The Bodkin

Bodkin to tylko trochę lepszy serial od przeciętnego. Fakt, ma pozytywne elementy, ale też i swoje problemy. I zaczniemy od nich, bo jest tu chyba najwięcej do opowiedzenia.

Fabuła jest z pozoru prosta: grupa dziennikarzy w liczbie trzech chce zrobić podcast kryminalny. Problem w tym, że zadupie, w którym pracują – Bodkin – jest kompletną, irlandzką dziurą. A to oznacza mnóstwo trupów w szafach.

Charakterologicznie mamy tu trzy kompletnie różne charaktery i jest to siła tego siedmioodcinkowego serialu. Dove Maloney (Siobhán Cullen) to bezwzględna dziennikarka śledcza, która została zesłana z racji tego, co narozrabiała, ale ciekawość nie pozwala jej ustać w miejscu i drąży tam, gdzie nie wolno. I tak sobie człowiek jedzie na pełnej do piątego odcinka i… przewraca oczami, wzdychając ciężko. Serio, naprawdę musieliście z niej zrobić lesbijkę? Choć o tyle dobrze, że wątek ten jakoś wspiera fabułę, więc nie jest jakoś tragicznie. Reszta bohaterów ewidentnie jest hetero, ale wróćmy do ich prezentacji.

Emmy Sizergh (Robyn Cara) to typowa, młoda dusza w zawodzie, która podziwia Dove, chce być taka jak ona i jednocześnie nie bardzo wykazuje się cechami, które powinien posiadać dziennikarz śledczy. No – ale jest młoda, więc może nabierze jeszcze wprawy.

Gilbert Power (Will Forte) to narrator, jak i pomysłodawca podcastu. I cóż, serial chyba najbardziej ciekawie rozwija jego postać, bo z jednej strony widzimy, że stara się być etyczny, a z drugiej… Jednocześnie bardzo wkurzał mnie charakter tej postaci, ponieważ mamy do czynienia z mężczyzną. Problem w tym, że często sprawiał wrażenie miękkiego i raczej słabego, niż silnego, walczącego o swoje. Jasne; każdy człowiek jest inny, a prawdopodobieństwo spotkania takiego typka w realu jest dość duże. Tylko problem w tym, że ja jestem nieco przeczulona na to, co nam serwuje kinematografia, więc… zestawienie silnych femin i słabych mężczyzn trochę mnie irytuje. Ale ogólnie, dobrze się oglądało Gilberta.

Te wszystkie postaci prezentowały się dobrze, ale jakimś cudem stwierdziłam, że to nie oni błyszczą. Znaczy – aktorzy są bardzo dobrze poprowadzeni, wiarygodni i człowiek może nawet się z nimi zżyć, ale… to drugoplanowa postać skradła moje serce. David Wilmot zagrał Seamusa, który był jednym z ciekawszych bohaterów. Lawirował między sympatycznym gościem, a skurwysynem. I to się Wilmotowi niewątpliwie udało, bo tam, gdzie widz miał czuć do Seamusa sympatię, tam czuje; a tam, gdzie być na niego wściekłym, tam także to czuje.

Niestety, mamy do czynienia z kryminałem, a to oznacza typowe dla tego gatunku chwyty narracyjne. I szczerze, mnie jako osobie szczególnie lubiącej ten gatunek zaczynają męczyć wizualia typu „główna bohaterka zobaczyła wilka”. Dzizas, serio – w co drugim serialu pojawia się tajemniczy wilk, którego widzi tylko główny bohater. Jest to męczące i jak rozumiem, ma pełnić pewną symbolikę. Wszystko fajnie, ale ileż można? Nie, nie chodzi o to, że można to lepiej przedstawić; raczej o to, że to już jest mocno wyświechtane i zazwyczaj nie prowadzi do czegokolwiek. Ot, taka postać do zbudowania klimaciku.

Drugą rzeczą, którą poczułam się zmęczona, a jest gatunkowa, to retrospekcje. Gdzieś tak do połowy serialu ich nie było, a potem wpada narrator i widzimy, co bohaterowie robili kilka godzin wcześniej. I niby to okej, ale jakoś tak… nie wiem, może wpychanie w te rzeczy jakiejś ideologii typu „rozszczepienie światła” nie przypadło mi do gustu. Trochę może się czepiam, bo twórcy wyraźnie chcieli się trochę pobawić historią.

I wicie, rozumicie, ten serial ma być komedią także. I ja widzę sceny, które są obarczone komizmem, ale w zasadzie raz się tylko uśmiechnęłam czy parsknęłam śmiechem. To nie znaczy, że jest źle; raczej mój mózg dość słabo zajarzył, że „to było śmieszne”. Choć z drugiej strony – na „Spaceballs” bawiłam się dobrze, więc… no dobra, o gustach się nie dyskutuje. Może sprawdzicie sami, czy się będziecie śmiać, czy nie.

„Bodkin” ma jeszcze jeden plus – intro. Jest naprawdę klimatyczne i w sumie to dobrze, że serial stara się oddać irlandzki klimat, wykorzystując do tego także tamtejszy, regionalny język. Lubię irlandzkie pieśni, więc ich słuchanie było dla mojego ucha bardzo przyjemne, chociaż treść niekoniecznie była bardzo mityczna.

Czy polecam „Bodkin”? No cóż – jest to przyzwoity serial kryminalny z jednym przynajmniej aktorem, który błyszczy w swej roli. I chyba zapodam Wam linka do soundtracka.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *