Szczerze mówiąc, ten film udowadnia, że kino może być – a nawet jest – grupowym przeżyciem. A już zwłaszcza wtedy, kiedy siedzisz w Poznaniu i poznajesz inne fanpeje z Wielkopolski. A w tym przypadku na seans trafiłam dzięki uprzejmości Z Filmem Przez Czas i no… bardzo się z tego cieszę.
Spodziewałam się rozlewu krwi godnego slashera, ale „Wizyta Świętego Mikołaja” to nie slasher. To jest film, który łączy ze sobą dramat wojenny, czarną komedię, thrillera i kino familijne!
Thomas (Alain Lalanne) to komputerowy geniusz, który wierzy w Świętego Mikołaja i postanawia to udowodnić. A tak się składa, że do jego chaty włamuje się bardzo niebezpieczny człowiek (Patrick Floersheim) i rozpoczyna się walka na śmierć i życie. To taki francuski „Kevin sam w domu”, tyle że nie.
A nie, dlatego że jest tu trochę mniej krwi od „Kevina”, a humor jest znacznie, znacznie świeższy i mroczniejszy. A może twierdzę tak dlatego, że Kevina mamy co roku w święta, a „Wizyta” była obejrzana przeze mnie pierwszy raz na Filmy Najlepsze z Najgorszych i szczerze? Tak, to film najlepszy z najgorszych. Piękny film klasy B, jak przypuszczam.
Na seansie nie byłam pewna, czy mi się on spodobał. Może nie mój typ humoru, a może zbyt wiele akcji oczekiwałam od „Wizyty”. Jednakże publika bardzo często reagowała śmiechem, więc w rezultacie i ja się nim zarażałam.
A po seansie, im więcej o nim myślę, tym wydaje mi się smaczniejszy.
Do obejrzenia jest nigdzie .
Tak czy siak, życzę Wam, by dziś wpadł do Was bardzo sympatyczny Święty Mikołaj, który rozda Wam szczęście. Do miłego!
PS.: Ale muzykę miał moim zdaniem znakomitą. I im się lepiej znasz na muzie, tym bardziej film bawi.