Fargo

Dzień dobereł! 🙂

Ten film braci Coenów obejrzałam z przyjemnością. Raz, że trwał proste 1,5 h, a dwa, że praktycznie nie było dłużyzn. Otrzymujemy tu konkret stworzony na podstawie prawdziwego dramatu z lat 80′ XX wieku.

Jerry (William H. Macy) znajduje się w finansowych tarapatach, więc postanawia nająć dwóch opryszków, którzy porwą mu żonę i zażądają okupu. Dzięki podzielonemu łupowi wyjdzie z kłopotów, jak się zdaje. No właśnie, zdaje się tylko, bo w rzeczywistości wszystko idzie nie tak. Pojawiają się trupy – dużo trupów – i widzimy to w pierwszym zdaniu w pierwszej sekundzie filmu, więc proszę nie gadać, że spojleruję.

I powiem tak: trochę nie rozumiem fenomenu tego filmu, ale ja prawdopodobnie mam tak z wszystkimi dziełami Coenów. Natomiast ten film wyróżnia się także zaznaczeniem, iż ze względu na szacunek do ofiar wszystkie pokazane wydarzenia miały miejsce. Innymi słowy, nie pokuszono się o artystyczne wkręty w ten obraz. W rezultacie dało to bardzo ciekawy film. Chodzi o jego prozaiczność. Nawet zwyczajne rozmowy między policjantką Marge (Frances McDormand) a jej mężem wydają się z jednej strony dziwaczne, jak na standardy kina, a z drugiej… no właśnie, nie powiecie mi, że tak nie mogłyby wyglądać w realu. Zróbcie sobie ćwiczenie: weźcie dwóch kumpli i poproście ich, by rozmawiali ze sobą. A Wy tę kwestię zapiszcie. Efekt? Dziwaczny!

Scenariusz został nagrodzony Oskarem i być może całkiem zasłużenie, ale wrócę do niego później. Film zgarnął jeszcze jedną złotą statuetkę, a właściwie to McDormand to zrobiła. I ten wybór jury jest jak dla mnie zastanawiający. Owszem, grała bardzo naturalnie i sprawiała wrażenie dość specyficznej osobowości, w dodatku z dzieckiem. I w moim mózgu wybuchł trochę szok „ale jak to, posyłać CIĘŻARNĄ do takiej sprawy?!”. No, ale jak to mawiają w „Kryminalnych” – bycie policjantem to tylko praca 🙂.

Wracając do scenariusza, „Fargo” zmusza do refleksji. I nawet jeśli nie przepadasz za braćmi Coen, to akurat w tej historii jest coś takiego… gdyby to nie było oparte na faktach, prawdopodobnie wszelkiej maści recenzenci ten film by zjechali. Ale życie pisze o wiele dziwniejsze scenariusze, niż nam się wydaje. Tutaj natomiast pojawia się taka refleksja, że to wszystko jest takie… głupie? A jakby widz miał jednak problem ze postawieniem sobie pytania „dlaczego ludzie robią durne rzeczy dla pieniędzy”, to Frances sama na końcu go na nie naprowadza 🙂.

Ciekawe jest to, że w niektórych scenach jest brutalność – i widz całkowicie wierzy, że ma do czynienia z dwoma bardzo niebezpiecznymi typkami, ale… to nie jest siekanka jak w slasherze, tu masz strzał i skrzywienie na twarzy widza, bo te sceny są trochę takie… z uczuciem, od serca robione. Nie chcę powiedzieć, że poruszyły, ani że zaskoczyły, ale wywołały we mnie po prostu reakcję, której przy zwyczajnych, fikcyjnych historiach nie mam.

Muzyka jest w stylu filmu obyczajowego, ja miałam wrażenie, że stapia się z tłem.

Chociaż nie rozumiem fenomenu „Fargo” (na IMDB ma 8.1), to doceniam tenże właśnie za to, że prezentuje w ciekawy sposób bardzo smutną historię.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *