Late night with the Devil

Dzień dobereł.

„Late night with the Devil” to film, który mógłby być genialny, gdyby ktoś spróbował zrobić z tego thriller psychologiczny z niewielką – naprawdę niewielką – domieszką horroru. Jednakże twórcy stwierdzili, że zapodadzą widzom horror i to się całkowicie nie sprawdziło.

Oto Jack Delroy (David Dastmalchian), bardzo znany prezenter, prowadzący program „Owl night” w latach 70′. Jako widzowie zostajemy wciągnięci w dokument, który prezentuje, co zaszło pewnej feralnej nocy, zarówno na łamach telewizji, jak i poza jej kadrami. A że mamy noc Halloweenową, to wszystko się sprowadza do walki między sceptykiem, a zwolennikiem paranormalnych zjawisk.

Brzmi ciekawie, prawda?

Problem nie polega na wykonaniu. Zróżnicowanie stylów kamerowania – od formatu ekranu, przez kolor samego filmu – jest ciekawy. Również sama formuła, że śledzimy jakiś program, jest interesujący. I to wszystko całkiem dobrze prezentuje lata 70′, w jakich film się odgrywa.

Ba – nawet początkowe sugestie, że będziemy mieli satanizm, oraz dziwne rzeczy dziejące się na ekranie nie stanowią problemu. Przyznaję, hipnoza dokonana przez pewnego pana była czymś interesującym. I oczywiście jest muzyka, która rzeczywiście działa i tworzy atmosferę, ale widoczna ona całkiem jest w napisach końcowych.

Problem leży w scenariuszu.

To naprawdę mogła być petarda, która idzie od powolnego trybu akcji przez walkę psychologiczną między postaciami. Niestety – ja tu nie czułam tzw. stawki, nie odczuwałam, by ktokolwiek ze sobą rywalizował w prawdziwy sposób. Być może winne było tempo spektaklu, a być może – coś innego, siedzącego głębiej w scenariuszu.

I film zupełnie położyła końcówka, chociaż rozumiem zamysł twórców, ale moim zdaniem pomysł ten wyrywa widza z seansu na trochę. On wie, co się odjewapnia, że akurat siedzimy w głowie pewnego pana, ale… no kurde, miałam wrażenie, że to jest fragment z dupy.

Dałam temu filmowi szansę, ponieważ wierzyłam, że końcówka pokaże mi zupełny odjazd. Niestety, nic takiego się nie stało. Gorzej, przez cały seans nie mogłam się doczekać czegoś, co naprawdę by mnie zaniepokoiło i kiedy już myślałam, że to się uda, to FIGA Z MAKIEM! Tak właśnie, film w temacie pokazał mi figę z makiem.

Chcecie porządnego horroru? To nie ten adres. Chcecie thrillera psychologicznego? To nie ten adres, ale w komentarzu dam linka do muzyki z filmu.

Miłego dnia!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *