Ranczo Wilkowyje

Fani wiedzą, że oprócz serialu jest jeszcze film „Ranczo Wilkowyje”. Pozostali – niekoniecznie, chyba że są starsi od dinozaurów. Produkcja weszła do kin 26 grudnia 2007 roku i nie odniosła sukcesu, choć ponoć później, w TV cieszyła się sympatią. Ale – że tak klasycznie powiem – od początku.

Akcja dzieje się między drugą a trzecią serią, choć nie. Podejrzewam jednak, że to, iż „Ranczo Wilkowyje” to absolutnie alternatywna historia, było spowodowane odbiorem filmu.

Choć nie – bo dworek Lucy ma inny kolor, niż w serialu. Ale może to czepianie się szczegółów.

W każdym razie, do naszej koffanej Lucy przyjeżdża nagle były, Louis (Radosław Pazura), który twierdzi, że ona wcale się z nim nie rozwiodła. No i drama gotowa, Kusy się wścieka, a kobieta szuka rozwiązania.

Tymczasem wójt ma nagle na głowie Czerepacha, a problem jest spory, bo tenże pracuje w RIO, czyli Regionalnej Izbie Obrachunkowej. Paweł więc próbuje zaradzić pójściu za kratki…

Tymczasem ławeczce coś się w mózgu poprzekręciło i postanowili zrobić piwny biznes XD.

Jeśli chodzi o film jako film – na chwilę uznajmy, że „Ranczo Wilkowyje” funkcjonuje bez serialu i widzowie go nie znają – to e… Jest słabo. Toż to zwyczajna, typowa komedia z białym plakatem. No, może nie taka zwyczajna – bohaterowie są zbudowani w sensowny sposób i praktycznie nie ma grzechu paździerzy, jeśli chodzi o głupie dramy i inne nielogiczności. Problem w tym, że to za mało.

Dla mnie była to z lekka nużąca historia, przynajmniej z początku. Być może dlatego, że byłam po trzynastogodzinnym maratonie, a być może dlatego, że wątki nie były zbyt intrygujące, były może nawet przewidywalne.

Głównym plusem produkcji jest końcówka, kiedy armia wozów z koniami urządza sobie wyścigi konne. Tak, wszystkie sceny wokół tego były zabawne. To taki lekki, głupawkowy humor i spoko.

Więc jeśli ktoś wyszedł mocno rozczarowany „Ranczem Wilkowyjem” to mu się nie dziwię. Jednocześnie przyznaję, że trudno dobrze nakreślić postacie, zbudować jakąś dużą intrygę mając do dyspozycji tylko 1,5 h i wielu bohaterów. To jest wręcz niemożliwe, a w dodatku film usadza widza już w jakiejś zastanej rzeczywistości. Na przykład Klaudia – ktoś, kto nie kojarzy serialu nie będzie rozbawiony jej kolejną młodzieńczą miłością XD. Choć przyznaję, uśmiechnęłam się pod nosem na pewne słowa potencjalnego kochanka córki wójta.

Gdy film wpadł do telewizji, nagle okazało się, że widzowie chętnie ją oglądają. Cóż – powód jest prozaiczny. To idealny, telewizyjny film. Nie za specjalnie trzeba przy nim myśleć, a że trochę bawi w trakcie mycia garów? No – to tylko zaleta.

Podsumowując… nie jest to najgorsze widowisko, jakiego doświadczyłam, więc nie chcę wieszać psów na „Ranczu Wilkowyjach”. To po prostu lekka, letnia komedyjka o budowie prostej jak budowa cepa. I tyle.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *