JFK to film ważny dla Amerykanów, bo z tego, co rozumiem, to dzięki nim odtajniono niektóre dokumenty dotyczące zabójstwa. Wszystkie zaś zostaną uwolnione w roku 2029, czyli względnie niedługo. Ciekawe, co za kwiatki wtedy wyjdą, jeśli w ogóle będzie co zbierać .
Obejrzałam wersję reżyserską i zapewne większość z Was również takową widziała. To ta, co ma 3h i 25 minut czasu. Tak jest, standardowa wersja trwa tylko 3 h i 9 minut, także…. ale bez względu na to, którą wersję dorwaliście, raczej nie żałujecie, że poświęciliście na nią czas.
Bo to film nie tylko ważny – to także film bardzo dobrze zrealizowany. Niemal do ostatniej sceny JFK trzyma w napięciu, w dodatku sprawia, że obchodzi nas nie tylko śmierć prezydenta, ale również życie osobiste pana prokuratora. Bo to film o śledztwie, który prowadził Jim Garrison (Kevin Costner). To nie było łatwe zadanie, ponieważ pan prokurator miał przeciwko sobie właściwie cały rząd. A im dalej się posuwał, tym było gorzej.
A tak przy okazji – skoro i tak poruszamy się wokół teorii spiskowych – paru aktorów miało na palcach pierścionki. Najpewniej masońskie.
Spodobała mi się narracja kadrowa w tym dziele. Wpierw obserwujemy historyczne kadry, ale potem przechodzimy do śledztwa i miałam wrażenie, jakby zrobiono dwie rzeczy: zastosowano reportaż i dokument, bo tak, retrospekcje były czarno-białe, w trakcie których ktoś opowiadał o jakiś szczegółach sprawy. Tworzyło to dość dynamiczną, wartką akcję.
Jeśli lubicie filmy o polityce, to z pewnością JFK może Was zadowolić, tym bardziej, że muzykę ma świetną . Pisałam o niej w jednym ze swoich artykułów.
Jeden komentarz do “JFK”