MEDITERRANEO (1991) – z polska „Śródziemnomorska sielanka” to obraz Gabriela Salvatoresa, który został nagrodzony Oskarem w kategorii najlepszy film obcojęzyczny. I co prawda miał mocnych konkurentów, którzy nie omieszkali poruszać trudnych tematów, ale… chyba rozumiem, dlaczego ten film został nagrodzony. Na tle innych smutów ten się wyróżnia i wcale nie jest jakiś taki… bez sensu? Ale od początku.
II wojna światowa. Ekipa włoskich żołnierzy przybywa na grecką wyspę. Z początku zdaje się im opuszczona, ale jednak nie. I tak se żyją w sielance. Ot, cały film. Autentycznie! Gdybym Wam opowiedziała coś więcej, to groziłoby spojlerami, a cała zabawa polega na odkrywaniu humoru i klimatu, który tu jest szczególnie zaznaczany przez muzykę, ale o tym na końcu.
Jest to film na poły sentymentalny, a na poły antywojenny. Jest to obraz, który płynie leniwie, ale nie nudzi – po prostu jego tempo jest sielankowe, idealnie oddany klimat wakacji. Raczej nie każdemu przypadnie do gustu, nie mniej mnie się „Mediterraneo” zaczęło podobać gdzieś w połowie. Ta końcówka to chyba bardziej jest najeżona humorem, i jednocześnie zakończenie już całkowicie płynie na nostalgii.
Nie powiem, by „Śródziemnomorska sielanka” była najlepszym filmem, jaki widziałam. Z pewnością jest to jednak produkcja przyjemna, a nawet ładna. Nie bez znaczenia jest muzyka – och, w tych dźwiękach to można się zakochać! Odpowiedzialnych za nią jest dwóch mężczyzn – Giancarlo Bigazzi i Marco Falagiani. Główny motyw muzyczny jest lekki, sentymentalny i taki „wspomnienie wakacji”, bardzo pamiętliwy. Soundtrack oczywiście zostanie podlinkowany .
„Mediterraneo” udowadnia jeszcze jedną rzecz – da się robić dobre filmy, w których nie ma dramatów, bólów i tego całego cierpiętnictwa. Ja do filmu nie będę wracać, ale do muzyki – na pewno.
PS.: Wątek LGBT też się tu pojawia .
Jeden komentarz do “Mediterraneo”