E=mc2

Polski film „E=mc2” nie jest doceniany i być może niesłusznie, gdyż bywa naprawdę zabawny. Może nie jest to komedia wszechczasów, ale jeśli kiedykolwiek studiowałeś filozofię, to nie ma zmiłuj – prędzej czy później parskniesz ostrym śmiechem na seansie.

Bo to wszystko rozchodzi się właśnie o „myślę, więc jestem”, a więc filozofię.

Co ciekawe, jeśli wiesz na starcie, że będzie wątek filozoficzny, to początek nagle zyskuje. Asia poradziła mi, bym przed seansem obczaiła dwie rzeczy: klasyczny rachunek zdań i dylemat kłamcy. Ten ostatni jest wyjaśniany w filmie, ale jeśli kojarzysz KRZ, to dostrzegasz nagle pewne niuanse… i tak se myślę, że fabularnie twórcy trochę głębiej weszli, niż można by się spodziewać w zwykłej komedii. A może właśnie – należy się tego spodziewać SZCZEGÓLNIE w komedii.

Ramzes (Cezary Pazura) jest gangsterem o podwójnym życiu; tu ma żonę (Renata Dancewicz), a tam dziewczynę, Stellę (Agnieszka Włodarczyk). Pewnym zbiegiem okoliczności koleś trafia na doktora z filozofii – Maxa Kądzielskiego (Olaf Lubaszenko) i postanawia uzyskać PRAWDZIWY doktorat. Bo widzicie, Max pisał prace magisterskie dla studentów, a Ramzes o tym wie… i tak jakoś go natchnęło. A temat o paradoksie kłamcy wybiera na chybił trafił. Chociaż, może nie tak na chybił, jak się wróci do początku…

Myślę, że ten film koncepcyjnie jest całkiem niezły. I należy tu pochwalić dźwiękowców. Tak często narzekamy na to, że niewiele rozumiemy z polskich filmów, że ja oglądając E=mc2 szczerze się zdziwiłam. Co te głosy takie wyraźne? Kurczę, serio. I mówi to osoba, która co prawda używa słuchawek, ale jedzie na jednym aparacie (z dwóch), który do poniedziałku funkcjonuje na marnej jakości bateryjce. Więc myślę, że możecie mi zaufać w temacie nagłośnienia. I dlatego też – choć utwory w tym filmie nie były wybitne – postanowiłam zrobić screeny z napisów końcowych. Ekipa zasłużyła w pełni.

No dobrze, scenariusz i udźwiękowienie to wielkie plusy filmu, przez co ogląda się to przyjemnie. Niestety, z grą aktorską jest dużo gorzej.

Nie wiem, czy to wynika z poleceń reżyserskich, czy po prostu aktorom się nie chciało. Może poza Włodarczyk, której jakimś cudem udało się zagrać co najmniej przyzwoicie i naturalnie. Za to Mateusz Borek w roli jakiegoś młodego gangusa przyznał na łamach Kanału Sportowego, że swoją rolę zagrał beznadziejnie. Na nieszczęście dla widzów, nie tylko on. O ile Lubaszenko nie wypadł źle, to miałam wrażenie, że Pazurze w ogóle ta rola nie wyszła. Chyba rozumiem, co aktor chciał osiągnąć; zamiast sięgać do znanych sobie metod przesadyzmu, poszedł w drugą stronę. Otóż, Ramzes jest sztywny, drętwy. I być może ma to powodować wybuch śmiechu, ale mnie z początku rozkojarzało, bo miałam wrażenie, jakby mówił nie aktor, a lektor. To takie drewniane było.

E=mc2 to koprodukcja kilku korpo: od TVP zaczynając, a na HBO kończąc. Aż dziwne, że ten film obecnie nie jest dostępny na Maxie, bo zawiera dość ostre i trochę nijakie lokowanie produktu. To niekoniecznie wyrywa widza z transu, ale jakoś słabo wpisuje się w cały sens.

Ogólnie, „E=mc2” docenią przede wszystkim ludzie obcykani z filozofią. Bo kiedy wyjdziesz z przyjemnego seansu i zaczniesz się zastanawiać nad wszystkimi wątkami w komedii, to stworzą się dość ciekawe myśli…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *