[33 dni] #17 – nowa postawa

Jeśli chcecie wyjść z postawy ofiary, to kurs pewnego Rosjanina o imieniu Oleg z pewnością Wam w tym pomoże. Żałuję jedynie, że dostęp do niego jest ograniczony czasowo, bo taki styl działania firmy Wrzesińskiej. Nie mniej, co skorzystałam, to moje. I zrobiłam notatki, które bardzo ratują.

A dlaczego od tego zaczynam – ano, dlatego, że wylosowałam dziś nową postawę.

Oferuje ona kilka punktów widzenia, a zresztą, zobaczcie sami:

Nie wiem, czy to wszystko, co oferował kurs Olega – bo po prostu nie mam jak do tego wrócić. Nie mniej, na podstawie tego wybiorę sobie trzy postawy, które będę dziś trenować:

do 16:00 – wdzięczność, bo chciałabym sobie w tym stanie pobyć, mam wrażenie, że jest to ostatnio u mnie stan zaniedbany (!),

od 16:09 – zaczynamy z przerwą na tron, a potem… zobacz, ile twoje istnienie daje innym :).

od 20:00 – istnieje siła, która zawsze się mną opiekuje ;).

No – zobaczymy, jak to wyjdzie. Relacja z tego wyzwania będzie pewnie jutro. No to jedziemy!

[33 dni] #16 – błogosław wsio, co spotykasz (życz szczęścia)

Dziś chyba dalej odpoczywam i w sumie czuję się zrelaksowana :). Oczywiście dbam o utrzymywanie nawyków, bo to niezwykle ważna sfera życia. Chciałam się zabrać za kolejne ustawienia, ale – chyba poczekam do jutra. Odpocznę sobie, może coś poczytam (!), poproszę słuchawki o to, by nie zmniejszały głośności i tak się żyje.

Zobaczmy, co tym razem tu siedzi…

Z małą ilością ludzi dziś rozmawiałam, więc czuję się lekko niespełniona w realizacji tego zadania. No, ale starałam się pamiętać: błogosławiłam garnek, szafę, siebie, porzeczki i znajomych.

Okazuje się, że życzenie komuś szczęścia – a ściślej błogosławieństwa – ma wysokie energie. Jak zaczęłam z tym zadaniem, to czułam, że nie tylko innym daję, ale też i sobie. Taka wspaniałość mnie wypełniała, jakby głębia światła. W sumie to można powiedzieć: „przecież ludzie często życzą sobie wszystkiego dobrego”… ostatnio tak, ale często mam wrażenie, że jest to trochę wyprane, taka naleciałość, nawyk kulturowy. No niestety, tak to jest ze słowami, że część z nich ulega pustce, gdy za dużo razy jest powtarzana.

Wczoraj nagrałam bardzo fajny filmik na mój kanał – niestety, dźwięk się nie nagrał. Ale dziś se myślę… mam opory przed ruszeniem dalej, a może się wygadam? Co z tego, że jeszcze raz, może ludzie potrzebowali więcej wskazówek co do miłości własnej?

No więc macie filmik:

A tymczasem wszystkiego dobrego, błogosławię Was z serca i dobrze się bawcie ;).

[33 dni] #15 – zrób coś spontanicznego

Wczorajsza impreza skończyła się zalaniem Gorzowa Wielkopolskiego:


No, ale jak to stwierdzili Lubuscy Łowcy Burz: „W życiu są pewne tylko trzy rzeczy: śmierć, podatki i zalany Gorzów Wielkopolski”.

No dobrze, ja w tym czasie siedziałam sobie smacznie w chałupie i czułam się upojona i przeszczęśliwa potańcówką. Taki spokój. I szczerze, to się zastanawiam, czy nie zacząć chodzić po jakiś klubach, bo ja lubię tańczyć. A ten taniec był inny – bo generalnie zawsze miałam tak, że były ostre ataki astmy. Teraz się jakoś ładnie zgrało i chociaż nie były to najciekawsze wygibasy, to jednak było zacnie :).

Zaczynam dochodzić do wniosku, że obecność ludzi jest mniej ważna od tego, czy lubię ze sobą przebywać. Czy umiem się ze sobą bawić. Ale wiecie – jest różnica między podejściem do sprawy w trybie mhrocznym, że jestem samotna, a w trybie wesołym. Nie powiem… a raczej powiem: w trakcie imprezy było parę momentów, które chciały ściągnąć mnie w dół. Głównie było to widoczne na samym początku, gdy zaczął się punkt programu o nazwie wystawa. Tyle tylko, że zamiast wchodzić to głębiej, ucięłam. Zajęłam się relacją na blogu, bo – po prawdzie – znakomicie to wyglądało!

Potem było już lżej, bo dołujące myśli były głównie myślami, a nie emocjami. I występowały może raz, dwa razy. W sumie nie miały się kiedy pojawić, bo trudno nie być radosnym, gdy się tańczy.

Tak, mam dziś zakwasy. Tak, to było bardzo dobre przeżycie, ale teraz mam zagwozdkę.

JAK DO CIULA WYMYŚLIĆ COŚ CO NIE JEST WYMYŚLANE?!

Rozumiecie – wylosowałam „zrób coś spontanicznego”, ale na spontana oznacza, że robisz to… no… tak na spontana, bez zbędnej filozofii. Więc jeśli wymyślę wypad na Mazowsze, to już to nie będzie spontan, bo wymyślę wypad XD. Eh, jak żyć… chyba, że wylosuję drugą rzecz, ale czy to nie będzie formą ucieczki? Ułatwienie, ułatwieniami, ale coraz bardziej kocham takie wyzwania, które po prostu się zjawiają i ja się z tym mierzę. To świetne przeżycie i bardzo rozwojowe!

No więc – jak zrobić coś spontanicznego…

18:45 – a najlepszą definicję na spontana wywaliła Zuzia:

No więc pierwsze, co mi wpadło do głowy to odpoczynek. Weekend z poniedziałkiem miałam całkiem intensywny, a jeszcze w nocy z jakiegoś dziwnego powodu nie mogłam zasnąć. W związku z tym… odpoczynek na spontanie! W końcu usnęłam, wypoczęłam i zrobiłam se kakao. Tym boskim napojem postanowiłam zastąpić kawę. I wcale nie muszę mieć mleka, by było pyszne :).

Następnie – na skutek wizyty M. – wzięło mnie na porzeczki. W tym roku są przepyszne!

A potem dzięki pewnej sympatycznej rozmowie naszło mnie na fotografowanie okolicy.

Dawno nie robiłam zdjęć, więc no to nie są jakieś zdjęcia, które by zapierały wdech. Ale jakąś taką przyjemność sprawił mi pomysł, by zająć się fotografią – co prawda bardzo amatorsko, bo mam tylko komórkę i nie chce mi się fotoszopować, nie mniej odpowiedź na pytanie „czy takie zdjęcie chętnie bym oglądała” jest uniwersalne.

A po wczorajszej ulewie mamy klasykę, czyli jeziorka!

W betonie oczywiście. Nie mniej, zajebiście jest chodzić po tym na boso, taka fajna impreza dla stóp…

Czyli ogólnie – odpoczynek, trochę spontanicznych rzeczy i… chyba na koniec wieczora włączę sobie jakiś film ;).

[33 dni] #14 – idź na imprezę xD

Po to są pewne narzędzia, żeby sobie ułatwiać życie. Tak jest na przykład z sublimalami, czyli z muzyczką, która wsadza do podświadomości różne fajne afirmacje, a nasz świadomy umysł tego nie widzi. Dzięki takiemu zabiegowi nie jesteśmy znudzeni, gdy włączamy sobie taki konstrukt na na przykład godzinę. I chociaż wiedziałam, który zapodać – bo po nim miałam całkiem niezłe oczyszczanie organizmu – to jednak stwierdziłam, że skorzystam z krótszego, bo siedmiominutowego. Oto i on:

Tak, trwa siedem minut i w momencie pisania tego tekstu sobie leci (i działa, bo muszę do kibelka). I dzień przebiegł całkiem ciekawie, ponieważ znajomi wyrazili chęć zobaczenia się na Wartowni, gdzie jest niby atrakcyjnie dla młodych. Chcieli przyjść na stand-upera, to przyszli, ale zanim do tego dojdę, opowiem Wam wcześniejsze przygody.

No więc – tak się ładnie przygotowywałam do wyjścia, że spóźniłam się na tzw. koncerty Chopinowskie. A oto efekty:

No dobra, potem dołożyłam do tego bransoletkę, kolczyki, naszyjnik i makijaż. Jakoś to miło wyglądało. Chyba.

W każdym razie koncert zaczął się około 17, ja się na niego spóźniłam około 20 minut. No cóż – trzeba było zasuwać spacerkiem, a i tak ostatecznie nie byłam pewna, czy chodzę dobrą trasą, choć wiedziałam, że teoretycznie tak. Na szczęście ludzie zmierzający w tamto miejsce mnie natchnęli i trafiłam ;).

Ten koncert był naprawdę piękny, chociaż zaczęło padać (mżawkowo tak) i byłam bardziej na przerwie, niż koncercie, bo musiałam się zmywać do Wartowni na spotkanie. Trochę żałowałam, ale przez całe lato u nas grają te koncerty i zamierzam to wykorzystać. Można naprawdę pomedytować. A, i zaczęłam pisać wiersz, jego wstawię na końcu.

Z Wartowni nie mam zdjęć i było średnio. Głównie przez to, że nie miałam na czym usiąść, a więc biodro mnie napierdalać zaczęło i to ostro, a pan stand-uper wykazywał się humorem pokroju sucharów. Wytrzymałam trzydzieści minut i wróciłam do centrum.

Przyszłam na samą końcówkę tegoż i zaczęłam się zastanawiać… wrócić do domu czy zostać jeszcze na mieście? A – jak wracałam z Wartowni to powtarzałam sobie „kocham Cię, Olu”. Wszak to dzisiejszy quest! No i jak sobie tak powtarzałam, to w końcu poczułam w sercu takie jakieś miłe ciepło. Zaskoczył mnie też pączek!

On smakował jak kawiarenkowy pączek i był za pięć złotych. To wydaje się dziwne głównie dlatego, że kompletnie nie czułam stresu przy jego zakupie. A sam posiłek zdał mi się pewnego rodzaju rytuałem. Powiedziałam sobie „Daję Ci, Olu tego pączka w imię miłości”, czy podobnie. Wow, to było taaaaaaaakie przyjemne!

A potem mnie tknęło – przecież Natalia Ślizowska (tak, TA Natalia) robi dziś pokaz mody na mieście. Podobno rozchwytywany. I naprawdę piękny, chociaż na moich fotkach to gówno widać:

Ale była muzyka, był pokaz, było wspaniale. Nawet ból biodra nie przeszkadzał.

Dobrze, pokaz się skończył, wszystko się skończyło – czas iść do domu. Czekając na tramwaj, zaczęłam majstrować przy wierszu i efekty są takie:

Kocham Cię

Na randce ze sobą próbuję wymyślić poemat
ale ja go nie stworzę
TO
ciepłe krople deszczu spadające na nos
pączek
wesoły gwar ludzkich serc
zebranych by posłuchać
Siebie
muzyka co gra całym tchnieniem
by randki ze Sobą
wybrzmiewały nie tylko z umysłów
ale i z serc
Kocham Cię, kocham Się

Tak. Dziś to wylosowałam. A jest poniedziałek w Gorzowie Wielkopolskim, w sezonie wakacyjnym, więc wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że na mieście nic się nie dzieje. Za to stwierdziłam, że nie będę losować drugiej opcji, tylko… zrobię u siebie imprezę. Będę na niej ja i ja, ponieważ 99,9% osób jest albo daleko, albo pracuje, albo… no albo cośtam. Natomiast wciąż mam internetową publikę, w związku z tym następnym razem wierzę, że ktoś z Was będzie chciał wpaść.

Program imprezy musi być jednak szybko wymyślony, a oto i on:

Relacja z imprezy będzie prowadzona na żywo w tym oto wpisie! Zapraszam serdecznie :). Widzimy się o 17:00!

HOME PARTY EDITION, 24.07.2023

Relacja na żywo – wystarczy co jakiś czas odświeżać stronę ;), a najlepiej co godzinę :D. Program imprezy tak się prezentuje:

17:24 – Od 17:00 można podziwiać moje obrazy – wszystkie! I te dokończone, i te niedokończone, a tymczasem na wystawę weszłam tak:

I wiecie, mogłabym narzekać, że mój tusz do rzęs się zbuntował i średnio się nadaje do użytku, oraz mogłabym narzekać, że udało się tylko jednego balona zrobić, ale ej! Udało się! A w tej kiecce pięknie wyglądam i jeszcze organizatorka nie poskąpiła sobie jakiś ładnych ozdób tu i ówdzie:

Tak – to widzimy, gdy się wchodzi na wystawę 😉 A potem tak się to wszystko prezentuje:

Prawda, że to wszystko się zacnie prezentuje? Oczywiście, nie brakowało wstępu na wstępie imprezy!

– Za imprezę i za zdrowie Iwonki, która ma dziś imieniny i która duchem jest ze mną! Dziękuję, a teraz zapraszam do oglądania obrazów :D.

Ten jest chyba najdziwniejszym obrazem, bo jest trzecim, za który się zabrałam i który później był podmalowywany. Bardziej dodałam te kropki, nie pamiętam, czy coś jeszcze kombinowałam. Ja tu widzę wszystko na raz, taki uporządkowany chaos.

Ten obraz jest dziwny, bo go lubię, ale był malowany – mazakami – w trakcie ogromnego dołka, bo internety.

Ten za to jest niedokończony, ale chyba go nie skończę – bo nie wiem jak. Z jednej strony, wyklejanie go sprawiło mi ogromną frajdę, a z drugiej widzę mocno seksualny wydźwięk.

Ten raczej przez znawców tematu (?) nie jest uznawany za jakieś super dzieło, ale ja go lubię. Głównie przez ten złoty efekt a’la jezioro ;). Zresztą obraz jest stary :D.

Ten jest o tyle, ciekawy, że znalazł swojego fana, aczkolwiek… no, jakoś ciężko mu się u niego zadomowić. Może zdąży?

Ten bardzo bym chciała sprzedać, ale coś nie idzie. Zresztą śniło mi się ostatnio, że zamalowywałam swoje obrazy na biało – tak, ten też, choć go bardzo lubię – i po tym śnie poczułam, że muszę kupić nowe płótno. W sierpniu mam nadzieję będzie malowanko ;).

18:00 – iii zaczynamy kolejną część imprezy, tym razem muzyka taneczna i fortepianowa, a za jakieś 20+ minut będzie gotowa zapiekanka! Widzimy się z relacją za jakieś pół godziny :).

19:06 – Na horyzoncie maluje się mała zmiana programu, ponieważ odkryłam, że taniec jest zajebisty i chcę więcej! A przy muzyce z lat 80/90′ to się musi udać! Leci taka:

A to ja próbująca aparatem uchwycić siebie w tańcu:

No dobrze, tu jest lepszy obrazeł:

Choć chyba muszę przeczyścić kamerkę :). Tak czy inaczej – pląsów-filmów nie będzie, bo mi się nie chce. Co mi się chce, to tańczyć!
A tak wyszła zapiekanka: ziemniaki, pomidor, ser, jakieś mięso za 4 złote i kapusta :).

Wiecie, na początku imprezy – z wystawą – miałam lekkie przymulenie, ale… teraz zaczynam być przekonana, że tu nie chodzi o towarzystwo innych, tylko o to, czy LUBISZ ZE SOBĄ PRZEBYWAĆ.

Wypijmy więc za udane spotkanie ze sobą… idę potańczyć i zobaczymy, co dalej z tego wyniknie ;)).

[33 dni] #13 – co godzinę afirmuj coś

Wczoraj tak się wyszykowałam, że zachciało mi się iść na miasto, na jakąś imprezę. Podobno coś się działo, a nawet gwiazda w postaci Agnieszki Dygant przyjechała, więc tłumy do teatru pod chmurką zawitały.

Zresztą teraz zastanawiam się, czy to nie była ta druga, ale ciul z tym – śpiewała pięknie i bawiłam się zajebiście. Impreza trwała 70 minut, a ludzie już 30 minut przed nią mieli problem ze znalezieniem krzesła dla siebie.

To była taka randka ze sobą. W centrum klimat jak z kafejki dla seniorów (u nas to „Letnia”), więc poczułam się staro i poszłam na eklerka, a potem do teatru. I wow, serio – to było fajne przeżycie. Dziś znowu się coś dzieje, ale nie wiem, czy będzie mi się chciało wyjść, chociaż perspektywa wydaje się przyjemna. O 17 koncert fortepianowy, o 19 pokaz mody, a o 20:00 znowu w centrum gra kafejka dla seniorów.

No sorry, taki mamy klimat – możecie mówić, co chcecie, ale choć w tym roku niby dużo się dzieje (ludzie to nagle zobaczyli), to ja się nie dziwię głosom młodych, że nic się nie dzieje, skoro piosenki dla pokolenia 60+ uprawiają.

Randka randką, ale… czas na przejście… a nie, jeszcze jedna rzecz – jestem z siebie dumna, że wczoraj zrobiłam podsumowanie w moim Złotym Dzienniku. Prawie zapomniałam, ale w pewnym momencie coś mnie tknęło i… efekty są!

Z dzisiejszego losowania także:

Normalnie bym się ostro zastanawiała, nad czym mam afirmować. Jednakże wczoraj też afirmowałam, bo musiałam dla własnego poczucia bezpieczeństwa. Było to „stać mnie na ukochanie siebie”, bo – jak już wiecie – moim głównym językiem miłości jest dawanie prezentów.

Zadanie wydaje się proste, ale w perspektywie tego, że jestem bankrutem (nie pytajcie, jak do tego doszło – ten miesiąc ma ADHD), zaczyna być to bardziej kłopotliwe.

O – i pojawiły się wątpliwości. Czy to dobra afka, czy lepiej zrezygnować. No… to może po prostu dam proste „kocham się”. Kiedyś zresztą widziałam, jak Nulina (kolejna od rozwoju duchowego) polecała afkę „kocham cię”, mówiąc, że ta mantra powtarzana w myślach może załagodzić pewne kryzysowe sytuacje.

Dobra – „kocham się” i tak będzie wystarczająco skomplikowane, ponieważ dotychczas miałam trudności z tym fantem. Więc żeby nie było po łebkach, przy mantrze – powiedzmy 5 minut – będę się starała wczuć w ten stan umysłu, uczucie, czy jak to ogólnie nazwać. 🙂

No, to do boju w przygodę!

[33 dni] #12 – kup coś, byś czuła się piękna

A dzisiejszym questem…

…jest…

Pierwsza myśl: „nie mam pieniędzy!”. Druga: dobra, to trochę zmodyfikuję, dziś robię się na piękną, ubieram fajne ciuchy i w ogóle. Nagle mi się przypomina, że przecież chciałam kupić szminkę! O braku zapomniałam, zaczęłam liczyć sobie pieniądze ze skarbonki. Tyle i tyle groszy, tyle i tyle złotych i wyszło aż 17 złotych i 39 groszy! To sporo. W trakcie tegoż powtarzałam sobie: stać mnie, by siebie ukochać.

Wprawdzie szminka to nie substytut miłości, ale daje 1000+ do poczucia bycia piękną :).

Ostatnim razem jak szukałam czegoś do ust, to nic nie znalazłam. Dziś jednak mam konkretnego questa, więc ciekawa jestem, czy się uda?

13:57

Jeśli kolejnym razem wylosuję basen, to nie będę miała skrupułów, by na niego pójść. No chyba, że budżetu nie starczy, bo poszłam do Natury i tam było tyle dobra, że prawie zbankrutowałam ^^’. Ale kij z tym – teraz mam się cieszyć tym, że pozwoliłam się ukochać. Bo wiecie, moim podstawowym językiem miłości jest obdarowywanie siebie i innych ;). Tak już mam po prostu…

Ale w sumie – po co się przejmować, ile się wydało. Trzeba się cieszyć z tego, co się dzięki temu zyskało! To jest życie, a w przypadku różnych opcji do upiększania się dziś był wysyp promocji ;). Nie udało mi się tylko kupić jakiejś takiej lepszej powiedzmy pomadki, bo na promce niby że promka, a przy kasie nie było jej. No cóż – i tak w zestawie się znalazł taki błyszczyk powiedzmy, żele do paznokci, tusz do rzęs i maseczka do twarzy :).

A ten gratis od Garniera to tak, Szanowni Państwo – skutek czasów poplandemicznych. Nikt już tego dziadostwa nie chce kupować, więc rozdają na lewo i prawo. Cóż.

No to lecimy z fantem… zaczynając od maseczki ;).

A ponieważ maseczka się robiła ok. 30 minut, to paznokciami się postanowiłam zająć. Mi się podoba ;).

Dobrz, maseczka zdjęta, czas na rzęsy i usta ;).

Efekt tego wszystkiego jest taki, że czuję się piękna xD. A to znaczy, że szczęśliwa, lol. 😀

No, piękna jestem, c’nie? Nikt mi w tym nie podskoczy xD

[33 dni] #11 – zrób coś fajnego dla kogoś

Spodobała mi się dzisiejsza opcja. Co prawda, jak ją wylosowałam, to było takie „o?”. No, ale dobra – powiedziałam A, trzeba powiedzieć B. W końcu ileż można myśleć tylko o sobie.

Jest to tak ogólne hasło, że w sumie – nie wiedziałam, komu i co miałabym zrobić.

No więc – popytałam ludzi. I wyszło, że mam fantastycznych znajomych!

Ich pomysły to:

  • przez 5 minut pomyśl o naszej znajomości – że jest fajna itd.,
  • recenzja filmu (padło na „Teściów”, bo krótki),
  • uśmiechnij się.

Czy coś jeszcze… nie pamiętam, ale jakby tak spojrzeć na propozycje, to są słodkie, urocze, śliczne, kawaii, dziękuję :). Jestem wdzięczna za tak wspaniałych znajomych, to jest cool.

Poza tym: popłakałam się, jakiś proces się odbył, jestem namawiana do powrotu do światka literatury, ale nie wiem, czy mam siłę… raczej jak już będę to robić to jakoś tak w dziwny sposób, nie wiem w ogóle, czy możliwy. Bo logika jest taka, że żeby kręcić z nim interesy, to trzeba do niego wejść, ale nie chcę wchodzić do niego, tylko chcę kręcić interesy. Tak się chyba nie da, tym bardziej, jak się chce dla nich robić warsztaty.

Wszystko mi się pięknie i ładnie łączy w logiczną, uporządkowaną całość.

Ale cholera jasna – czy ja mam siłę?

[33 dni] #10 – ugotuj sobie coś smacznego

Jestem przed śniadaniem.
Być może dlatego wylosowałam ugotuj sobie coś smacznego, a być może nie. W każdym razie – banan na twarzy, to zabawne!

Jak już się dowiedziałam:

  • gotowanie jest oznaką miłości wobec siebie i innych,
  • za mało wczoraj wypiłam wody i teraz to odczuwam na plecach…
  • jeśli pozwalasz, by rzeczy były „obojętne”, „byle jakie”, to one takie będą – życie będzie obojętne i byle jakie.

Żeby nie było, że „ugotuj sobie coś smacznego” jest tak proste, i oznacza po prostu ugotowanie sobie czegokolwiek, wprowadzam dodatkowe zasady:

  • smaczne danie musi być każdorazowo – a to oznacza, że i na śniadanie, i na obiad, i na kolację,
  • musi być gotowane w postawie miłowania,
  • przed zjedzeniem musi być błogosławione.

Teraz jednak czeka mnie najtrudniejsze zadanie.

Co to do diabła znaczy SMACZNE?!
I… co ma zawierać, żeby było smaczne, jakie konkrety?

Wiem tylko tyle, że nic nie wiem.

9:11

No, impreza się rozkręca. Fakt tego, że mam coś smacznego dla siebie zrobić jakoś mnie tak… dziwnie ucieszył XD. No w sumie jest powód – smaczne jedzonko jest cool.

Nie czekałam długo, aż pojawiły się pomysły. Asia zasugerowała ryż z warzywami, bo go ostatnio jadła. A ja wpadłam na pomysł, by dziś zjeść ziemniaki z ogórkiem i mięsem. Plus na koniec dnia – zapiekankę. zobaczymy, bo pierwsze danie wydaje mi się tak duże, że nie wiem, czy wepchnę w siebie trzy ^^;;.

Po drodze mocno się rozpadało, ale bluza z kapturem i do sklepu. W trakcie zakupów pojawił się strach o budżet, ale pomyślałam sobie: stać mnie na miłość do siebie i się uspokoiło. Z taką myślą wydałam 18,11 złotych w jednym sklepie, na drugi nie chce mi się paczeć.

W drodze powrotnej deszcz minął, tęczy co prawda nie było, ja muszę iść sprawdzić w kuchni, ale pochlupanie się w kałużach było super! Dziecięca radość :D.

No i hasło dzisiejszego dnia, które jest pytaniem od Asi: po co jeść, jak niesmaczne?

21:27

Efekty dzisiejszego kucharzenia są takie:

I o ile pierwszy posiłek bardzo mnie napełnił – i to w sposób dosłowny, o tyle drugi nie. Ale drugi za to jadłam tak, aż się uszy trzęsły! xD Pyszny był po prostu!

W ogóle ten dzień jest niesamowity. Otrzymałam dwie bardzo dobre rozwojowe książki, porozmawiałam z Joanną Parysz i to wydało owoce. Na przykład takie, że kiedy miałam wkurwa na koleżankę, bo ta mnie olała ciepłym moczem (mniejsza o sytuację), to… przypomniałam sobie Asię i to było tak, jakby zadała mi jedno, podstawowe pytanie: poddajesz się? Na to przewróciłam oczami, użyłam klasycznego słowa na k i poprosiłam koleżankę o konkrety. Niby efekt jest.

Śmiałam się też z poczucia humoru Siły Wyższej. Bo ja tak: chciałam się spotkać, pogadać z kimś. No ale że koleżanka zaniemogła, to Siła Wyższa wysłała mi panią z Urzędu Statystycznego. Bardzo miłą, fajnie było pogadać. Przeprowadzają badania na temat paragonów i akcja będzie miała miejsce w sierpniu.

To bardzo ciekawe, bo słyszałam o tym, że paragony w portfelu są bardzo dobrym nawykiem. Z pewnością wtedy łatwiej o budżetowanie. Generalnie, poczułam się trochę tak, jakby Siła Wyższa powiedziała: cześć, będziesz miała obfitość, tylko na boga, zrealizuj to zadanie, a potem będzie łatwiej.

I już druga osoba w ciągu dwóch dni mówi mi, że ładnie piszę. To taki miód na serce. Dziękuję wszystkim, którzy tak czują :).

Do swojego Złotego Dziennika – od dziś tak go będę nazywała, bo jest złoty i się srebrzy, i w ogóle nie zawiera tylko kwestii wdzięczności – wprowadziłam kolejną kategorię. To kategoria typu: „zachowałam się tak, a chciałam tak”. Może zbyt dosłownie to potraktowałam, ale jak odsłuchiwałam live’a Joanny Parysz, miałam takie znowu wrażenie… wiecie, ja byłam osobą samotną. Więc teoretycznie umiem przebywać ze sobą i siebie znam, i tak dalej. Nie mniej mam ostatnio wrażenie, że może i siebie znam, i może ze sobą przebywam, ale jest jeden problem. Nigdy, albo w 99% czasu spędzonego ze sobą nie traktowałam siebie z miłością. W ogóle, jak się nad tym zastanowić, to nie mam pojęcia, jakie to uczucie, czym się cechuje… wydaje mi się, że to jest do odkrycia tak, jak do odkrycia była wdzięczność. W końcu znajdę kontakt z tym stanem siebie.

Zadania domowego związanego z ustawieniami wciąż nie zrobiłam, ale chyba po prostu jutro z rana się za to zabiorę. Bo tak będę w nieskończoność przekładać, a jest kilka spraw związanych z tym fantem, które warto wykonać. Dziś na przykład muszę zrobić parę notatek w Złotym Dzienniku.

[33 dni] #9 – bądź obserwatorem

Dobra, moja zabawa nie jest za karę. Ma być po prostu przyjemnością, a ja mam czuć to, co robię. Dlatego też po wylosowaniu „medytacji matrycy życia” zmieniłam zdanie i znowu wylosowałam. Tym razem na „bądź obserwatorem”. I taka naszła mnie myśl: trochę bez sensu. A może?

Powiem tak – dzisiaj jestem senna i leniwa. Nie mniej, rozumiem: w zeszłym tygodniu proces był mocny i silny, i to nie był tylko jeden proces. Generalnie czeka mnie jeszcze zadanie domowe, ale… to zostawiam na wieczór.

Stwierdzając, że „bycie obserwatorem” jest proste, wzięłam i wylosowałam drugą możliwość. „Medytacja na matrycy życia”. Oj, stwierdziłam, że za wcześnie – jeszcze się trzymam – i generalnie muszę dać trochę wytchnąć organizmowi. No to wpisałam w Kaczkę „samoobserwacja” i wyskoczyło kilka ciekawych rzeczy.

Na przykład dwa artykuły. Jeden trochę wodnisty, ale w sumie to teraz zastanawiam się nad dodaniem do swojego dzienniczka wdzięczności hasła „co u Ciebie słychać”. Niby można to robić w myślach, ale czy mając pracę na przykład jest na to czas? A podsumowania i tak robię na koniec dnia ;).

Drugi natomiast jest już praktyczny – mówi o dzienniczku samoobserwacji. Metoda polega na tym, że jak pojawia się jakiś stan – niekomfortowy – to zapisujesz go, czemu się pojawił i jak wygląda. Okazuje się jednak, że ten sposób działa także na uzależnienia – w sensie, można pisać o nich, gdy pojawia się pokusa. Dość ciekawy wytrych, ja sobie pomyślałam, że jak w sklepie popatrzę na chipsy, to zamiast kupować, zacznę w telefonie się rozpisywać o tym, co czuję i w ten sposób o sprawie zapomnę xD. Cóż… prawdopodobnie i tak wyląduję dziś w sklepie, więc może to przetestuję.

20:39

No i nie przetestowałam, ale – że tak powiem – byłam w stanie kryzysu wewnętrznego.

To argument na alkoholika, wiem. Nie mniej: przez lata bardzo mało spotykałam się z ludźmi, zwłaszcza w swoim mieście. Nie wiem, kiedy spotkania towarzyskie zanikły tak naprawdę, ale w pewnym momencie zaczęłam wierzyć, że tu jest zupełna lipa i tak dalej.

Nie chcę się rozpisywać na temat dramatu dotyczącego samotności, bo to jest już przeszłość.

Dziś miałam mieć spotkanie z fajną osóbką, która zwykle ma urwanie głowy, ale zdecydowała się wpaść na kawę. Kupiłam ciasteczka, odkurzyłam i… no, generalnie dupa. Zrozumiałam, że ma urwanie głowy, spoko. Jednak zrobiło mi się przykro tak, że w sklepie trochę wywaliło płaczem.

Spoko – pamiętając, że:
a) istnieje takie coś jak most incydentów (i to właśnie nim najprawdopodobniej jest),
b) to nie wydarzenie jest clue, tylko nasz wewnętrzny stan,

postanowiłam coś z tym zrobić. Myśleć w sposób taki: mam towarzystwo, mam z kim się spotykać. Używać afirmacji i wizualizacji. No, co? Wspomóc proces można, zwłaszcza, że przy wymyśleniu zdania „mam towarzystwo” pojawił się strach, że tych ludzi będzie za dużo i będę tym strasznie zmęczona.

No, nie ma to jak bycie obserwatorem własnego stanu.

Zapytałam więc na grupie, jak to ogarnąć.

Tymczasem „argument na alkoholika” – kupiłam chipsy, bo po prostu poczułam się ze swoim stanem fatalnie. Tak, chipsy i słodycze to symbole mojego byłego stanu, jakim była samotność. A, i no wkurw też się pojawił.

W międzyczasie przespałam się ok. 3 h – to mi dobrze zrobiło. Obudziłam się od razu na zapytanie „czy mogę podjechać”, bo pewna miła pani miała odebrać gazety. I odebrałam. I właśnie wtedy sobie uświadomiłam, że umawianie się pod Delikatesami „bo im łatwiej” było błędem.

Im może łatwiej, ale ja nie mogę ich łatwiej namówić na kawkę.

Od tej pory po prostu będę wysyłała zdjęcia na mapie z zaznaczonym domem XD. Tak prościej, niż tłumaczyć, w jaką uliczkę wjechać i w ogóle z tego niezły ambaras, bo jak próbuję wytłumaczyć, to też się trochę gubię.

Zaraz sobie wrzucę film.

Pytanie: czy dziś byłam obserwatorem siebie? Generalnie – moim zdaniem, tak. Zaobserwowałam kilka rzeczy, uczuć, więc jest OK. To nie było wymagające zadanie, nie mniej… nawet proste zadania czasem są potrzebne.