Takiego pięknego syna urodziłam

– No i niestety – powiedziała na koniec główna bohaterka filmu dokumentalnego Marcina Koszałki „Takiego pięknego syna urodziłam”. Niestety jednak tyczy się dostępności tegoż – niby jeszcze można obejrzeć w TVP VOD, ale dostępny tylko do końca grudnia. A zresztą, dzieło – ważne dla dokumentalistyki polskiej – można obczaić na jutubie, skąd wyciągnął go Artur Dominiak. Za propozycję serdecznie dziękuję

🙂

.

Czy to był ciekawy seans? Cóż – „Takiego pięknego syna urodziłam” to prawie 25 minut jojczenia jednej kobiety, przed którą mąż ucieka (robi wszystko, byleby nie przebywać sam na sam z nią), a syn zlewa ładnym bicepsem na kanapie. Męczące trochę, ale głównie dla Koszałki, który nakręcił rzecz w swoim własnym domu. Tu jednak matkę trochę bardziej prowokował zapewne, nie mniej – jak ktoś jest przemocowy, byle inna skarpetka na nogach potrafi u niego wywołać burzę.

Film – trwający ledwie 25 minut – zadebiutował w 1999 i został uznany za skandaliczny. Wielu krytyków uważało, że Koszałka przekroczył pewną, etyczną linię dokumentalisty. Za bardzo wjechał w sferę intymną.

Wystarczy przytoczyć słowa Piotra Wojciechowskiego, który w marcu 1999 roku tak stwierdził na łamach „Filmu”: – (…) Niełatwo pojąć, jakie społeczne działanie ma mieć ten film. Wychowanie matek, aby wyrażały się oględniej? Wzbudzenie sympatii dla artystów prześladowanych w rodzinach? Tak czy owak, film oglądałem z zażenowaniem. (…).

Historia zresztą pokazała – nie pierwszy już raz – że krytycy niesłusznie chcieli rozstrzelać Koszałkę za ten film. Raz, że dostał on kilka nagród i to nie tylko polskich, a dwa, że dzisiaj takie rzeczy nie są niczym nadzwyczajnym. Ba, już w roku 2015 sytuacja przedstawiała się w ten sposób, o czym pisał na łamach „Tygodnika Powszechnego” Jakub Majmurek: – (…) Opór, jaki film wywoływał kiedyś w środowisku filmowym, wynikał być może z tego, że obraz Koszałki wnosił do polskiego dokumentu strategie wcześniej mu obce. Podczas gdy te same sposoby pokazywania świata obecne były już wtedy od ponad dekady w polskiej sztuce. Sztuka krytyczna wkraczała w intymne przestrzenie, obnażała i problematyzowała właściwe im relacje, ukazywała ciało w sytuacji, do której zazwyczaj nie mamy dostępu. Jak w pierwszej „Łaźni” Katarzyny Kozyry, wystawionej dwa lata przed dokumentalnym debiutem Koszałki. Film Koszałki jest więc rodzajem mostu, jaki polski dokument pod koniec lat 90. przerzuca ku współczesnej mu sztuce wizualnej. (…).

„Takiego pięknego syna urodziłam” to nie tylko film autobiograficzny, to też pewnego rodzaju świadectwo czasów, w którym przyszło nam żyć. Kto bowiem dziś powtórzyłby słowa Wojciechowskiego „ale co to ma na celu?”, że tak to skrótowo ujmę. Sam Koszałek otrzymał kilkanaście sygnałów od ludzi – w postaci listów – że jego film im pomógł. Innymi słowy, ludzie po obejrzeniu zdali sobie sprawy, w jakim środowisku przemocowym żyli.

Gorzej, że do dziś można spotkać takie przypadki – zresztą, wystarczy poczytać komentarze z jutuba sprzed np. sześciu lat. To wcale nie tak daleko wstecz, prawda?

Mnie osobiście „Takiego pięknego syna urodziłam” oglądało się trochę ciężko, ale powiedzmy sobie wprost: jojczenia słucha się ciężko.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *