1987
„Dama za burtą” („Overboard”) to sympatyczny film o zabarwieniu komediowym. Nie jest to co prawda śmiech na sali, ale całość ogląda się z przyjemnością, mimo że seans trwa blisko dwie godziny.
Joanna (Goldie Hawn) to bogata damulka – dosłownie – której nikt nie lubi. A zwłaszcza pewien stolarz, który zamiast pieniędzy za wykonanie szafki dostaje od niej opieprz. W pewnym momencie kobieta traci pamięć, a owy nieszczęśnik – Dean (Kurt Russel) postanawia to wykorzystać, wmawiając kobiecie, że jest matką jego dzieci…
2:37 – dwie minuty i 37 sekund. W tej sekwencji można zobaczyć znak masonerii w filmie. Jak myślicie, co zrobił potem mój mózg?
– Zrobię screena i dodam serduszka!
– Czekaj, ale przecież Bean zrobił z niej niewolnicę, a masoni lubią jak kobietom jest źle…
– Przecież to tylko sympatyczny film!
– Napisz tekst o stosunku masonerii do kobiet, miałaś już go zrobić dawno temu!
– Jesteś zboczona pod względem masonów!
A tak w ogóle, to ktoś chce tekst o stosunku masonerii do kobiet? Ostrzegam tylko, że skończy się na serii tekstów, bo to długi temat, a ostatecznie dążący do transhumanizmu. Dajcie znać w komciach, bo to motywuje (tak, tak, zbieram się do tego już od dawna ).
2018
Tak, „Overboard” z 2018 to remake filmu z lat 80′ i twórcy nawet tego nie udają. Co więcej, puszczają oczko do widza, przede wszystkim w scenie, gdy siostra głównego bohatera, Magdalena (Cecilia Suárez) rozmawia z lekarzem o amnezji brata, Leonarda (Eugenio Derbez). – Mieliśmy taki przypadek w latach osiemdziesiątych – stwierdził medyk.
Tak, miejscowość ta sama, co poprzednio, chociaż tu twórcy zawiedli. Otóż, przez cały seans szukałam ukrytych znaczków masonów, ale ich nie było. No chyba, że za taki uznać pizzerię, w której pracuje Kate (Anna Faris), matka trójki dzieci. Pewnego dnia miała nieszczęście poznać bogatego playboya, który za nic nie chce jej zapłacić za sprzątanie na jachcie. Brzmi znajomo?
Tak, teraz to on jest chamem i to on wypada za burtę. Traci pamięć, a potem piękna kobita go dobitnie wykorzystuje. I robi to w wyjątkowo brutalny sposób. „Dlaczego on się daje?” – zastanawiałam się przez pół seansu. Ale potem sobie pomyślałam, że przecież to opowieść o tym, jak z pipy facet staje się mężczyzną.
Mimo że widz zna mniej więcej przebieg akcji – pod warunkiem, że oglądał pierwowzór – to film miło się ogląda. Pod pewnymi względami jest to lepiej rozegrane, niż wcześniej. Na przykład nie ma tu wątku pola golfowego, który w pierwotnej wersji był motywem od czapy. Film zdaje się chcieć być jakiś logiczny, trzymający się na nogach. Chociaż uważam, że biedę, chaos i trudności lepiej zaznaczono w starym „Overboard”, to tu i tak jest to do przyjęcia, bo sam fakt eksmisji Kate jest mało sielankowy, taki znak czasów.
Poza tym w pierwszym „Overboard” za muzykę wziął się Silvestri, tu zaś Lyle Workman, zresztą w całości ścieżka dźwiękowa jest ciekawsza, niż w pierwowzorze. Zaczynając od głównego motywu, a skończywszy na meksykańskich akcentach.
Raziło mnie jedynie to, że film buduje narrację w stylu „bogaci to chuje, lepiej nie być bogatym, bo życie nie jest takie barwne”, ale końcówka nieco złagodziła ten przekaz.
Tak czy siak, o tym, że dobrze ten film jest wykonany mogą świadczyć dwie rzeczy. Po pierwsze, modna zamiana ról między płciami nie razi – tu raczej film zdaje się nieco ciekawszy, odświeżony i to pomimo, że dialogi są jakby przepisane z poprzednika. No i druga rzecz – pomimo niedawnego seansu pierwowzoru, „Overboard” z 2018 mnie nie zmęczył. I bawił trochę bardziej, niż poprzednik, chociaż ten pewien specyficzny nastrój ładnego filmu gdzieś uleciał, no ale – to wciąż sympatyczny seans.
Polecam obie wersje, warto obejrzeć po kolei .