Wożonko

Dzień dobereł, wożonko?

„Wożonko” to pierwszy z kilku filmów Abelarda Gizy i tak, tego samego, co tworzy kabarety i ogólnie na byciu komikiem kręci biznes. Widać to w tym obrazie, który dla nastolatków okresu 2003 roku był kultowy. Dlaczego? A choćby i dlatego, że to film tak głupi, że aż śmieszny. Choć niezupełnie, ale o tym na końcu.

Gdańsk. Tutejsi dresiarze szukają sposobu na zarobek i ich światły umysł wymyślił porwanie dzieciaka z domu dziecka. Z jakiegoś powodu zleceniodawca gangsterów również na to wpadł, więc obie grupy się ze sobą stykają…

Nie jest to film dla każdego, choćby i dlatego, że zrobiono go za przysłowiowe pięć złotych i to bardzo widać. I razi to w oczy szczególnie obecnie, gdy jutubowe produkcje mają naprawdę niezły wykon. A jednak, „Wożonko” premierę miał w 2003 i warto o tym pamiętać, bo to trochę taki zapis tamtejszej mentalności. Czytałam, że szczególnie dla osób mieszkających w blokach ten film wydaje się być realistyczny. W sensie – mamy tu taki trochę „Świat według Kiepskich”.

Nie najlepszy jest montaż, który jest nieco chaotyczny i film poprowadzono w taki sam sposób. Na przykład, mamy kilka scen z dupy – niewiele one wprowadzają do produkcji i czynią ją jeszcze mniej czytelną, niż jest. Ale tak szczerze, to – oprócz jakości wideo – jest to największa wada filmu. A, i dodam jeszcze, że niektóre wydarzenia są nudne, a mamy do czynienia z godziną i piętnastoma minutami. Także metraż stosunkowo krótki, ale w tym czasie trochę się dzieje.

Humor również nie każdemu przypadnie do gustu, choć akurat dla mnie był całkiem niezły, bo często się śmiałam. A choćby scena, w której dresiarz robi poranną toaletę, albo ten piękny dialog (spisany z pamięci);

– Kiedy wypierzesz spodnie?

– Po co?

– No żeby być czystym.

– I z gołą dupą latać?

Tak, momentami bywało ciężko, znaczy nudnawo, na przykład w okolicach 23 minuty. Nie mniej, można to wybaczyć, bo czuć, że „Wożonko” powstał z pasji. Choć Abelard już nie kręci takich projektów, to jednak miałam wrażenie, że zabrał się za projekt z sercem. Niestety, do dyspozycji miał tylko 500 zeta (obecny tysiak), więc aktorów mógł zatrudnić takich, co to grają drewniano. Ale przyznać trzeba, że jedna rzecz wpisała się tu znakomicie.

A jest nią muzyka. Odpowiedzialny za nią był Kuba Mańkowski. Gdy rozbrzmiewają pierwsze dźwięki, to już wiemy, z jakim filmem mamy do czynienia. Z filmem niepoważnym, ironicznym i wyśmiewającym szarą rzeczywistość. Głównie dresiarską. A gdy jest akcja, to dźwięki jak z filmu sensacyjnego, dobrze się wpisują to, co widać na ekranie. Nie jest to wybitna muza, ale jeden moment – bodajże w piwnicy – był szczególnie klimatyczny, udany. Oczywiście, oprócz muzyki autorskiej wykorzystano parę fragmentów istniejących utworów, ale prawdopodobnie najbardziej odbiorców obchodzić będzie utwór dany na napisach końcowych. A myślę tak, bo widziałam zapytanie na Filmwebie, kogóż to wynalazek. To „Pobudka” – słowa do niej stworzył Przemek „Piołun” Lebiedziński, a muzykę opracował Kuba Mańkowski. Linka nie ma w komciu, bo mi jutube nie znajduje.

Wspomniałam jeszcze, że jedną z największych wad filmu – choć niezamierzoną – jest jego jakość wideo. Niestety, „Wożonko” nie istnieje w streamingu, a więc mamy do dyspozycji albo jutuba, albo CDA. A że kopie już stare – bo np. sprzed 11 lat i oglądane pindyliard razy – to pikseloza aż razi po oczach. No cóż. Samo życie…

Film może się spodobać tym, którzy lubią filmy amatorskie i filmy tak głupie, że aż śmieszne. Albo tym, którzy dorastali w okolicach 2003 roku. Jest to na tyle specyficzny obraz, że ani nie polecam, ani nie odradzam. Kto ma odwagę, ten wejdzie w linka w komentarzu.

Film do przejrzenia zaproponował Artur Dominiak , za co serdecznie dziękuję 🙂.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *