś tęsknota za dwudziestoleciem międzywojennym; pamiętajmy, że i Chińczycy przeżyli swoją rewolucję, na której skutek utracono bardzo wiele tamtejszej kultury. To taki tajemniczy, niepokojący klimat, któremu wtóruje niesamowita muzyka. I bez tej muzyki Zawieście czerwone latarnie byłby tylko w połowie tak dobry, jak jest.

Niesamowity film.


A poza tym: dziękuję wszystkim, którzy śledzili moje poczynania w projekcie Oskary 1992!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *