UWAGA – RECENZJA JEDYNECZKI.
Ja: mam ochotę na coś lekkiego, przy czym mogę się odprężyć
diabeł: może puść sobie „w głowie się nie mieści”, jest na disneyu
ja: ale to bajka dla dzieci
diabeł: no i właśnie dlatego będzie lekkie i odprężające
ja: ok
[puszcza]
[gdzieś od 40 minuty]
ja i moje mokre policzki
…przejdźmy może do recenzji.
Riley ma 11 lat i właśnie coś sprawia – nie jest wyjaśnione, co – że rodzina musi zrezygnować z pięknego, dużego domu, wyjechać z Minnesoty i zamieszkać w San Francisco. Rzecz jasna, taka sprawa nawet dla dorosłego może nie być łatwą rzeczą, a co dopiero dla małej istotki. Choć podejrzewam, że takie sytuacje w USA to całkiem normalna, codzienna wręcz rzecz. Nie mniej, na początku wszystko wydaje się być OK, ale im dłużej Riley jest na obcym terenie, tym gorzej się czuje. I my to obserwujemy wewnątrz głowy. Brzmi abstrakcyjnie? Owszem – i uważam, że przedstawienie tego pomysłu tak, by ktokolwiek zrozumiał, a zwłaszcza dzieci, było trudne. Dlatego nie dziwne, że animacja zgarnęła Oskara za najlepszy film animowany w 2016 roku.
Dodatkowo, nie wiem, co tu się stało, naprawdę. Bo fabularnie to wszystko wygląda na znane i lubiane, po prostu emocje przeżywają przygody, chcąc osiągnąć jakiś cel. Ale… kurczę. W pewnym momencie po prostu musiałam poczuć na policzkach łzy. I to nawet nie to, że sceny były wzruszające, a po prostu czułam się, jakby twórcy grali na harfie emocje. Treść tego filmu coś we mnie wywoływała i może jakby się coś we mnie przepracowywało… nie wiem, bo nagle się po prostu uruchomił ten wzrusz. I pewnie mi napiszecie, że przy filmach Pixara to normalne xD.
W każdym razie – film wartościowy. Nie wiem, czy Was zrelaksuje, ale na 99% wzruszy, coś w Was wywoła. I dlatego bardzo bym chciała pójść na dwójeczkę do kina. Ta w tej chwili sprzedaje się jak ciepłe bułeczki. To jest głównym motywatorem do seansu, bo recenzje staram się omijać z daleka (póki co). No dobra, miłego dnia .