Jakim cudem to-to otrzymało drugą część, to ja nawet nie.
M3GAN dwa lata temu była dość dochodowym horrorem, a w związku z tym za niedługo wejdzie dwójeczka. Zaplanowana jest na przyszły rok, ale, no…
M3GAN jedzie na jednej sekwencji scen – i to wszystko. To znaczy można lubić trudny temat, jakim jest AI i jaki niewątpliwie film stara się poruszać. Problem polega na tym, że robi to przez prawie półtorej godziny. Tak, tyle trzeba czekać, by naprawdę coś się działo.
Cady (Violet McGraw) traci rodziców, na skutek czego musi dealować z ciotką. Ta natomiast jest geniuszem inżynierii robotycznej i ma na sumieniu projekt, którego budżet nie jest wpisany w oficjalne papiery firmy. Ups. Na szczęście udaje jej się wybrnąć z tego i nasza Gemma (Allison Williams) przekonuje firmę, by na serio zajęli się M3GAN – robotem o wyglądzie dziewczynki. Jak się łatwo domyśleć, robot nie będzie grzeczną maszyną…
I tak sobie obserwujemy powolną akcję…
Serio.
Tam się dużo zaczyna dziać dopiero pod koniec filmu, jakieś pół godziny przed napisami. Reszta to opowieść o relacjach ciotka-siostrzenica, czy geniusz-pracodawca.
Nie tego chciałam po tym horrorze.
Czy też raczej „horrorze”, bo nie czułam się za specjalnie wystraszona.
Chciałam krwi niczym w najlepszych slasherach, ale chyba pomyliłam nie tylko gatunki, ale także nastrój i adres. Krwi było niewiele, i te sceny co prawda próbowały być „dajmy wyobraźni pracować”, ale no… to wyglądało jak kino dla nastolatków. Tak, wiem, M3GAN miała dotrzeć do jak najszerszej publiki.
Mimo to wydaje mi się, że w pierwszym lepszym slasherze jest więcej zamieszania, niż w tym dziele.
Poznęcałam się nad tym filmem… może by wyszło lepiej, gdybym nie miała nastroju na typową rozwałkę. A że mam to idę dokańczać pierwszy sezon Boysów, bo jestem na szóstym odcinku i pamiętam z tego tyle, co z zeszłej zimy.
Do jutra!