
Przesłało się.
Polska społeczność na rumble.com o godzinie 16:58 mogła oglądać nowy film “Bezkresu miłości” – podcastu o duchowości.
Aleksandra była niezwykle dumna z tego odcinka.
Typ, z którym przeprowadziła wywiad wzbudzał w niej tęsknotę do uzdrowienia całej ludzkości. Miała nadzieję, że ktoś kiedyś, obarczony ADHD czy innym paskudztwem włączy właśnie ten odcinek i powie: “to jest to, tego szukałem całe życie!”.
Ale póki co, obserwowała, jak ilość wyświetleń “ADHD JEST TYLKO W TWOJEJ GŁOWIE… I W GŁOWIE TWOICH RODZICÓW” wzrasta.
ADHD JEST TYLKO W TWOJEJ GŁOWIE… I W GŁOWIE TWOICH RODZICÓW
“Bezkres miłości” był profesjonalnym podcastem i oglądał już paręnaście odcinków tegoż z niesamowitą przyjemnością. To było jak zderzenie się z wolnością, a energia prowadzącej była znakomita. Świeciła, ale nie jak księżyc – raczej blask.. no… kobiecości roztaczała wokół siebie, cokolwiek to znaczy. Cieszył się, że wybrał czarne spodnie, ładne buty i białą koszulę. Miał wrażenie, że jego piękno pasowało do zestawu, w jakim się znalazł. “Zestaw” może nie brzmiał zbyt dobrze – przynajmniej w jego uszach, więc na tę myśl się skrzywił – ale za to jest idealnym słowem do zobrazowania tego, co czekało gościa podcastu.
Ola – tak zdrobniale siebie kazała nazywać – siedziała obok niego w pięknej, srebrzysto-białej sukience. A wnętrze pokoju było obfite w ściany-wyciszacze i rośliny. Mnóstwo roślin, które pasowały do bladożółtego koloru przestrzeni. Jedynie biurko było ciemniejsze, ale już fioletowe, jakby intymne.
To było niezwykłe spotkać się w takim środowisku i z tak piękną duszą.
Oboje się do siebie uśmiechali.
– Dzisiejszym moim gościem jest Amadeusz “Amor” Filipczuk! – obwieściła radośnie i wskazała na gościa. – Proszę, powiedz nam, co cię do nas sprowadza oprócz mojego zaproszenia.
– Chciałem powiedzieć wszystkim – zaczął niby to z nieśmiałością – że wyleczenie się z ADHD czy z jakiejkolwiek innej choroby jest możliwe. Tylko że ja wiem, większość z was zapewne powie “jasne, że chcę być zdrowy i co? I gówno!”. Tyle że to nie tak, zupełnie nie tak.
– To może od początku, od, no…
– Początku? – udał zdziwienie. – Moja matka zaszła ze mną w ciążę, oto początek Amadeusza. W tym czasie studiowała filologię, a jej brat medycynę. Więc po jakimś czasie gadu gadu, i się okazało, że mam ADHD. A jak ADHD, to zamiast odstawić mi telefony, to zaczęła mnie faszerować różnymi bzdurnymi lekami.
– Dobra, dobra, ale po tobie nie widać, żebyś… widzisz, teoretycznie osoby na ADHD są żywiołowe, przerywają, no i mają masę problemów, nie mogąc się skupić na jednej czynności…
– Nic nie wiesz o tej – tu machnął palcami “na niby” – chorobie, prawda? A ja całe dzieciństwo i nastoletni wiek męczyłem się z tą pierdoloną diagnozą, by na końcu stwierdzić, że chcę uciec w Bieszczady i mieć wyjebane na leki.
– Męczyło cię to, dlaczego?
– Wiesz, teoretycznie w mojej klasie było mnóstwo osób z ADHD czy z dysleksją, czy innymi podobnymi mózgami. Ale… nie rozumiałem dlaczego. Moja ciotka, która zawsze przedstawiała się o sobie jako debil, pewnego dnia powiedziała mi, że wyleczyła niedosłuch. Na boga, chciałem jej uwierzyć i ku mojemu zdumieniu… nie miałem innego wyjścia. Nie miałem, bo faktycznie to zrobiła.
Cisza.
– Ale trochę wyprzedzam fakty – powiedział. – I mój mózg myśli jakby do przodu, z szybkością, ale… to nie jest ADHD. Każdy z nas jest inny, indywidualny, a ja z tym nie walczę. Poza tym… tak się nauczyłem myśleć i co, komu to przeszkadza? No, przecież nie mnie.
– Ale był taki moment, w którym przeszkadzało?
– Oczywiście, dobrze, że wracasz do początku. Widzisz, za nastolatka miałem depresję, bo nie dość, że wszyscy mieli to samo, co ja, czyli NIE WYRÓŻNIAŁEM SIĘ, to jeszcze, o zgrozo, nie wiedziałem, dlaczego mam mieć to cholerstwo całe życie! Przecież to była ewidentna przeszkadzajka i nie, nie obchodziło mnie to, że ludzie uważają mnie za osobę z supermocą. W ogóle nie widziałem, nie dostrzegałem i nie chciałem widzieć ŻADNYCH plusów ADHD. Tak jakbym wsiąkł w bycie ofiarą.
– Byłeś ofiarą?
– Systemu, rodziców. Ale ostatecznie dzięki temu wszystkiemu teraz wiem, jak pomóc milionom innych ludzi, którzy mają ADHD. To proste. Ale muszą zrozumieć, że jeśli są przyszpileni przez leki, przez psychiatrię, to trochę im zajmie, zanim zejdą z systemu i zaczną naprawdę się rozwijać.
– To znaczy? Możesz rozszerzyć?
– Każdy z nas jest projektem swoich rodziców. Otoczenia. Jest i zarazem nie jest, ale przede wszystkim zaczyna się od byciem idei w głowie rodzica. Więc kiedy mamy te pięć lat, to jeszcze NIE MANIFESTUJEMY, wciąż jesteśmy w rękach boga, czyli rodzica. Ale mając już dziesięć lat jesteśmy w stanie wymanifestować cokolwiek, co nam się żywnie podoba. Tymczasem szkoła: nie, siedź w klasie i się ucz pierdół. Tymczasem psychiatra: to normalne, bierz leki, które cię ogłupiają, nieważne, że dla psychiki to jest jakaś totalna paranoja. A co więcej, wszystko zaprzecza temu, że dzieci mają nieskończoną, niesamowitą energię, w której chcą działać, w której po prostu żyją. Ale ponieważ dzieci są cudzym projektem, to muszą się dostosować i potem mamy całe społeczeństwo ogłupiałe przez leki, zdębiałe przez system i może powinienem to powiedzieć na odwrót, ale to nie ma znaczenia. Tak czy siak efekt będzie ten sam.
– Wow, a możesz to na ludzki przetłumaczyć? Podać jakiś przykład z życia?
– Zobacz – odchrząknął, rumieniąc się. – Mam nadzieję, że ciotka, o której wspomniałem mi wybaczy, ale powiedzmy, że wybaczy. W pewnym momencie była zmuszona zamieszkać u nas, a to oznaczało lekkie zmiany w naszym życiu. Ona tam w ogóle nie była jakąś zawracajmidupę, ale i tak moi rodzice się z nią pożarli. Nie wiem do końca, o co chodziło, ale usłyszałem tylko, jak matka się na nią drze… nie, to nie było darcie się, to był raczej zimny ton w stylu “obwiniasz nas o wszystko, powinnaś iść na terapię”. Nie wiem, o co chodziło, ale słowo daję, nie zauważyłem, by ciotka to robiła, ale z drugiej strony nie zawracała mi dupy. Poprosiłem matkę o wyjaśnienie, ta mi powiedziała, że ciotka uważa, że to wina całego środowiska, że ona nie ma pracy. I że to się leczy. I wiecie, że ciotka nie ma pracy to wina systemu i takie pierdolenie, co też było częściowo prawdą, bo kto by się chciał napierdolić przy sprzątaniu? Ciotka tego nie rozumiała kompletnie, ale potem, po tym rodzicielskim jazgocie, poszliśmy na spacer pogadać. Jakoś tak wyszło, że mieliśmy dobre relacje i sobie filozofowaliśmy albo opowiadaliśmy pierdy o teoriach spiskowych. No i ja jej się pytam, o co chodzi, o co się pożarły, a ta przystanęła i zaczęła myśleć. I wtedy dosłownie, miałem wrażenie, jakby z miejsca ją olśniło. Powiedziała mi tak: twoja matka ma rację. Ale nie tak, jak myśli, że ma.
Amadeusz parsknął śmiechem, jakby go to rzeczywiście bawiło i wypił długiego łyka wody w fioletowej szklance z napisem “Jestem zajebisty”.
– Bo widzisz, ciotka była projektem rodziców. Oznaczało to, że mieli na nią jakąś wizję, i niestety, tu było całkiem konkretnie. Miała zostać… eee, dobra, powiedzmy, że miała być artystką, ale to się nie udało. Natomiast, kiedy wreszcie pozbyła się artyzmu ze swego życia, to stwierdziła, że ten artyzm to była wizja jej mamy, a nie jej. Prawie całe życie zmarnowała na niego, ale widzisz. Ciotka mi opowiadała, że ona wcale nie obwinia wszystkich o wszystko, tylko oddaje swoją moc. Wiecie, stara już była, więc była wolna, już mogła manifestować w dowolny sposób, a ona była jakby przetrzymywana przez chore wizje jej bliskich. Brrr — aż się wzdrygnął. — I pewnego dnia postanowiła, że będzie tylko swoją wizją. A ja jej zapytałem, jak do cholery chce to zrobić. Powiedziała, że jeszcze nie wie, ale zrobi. Wróciła bez niedosłuchu, z milionami na koncie, z narzeczonym i dzieckiem. Na szczęście nie na stałe, ale tylko po to, by nas zaprosić na jej ślub. Czy coś, to był dziwny pomysł, dziwny wypad, ale to już kompletnie nie na temat, trochę się zgubiłem, co nie?
– Trochę, ale jak wróciła, to ci powiedziała, jak to zrobiła?
– Nie – parsknął śmiechem. – Po prostu mi wysłała smsa z dwoma nazwiskami i kazała poszukać ich w internecie. Wspaniała ciotunia nic więcej nie skomentowała, ale skoro ona mogła się pozbyć swojego gówna z życia, to ja też, prawda? No i wpisałem do wyszukiwarki Neville Goddard i dr Joe Dispenza… i oto jestem, dzień dobry! Dobry człowiek bez ADHD.