Dobereł wieczoreł, ponieważ na „Heretic” poszły grube pieniądze plus chcę przypomnieć, że ten fanpej żyje, to @obserwujący. Staram się codziennie zamieszczać recki, a ta jest sponsorowana przeze mnie samą, ponieważ uznałam, że dziś jest wspaniały dzień, by zbankrutować. Ale oczywiście, jeśli czujecie, by mnie wesprzeć – zrzutka, link w komentarzu. Kolejne oznaczenie na 24 i na Nowy Rok.
A teraz czas na film…
HERETIC z Hughem Grantem to naprawdę dziwny film. Dziwny, ponieważ powoduje mieszane uczucia. Z jednej strony mamy horror, z drugiej zaś thriller, a z trzeciej… no właśnie, z trzeciej coś się odjebało.
Niestety, powiedzieć, że dwie mormonki przyszły do Hugha Granta, to powiedzieć wszystko o fabule, zwłaszcza, kiedy spodziewacie się dreszczy emocji. Nie mówię, że to wada – mówię tylko, że opowiadanie o tym filmie bez spojlerowania jest trochę ciężkie.
Bo ten film nie straszy, a jak już to zawiera mnóstwo czarnego humoru. W sumie, w samej koncepcji „Heretic” leży czarny humor, ale twórcy nie poprzestali na tym i wstawili go do jednej czy dwóch scen. Nie miał być to pastisz, więc bardzo starannie starano się odpowiedzieć na pytanie, dlaczego dziewczyny nie mogą zadzwonić po pomoc.
Zresztą, ten film jest staranny w każdym calu.
Już pierwsza, wstępna scena mówi nam, że „Heretic” będzie opierał się na symbolice. A jak ktoś jest uważny, to zauważy przy okazji, że lokacje są absolutnie urocze, żeby nie powiedzieć piękne. I to zarówno te z przyrodą, jak i z miejskimi budowlami. Tylko sam domek Hugha Granta jest jakiś inny, bo ponury.
Aktorki dobrze odgrywały swoją rolę, podobnie jak Hugh Grant, ale staranność leży po stronie scenariusza. Postarano się tu o to, by nie było głupich wpadek typowych dla horroru, postarano się o poważniejsze rozmowy filozoficzne i w zasadzie, całość jest bardzo logiczna.
Gra cieni, światła – mam wrażenie, że twórcy bawili się tym tematem na planie. Tworzyli wyjątkowo starannie horrorowy nastrój, który wykazuje znakomite umiejętności ludzi. Problem w tym, że jeśli widz oczekuje strachu, to może się zawieść.
Owszem – bohaterki się boją, widz teoretycznie też powinien. Ale ja jakoś nie czułam tego mocnego kopnięcia. Nie mniej, fabularnie mnie wciągnęło i poza jedną, przekombinowaną nieco akcją, nie mam nic do zarzucenia temu filmowi.
Nie – to co się odjewapniło w pewnym momencie nie jest tą przekombinowaną logistyką. Kto oglądał, wie, co mam na myśli.
Powiem tak…
Ten film można interpretować. I to na wiele różnych sposobów. Ba, można zostać przy najprostszej wersji – że film chce po prostu opowiedzieć o dwóch mormonkach, które udały się do domu wariata i tyle. Nic więcej w tym nie ma.
Jednakże jedną z końcowych scen można interpretować jako pokazanie, czym się różni bot od człowieka. I tak, motyl ma znaczenie.
„Heretic” nie jest filmem wybitnym. Powiedziałabym nawet, że niekoniecznie jest to film do kina. Owszem, w kinie zawsze się lepiej ogląda, nie mniej taka perełka mogłaby od razu wpaść na streamingi. Ale najwyraźniej producent dobrze wybrał, bo sala była dość wypełniona, także.
No, a jak Wasze wrażenia z „Heretic”?