„Backdraft” – z polska „Ognisty podmuch” to hit z 1991 roku, z trzema nominacjami do Oskara. Jedna jest za muzykę (Hans Zimmer oraz bardzo fajne utwory, w tym od LOS LOBOS), a dwie pozostałe za efekty specjalne i wizualne. I mimo upływu lat, nadal są zachwycające. I to od pierwszej sceny, kiedy to mały chłopak widzi w akcji swojego ojca. Jednakże trzeba wyjaśnić, dlaczego „Backdraft” nie wygrał. Sprawa jest prosta: BO NIE MÓGŁ WYGRAĆ Z TERMINATOREM 2. Ale mimo to Allen Hall, Ron Howard i ogólnie jego ekipa trzy miesiące przed zdjęciami testowali i badali różne opcje z ogniem, by ucieszyć oko widza. Tak – ten ogień, który widzimy na ekranie jest PRAWDZIWY. Bawiono się nim na specjalnej scenie do palenia, a za zabawki ogniotwórcze posłużyły specjalne zbiorniki ze stali, z czego największą z nich była „Wielka Bertha”, mieszcząca 100 galonów i potrafiąca wyrzucać z siebie ogromną ścianę ognia (60×20 stóp, jak rozumiem). Allen Hall, pirotechnik, tak się o tym wypowiedział: – Siła samego zaworu odpowietrzającego Berthy wystarczała, aby zdmuchnąć ściany z zestawów. Gdyby nie był przypięty, rakietowałaby przez pokój.
To wszystko jednak było za mało dla fascynatów efektów praktycznych. Musieli zbudować cacko, urządzenie zwane Ash-o-matic, które wywalało w kij dużo dymu i kawałki tektury, co jeszcze lepiej obrazowało wygląd ognia w przestrzeni.
Podsumujmy to stwierdzeniem Claya Pinneya: – Dziewięćdziesiąt pięć procent tego, co widzisz, zostało sfilmowane na żywo na miejscu.
Źródło obrazka: https://www.hollywoodreporter.com/movies/movie-news/30-years-ago-backdraft-made-firefighters-cool-2-1235001980/
A teraz parę wdechów, oddechów… i o filmie czas opowiedzieć, bo to nie jest tylko i wyłącznie katastroficzny film. To jest dramat w najlepszym wydaniu. Co prawda ponad dwie godziny mogą trochę nużyć, ale „Backdraft” płynie! Nim się skapnęłam, miałam już ponad 40 minut na suwaku.
Oto historia dwóch braci: Stephena (Kurt Russell) i Briana (William Baldwin), którzy rywalizują ze sobą, ale oboje mają różne temperamenty. I oboje wydają się bardzo prawdziwi w tym, jak się prezentują. Stephen pracuje jako strażak i nagle dowiaduje się, że jego brat również chce nim zostać. Są w tej samej jednostce, więc widzimy, że jeden z nich uwielbia za bardzo ryzykować, a drugi – za bardzo boi się ognia. A jakby tego było mało, to w mieście grasuje podpalacz i sprawę zbadać ma Robert de Niro… znaczy, Donald Rimgale.
Film jednak nie skupia się tak do końca na sprawie kryminalnej, jakby to wynikało z opisu. Bardziej go interesuje psychologia bohaterów, co jest bardzo na plus. Nie wiem, ale twórcy – od aktorów, po sprzątaczy – musieli włożyć mnóstwo serca w tę produkcję. Inaczej nie umiem wyjaśnić, dlaczego – mimo że łatwo się domyślić „ktoś zginie” – jestem wzruszona, dlaczego wzrusza mnie Brian, gdy stara się być po prostu jakiś konkretny, z osiągami. W sumie tak, identyfikowałam się z nim, ale również rozumiałam Stephena. Kurczę, te wszystkie relacje są takie prawdziwe.
Ponieważ bardzo lubię Los Lobos, to przy utworze „I walk alone” to byli oni, a tekst napisali David Hidalgo i Louis Perez. Więcej o muzyce oskarowej tu.
„Backdraft” to film bez wątpienia piękny. Porusza tym, jak realistycznie został oddany ogień i porusza tym, jacy są bohaterowie. Jeśli jeszcze nie widzieliście, to bardzo, bardzo polecam.
Niech żyją strażacy!
PS.: Lucas Films także maczał swoje łapki w efektach specjalnych.
Jeden komentarz do “BACKDRAFT (1991)”