22. Jest chujowo, ale stabilnie – witamy w Polsce
To, że mamy burdel na włościach nie jest żadną niespodzianką. Natomiast zaskoczyło pozytywnie, że u nas nie ma scenariusza z Austrii. Doceniam naprawdę, że władza boi się ludu, który i tak już jest wkurwiony, a wkurwiony będzie jeszcze bardziej w nowym roku przez Nowy Wał. Ale spokojnie, Polacy zawsze sobie poradzą. Tego sobie i nam życzę w Nowym Roku.
21. Mężczyzna prawdę ci powie
W tym miejscu pozdrawiam Jacka i Kamila.
Podoba mi się to, że mężczyzna nie czaruje tęczami i kwiatkami, tylko mówi kawa na ławę o co chodzi. Dzięki temu dowiedziałam się o sobie parę rzeczy i nie były one przyjemne. Pewnie jesteście ciekawi, jakich?
Otóż
.
.
.
Nie powiem Wam! Wystarczy, że obaj wymienieni panowie będą potrafili wskazać wątek. A ja tymczasem popracuję nad transformacją bajzlu wewnętrznego :).
20. A świstak siedzi i zawija sreberka
Czytając różne uduchowione teksty można zauważyć jedną rzecz. Gloryfikowanie samotności. Być ze sobą, umieć to robić i tak dalej. Super. Wspaniale. Ekstra. Oświetlenie! A jednak nie da się ukryć, że człowiek potrzebuje kontaktu z drugim człowiekiem. I to najlepiej w realu, a nie w internetach. I można powiedzieć, że to kwestia umiejętności, a jednak nie. To kwestia miasta. Czy w Gorzowie ludzie chcą mieszkać? Nope. Dlatego idąc do Klubu Książki w bibliotece spotkasz fajnych ludzi, ale w wieku 60-70 lat. To wspaniałe, zwłaszcza dla osoby około trzydziestki. Czy w Gorzowie komuś się chce bawić? No, patrząc na zaangażowanie pewnej grupy w kwestii sylwestrowej, to niezbyt. Czy… no nikt mi nie wmówi, że miasto nie ma wpływu na to, co się dzieje. I choć moooże Gorzów się zmienia, to jednak może pojadę nad morze. Dobra, kończę ten temat… bo i tak wpis nie był na temat.
19. A jednak w tym mieście można! A nie, czekaj, to Gorzów
No właśnie – jak się cieszyłam ze spotkania z foliarzami, tak się zdziwiłam, że zero inwencji w stronę Sylwestra. W pierwszej chwili Wewnętrzna Dziewczynka była zdruzgotana, a w następnej nie – bo przypomniała sobie, gdzie mieszka. Welcome to Gorzów Wielkopolski!
18. Pożegnał się deszczem
Tęsknię za Szczecinem. To było zajebiste miejsce, bo przeżywałam zajebiste momenty. I kebaba. Tylko tyle i aż tyle. Ale czy mogłabym tam znów mieszkać? Nie sądzę – głównie dlatego, że miasto po dwóch latach mnie nudzi. Ale… Szczecin jest jednak miejscem, do którego będę miała ochotę wracać. Do którego zawsze będę czuła nostalgię. W końcu tu jak na razie spędziłam jedne z najlepszych chwil swojego życia, nie? Mam prawo tęsknić. Życzę sobie jednak, bym 2022 wspominała tak dobrze, jak się tylko da. By ten rok był tak zajebisty, jak to tylko możliwe.
17. Bo najłatwiej jest tchórzyć
Gdybym miała te dwadzieścia lat, to co bym zrobiła? Oczywiście: pojechała do Warszawy na foliarzową imprezę. Ale nie mam, więc postanowiłam Sylwestra spędzić w domu. Sęk w tym, że Gorzów jak zwykle zaspał, znajomi wyjechali cieszyć się życiem gdzie indziej, a ja dostałam zaproszenie do Warszawy. I stwierdziłam, że finansowo nie dam rady – choć sprawdzałam przejazd Flixbusem. W jedną stronę to masz 130 złotych, czyli ogółem 260 jakoś by wyszło. I co? I pstro, bo na dziś i tak wydałam te 170 złotych, bo patelnia, bo kawa… ach, no tak, na zwykłe życie poszło. Ale i na „rarytasy made in Grażyna” również. I jest w tym taka świadomość, że gdybym nie bała się o finanse, gdybym miała w sobie tę cholerną młodość, odwagę, to teraz bawiłabym się turbo fajnie w Warszawce. Ale wiem, że potrafię tchórzyć. I ten strach, te obawy to również trzymają mnie w miejscu, w którym jestem. Fakt, najpierw praca, potem przeprowadzka. Tyle że może odważniejszy człek potrafiłby jakoś zorganizować pracę w innym mieście? Szczerze, nie mam bladego pojęcia. Życzę sobie – i nam wszystkim – więcej odwagi w 2022!
16. Social media i proza życia
Bardzo bym chciała pracować w social mediach, bo wtedy nie czułabym się w pracy i byłoby to dla mnie wyrąbiste przeżycie. Serio. Ba, żeby to sprawdzić zastosowałam swoje zdolności jasnowidzenia. Jednocześnie zetknęłam się z murem rzeczywistości, bo obecnie jest tylu chętnych do SM, taka konkurencja, że wydaje się trudno wejść na rynek. Ale! Zrobię to, tylko najpierw zacznę od czegoś, w czym łatwo mi o zlecenia. Po prostu. Taka proza życia – praca by była, ot i co. Dlatego też zaczęłam szukać pracy, najpierw w innych miastach, potem w Gorzowie. Jakiejś. żeby zarabiać. Póki co słabo to wychodzi, więc stwierdziłam, że może coś złapię online. I mam jakieś drobne zlecenia. Skoro same do mnie przychodzą (właściwie to kwestia mojego zapytania), to czemu nie wykorzystać sytuacji? Proza życia :).
15. Krzem, natura i dieta
Zgadnijcie, co one wszystkie mają ze sobą wspólnego? No jak to co? Wpływają na włosy! Muszę się w końcu zająć krzemem, ale za to mogę z całkowitą pewnością powiedzieć: dieta wpływa na włosy. Odkryłam Amerykę? Nie, ale odkryłam, że nie tylko cukier masakrował mój fryz, także chipsy powodowały horrendalnie duży łupież.
A jeśli ktoś lubi chipsy, to pocieszeniem może być to, że…. no, naturalny szampon w kostce daje na to radę!
14. Rysowanie daje mi frajdę
Zaczęłam adaptować „Agafe” do komiksu-grafiki. Czułam wtedy bardzo wysoką energię, z tych pozytywnych. Chciałabym projekt kontynuować, bo takiego uczucia to ze świecą szukać. ALE… postanowiłam – nie wiem, może głupio – że wrócę do tego projektu, gdy zacznę zarabiać. Pytanie tylko, czy to już można zacząć robić, bo zbieram drobne zlecenia? Wiecie, chodzi o to, by nie było spięcia na żadnym polu ;).
13. A jednak pisanie jest moje
Z tym pisaniem odwaliła się gruba impreza… i może, wiecie, co? Zostawmy już ten temat. Po prostu. Lubię pisać, odkryłam jak robić to z serca i tyle. Czego więcej do szczęścia trzeba w tym temacie?
12. UWAGA – BO BĘDĄ ŻYCZENIA
Życzę nam wszystkim, by 2022 był zajebisty. Of course, pozytywnie. Czego chcieć więcej? 🙂
11. Jasnowidzenie to fajna zabawa, ale i odpowiedzialna
Wciągnęłam się w jasnowidzenie. Podoba mi się to. Jednak trzeba uważać na BHP i trzeba też wiedzieć, kiedy nie informować o swojej wiedzy. Bo człowiek ma własną wolę. I ogólnie, nie wiem…. wydaje mi się, że po marcu jasnowidzenie wcale nie będzie już takie wyraziste. Wcale nie będzie z tego tak prostej zabawy. I cóż… może to i lepiej ;). Im się mniej wie, tym jest lepsza zabawa.
10. Z nałogami można wygrać?
Zepsułam to, na co pracowałam przez kilka miesięcy i w przez rok. Zero cukru, zero chipsów. A może nie? Wszak od drugiego stycznia szoruję dwa pewne magiczne koktajle, które sprawią, że jelita będą miały drugą młodość i absolutnie nie będą chciały chipsów i słodyczy. Innymi słowy, potestuję coś nowego.
Póki co stwierdziłam, że jeśli masz bardzo silne postanowienie, bardzo silną motywację i bardzo silną wolę, to wygrasz. Brzmi grubo? Owszem. Jeszcze w 2020 roku wydawało mi się, że zawsze będę się obżerać chipsami i cukierkami, ale dziś już wiem, że można z tego zrezygnować. Że jest to wykonalne. Tylko trzeba odrobiny wysiłku.
A wiecie, co jest najlepsze? Tak naprawdę, żeby pokonać mocny pociąg do chipsów wystarczyło RAZ zamienić kwotę na to przeznaczaną na kino. Film był co prawda słabej jakości, ale psychologicznie udało się! Efekt osiągnięty! No wow. Więc, czasem stwierdzenie „niemożliwe” jest tylko wymówką… I z tego punktu bardzo serdecznie pozdrawiam Hanię! Haniu, wiem, że dasz radę wygrać do końca! Jeah!
09. Filmowe przeżycie roku
Jak myślicie, co nim będzie? Oczywiście, że „Diuna„! I można się kłócić, że to nie tak, że można było lepiej, ale ten film obejrzany w kinie robi wrażenie. Jest po prostu arcydziełem. Koniec, kropka.
08. Waris Dirie: ból głowy nie jest żadnym argumentem
W swojej książce „Kwiat pustyni” Waris Dirie przyznaje, że gdy zaczynała zadziwiającą karierę modelki, to głowa często i mocno ją bolała. I zaraz dodaje, że mogła marudzić, ale parła do przodu, bo liczył się cel.
I mogę powiedzieć, że stany depresyjne – no może przesadzam, ale stany zbliżające się znacznie do stanu załamania nerwowego – nie są argumentem do tego, by czegoś zaniechać. Właściwie od kwietnia do lipca czułam się jak zombie, bo robiłam pracę dyplomową i miałam techniczne przeszkody, co tylko dolewało oliwy do ognia. Wreszcie się wszystko skończyło i poczułam ogromną ulgę. To wszystko jednak uczy, że nie warto się poddawać. Kto powiedział, że droga będzie łatwa i szybka? A, wiem. Duchofi nauczyciele. Aha. 😉
07. Nie jestem sama
Cóż powiedzieć… niezaprzeczalnie ten rok pokazał, że mogę liczyć i na rodzinę, i na przyjaciół. A ci… to skarby. Szczerze mówiąc, znam tyle dobrych ludzi, że gdy chcę w jakiś sposób podsumować swoje relacje na FB, to trudno jest mi wybierać konkretnych. Czuję wtedy, że kogoś niesłusznie pomijam, że tym pominięciem kogoś skrzywdzę. A przecież nierzadko narze fejsbuczkowe relacje skończyły się na wymienieniu serduszek czy „aha, dziękuję”. Bo dla mnie liczy się każdy uśmiech…
06. Na jaki kurs pisania iść? Na żaden
Do takiego wniosku doszłam po studiach. I jasne, może trochę polepszyło warsztat, ale… jednak pisanie leży w mojej naturze. Umiem to robić i zamierzam wykorzystywać zawodowo. I nie nauczyłam się tego będąc na studiach. Po prostu: pisałam i czytałam. Czego więcej chcieć? No właśnie. A ludziom się wydaje, że trzeba nie wiadomo czego, by zacząć pisać. Tymczasem wystarczy kartka i długopis. Naprawdę! Cała reszta to jest teoria, którą warto zostawić literaturoznawcom. I czytelnikom, by sobie mogli podyskutować. Bo widzicie, często jest tak, że kurs po prostu hamuje wenę. Ja przez studia zostałam nieźle zablokowana i przeszłam przez swoiste piekło osobiste. Cóż, szybko się odnalazłam, bo pracowałam z czakrami, pracuję z energią, więc jest spoko w tym temacie. Za to koleżanki ze studiów tak szybko mogą nie wyjść na prostą. Ale to dobrze, jeśli wyjdą. Szczerze mówiąc, to ja miałam taki moment, że chciałam już skończyć to „wiecie co”, dosłownie tak czułam. Ale skoro poświęciłam dwa lata na to coś, zapieprzałam jak głupia, to już to draństwo skończę. Tylko na tym mi zależało pod koniec. I najciekawszy był moment wejścia na obronę…. „czwórka” – dostałam info od Wszechświata. Super, dziękuję. Hah, obrona w ogóle przebiegała w dziwny sposób, ale w końcu się udało. I mogę być z siebie dumna, mimo że to tylko licencjat. Albo AŻ licencjat, bo wbrew pozorom dojście do tego momentu dużo mnie kosztowało, i raczej nie dałabym rady psychicznie na magisterce. Tak czy siak, jeszcze teraz czuję radość wspominając tamten dzień :).
05. Heksagram szczęścia – widzita jak jest
Podsumowując 2021 roku doszłam do niesamowicie „oryginalnego” wniosku, że aby być szczęśliwym, to trzeba mieć zadbane kilka aspektów życia. No wow. Co za fantastyczny i nowatorski wniosek! Na to wpadł Expert w Bentleyu, który rozmawiał z Ryszardem Karzełkiem. Tak, z TYM Karzełkiem. I tak sobie słucham i słucham, i o ja cię! Jaka to mądra osoba! Kiedyś gościa nie czułam, a teraz zastanawiałam się nad zakupem jego książki. Tylko oni sobie tak mówią, mówią, a ja se myślę… ale zaraz, przecież to wszystko widać jak na dłoni. Zdrowie, praca, finanse i tak dalej. Jaka tu ma być filozofia? Podał facet kilka wskazówek i uznałam, że to wystarczy.
Bo widzicie, to jest rzeczywiście tak, że człowiek wspomina najlepiej momenty, w którym albo ma stabilizację, albo po prostu jest spoko. Czyli pieniądze. Towarzystwo. Zdrowie. I tak dalej. A i nie zapominajmy o rozwoju duchowym, bo przecież bez tego ani rusz dalej. W tym roku było tak, że jak spałam na pieniądzach, to potrafiłam się cieszyć życiem, jak wychodziłam z gabinetu dentystycznego, to wychodziłam z życiem, a jak szorowałam jogę i pranajamę, to znowu – czułam się świetnie. I właściwie cały ten rok pokazał, że warto dbać o kilka aspektów, a nie jeden. Fajna sprawa.
04. Od jakiego bólu można umrzeć, nie będąc torturowanym? Od zębów
Zaczęło się dobrze. To znaczy – zdecydowałam się na łażenie do dentysty, bo tak. Wow, nawet nie pamiętam, że to było na początku roku. Wydaje się to strasznie odległe, podobnie zresztą jak lipiec (o którym w innym punkcie). Niestety, kwestia finansów przerwała leczenie, ale spokojnie. Ciało nie przestaje reagować na wewnętrzne konflikty, a co się upiecze, to nie uciek… dobra, nie wiem, jak to szło. Wiem natomiast, że wrzesień, październik to była po prostu bomba z zapłonem. Takiego bólu, jak wtedy to ja jeszcze nie miałam. Myślałam, że zdechnę, ale – chyba – na szczęście to się nie udało. Wniosek z tego taki, że czasem warto poprosić. I iść do dentysty.
03. Kompleksy
Temat-rzeka. I właściwie można powiedzieć, że wizyta u dentysty była ukoronowaniem całego, gównianego splotu programów. Zacznijmy więc od początku, czyli od „Agafe”. Fajna książka, co nie? I czułam się zajebiście, gdy wreszcie do mnie przyjechała i tak dalej. Schody zaczęły się pojawiać dalej, bo mimo usilnych prób kontaktów z gazetą czy z blogerami, czy z biblioteką, wszystko spełzało na niczym. A w pewnym momencie zaczęło mnie też męczyć to, że nie ma ona doskonałej redakcji. Dobra – redakcji doskonałej nie ma żadna książka, a ja widziałam takie, które są po prostu wydrukowane, bo tak. I wcale nie są idealnie skrojonymi tekstami. Ale tylko ja wzięłam to sobie ekstremalnie do serca i przez trzy kolejne miesiące – zamiast się cieszyć i szorować powieść – miałam kompleks, że coś spierdoliłam. Mało tego, czułam się tak już w momencie, gdy gadałam o niej z pewną panią prowadzącą. Sic. To w jakiś sposób mogło leżeć w podświadomości. No, ale wreszcie dałam sobie z tematem spokój. Skupiłam się na studiach. Skupiłam się na życiu. Co zrobiło ciało? Uznało, że konflikt się skończył, a że dotyczył relacji ja-Agafe, to w sumie… halo, zęby, jesteście tam? Dobra, proszę, bądźcie grzeczne do 11 stycznia, kiedy mam wizytę u dentysty, ok? Ale dobra. Jest Agafe, jest powieść, może warto coś z tym zrobić? Ale co? Szukam porady u Wiedźm. Takich prawdziwych. I co wyszło z tej całej dyskusji? Ano to, że „Agafe” ma taką dziwną energię ofiary, nieszczęścia nieziemskiego. Cóż… no… jakby trudno zaprzeczyć, bohaterka w końcu była jednym wielkim nieszczęściem, które musiało jakoś uratować świat pomimo w kij dużej traumy. Wracając do tematu. Wiedźmom wyszło, że powinnam napisać drugą część z uniwersum Kramu. I spokojnie, tak się dzieje. Tym razem dopieszczę do ostatniego szczegółu, i tym razem…. właśnie, potraktuję to jako nową, oddzielną historię. Bo w sumie tak jest. Pisze ją inna ja, i jest o czym innym.
Ale podsumowując cały ten wywód o kompleksach – jeśli macie jakieś kompleksy związane z własną twórczością, to może być ciężko. Tak, zdecydowanie ciężko, a nie trudno. 😛
02. Odnajdź w sobie dziecko, ale nie zapomnij o nim
Ładne te slogany. Takie romantyczne. Bo cóż oznacza „odnajdź w sobie dziecko”? Otóż – ciesz się życiem, błahostką, baw się. To jest jednak najprostsze rozumienie Wewnętrznego Dziecka, które jest spłycane do ulotnych chwil, do momentów radości. A przecież zapominając o nim zapominamy o sobie. Bo Wewnętrzne Dziecko to nie tylko radość, to także wybryki – cóż, jak to dziecko. Potrafi się dać we znaki ostro, a ludzi nie uczy się, jak sobie z nim poradzić. Zwyczajne „zamknij się” po prostu nie pomoże, a wręcz przeciwnie – wzmoży jeszcze większy płacz i krzyk. Więc co robić, ło matulu?! Przytulić. Powiedzieć parę przyjemnych słów. Wyjaśnić – czasem jak krowie na rowie – sytuację. Czasami jest to niezwykle wymagające, bo nagłe, bo trzeba dużo cierpliwości, bo potrzeba dużo czułości. Ale lekcje, które możemy wyciągać dzięki kontaktowi z Wewnętrznym Dzieckiem są bezcenne. To jest taka droga, którą nam wskazuje, wskazuje wyraźnie, co możemy jeszcze w nas utulić czy przetransformować. Ale najlepsze w tym wszystkim jest to, że jak nawiążesz kontakt ze swoim Wewnętrznym Dzieckiem, to już nie będziesz tak ostry wobec innych. Być może to uogólnienie, być może to efekt lustra – ale świadomość, że ktoś tak a nie inaczej się zachowuje, bo nie pracował nigdy z Wewnętrznym Dzieckiem pozwala ukrócić wahadło. Pozwala stanąć na wysokości zadania. Właśnie: współpraca z Wewnętrznym Dzieckiem otwiera drzwi Królowej (Królowi – zależne od płci). Mam nadzieję, że w 2022 Królowa staje na wysokościach i czyni królewski rok.
01. Wszystko jest iluzją
A każdy z nas ma swój własny świat, który czasami puka do innych. Ale wracając do samej iluzji: to jest świetny sposób, by coś przetransformować. Dajmy na to: ból. Ten najmniejszy, w kolanie, zniknął bez śladu, gdy to sobie uświadomiłam. Z zębami już nie było tak prosto, gdyż to cholerstwo po prostu tak jebło, że ciężko było wznosić się na wyżyny kwiatostanu. Natomiast, gdy powiedziałam sobie ostatnio „astrologia to iluzja” coś musiało puścić, bo wybuchnęłam śmiechem. I o ile uświadomienie sobie, że coś nie istnieje (tak, łyżka i matrix!) jest skuteczne, tak też czasem wymagające długiego nakładu pracy. A czasem po prostu nie ma na to czasu…
Wszystkiego najlepszego w 2022! 😉