„Krzyk 4” i „Krzyk 5” w dystrybucji sprawiają wrażenie, jakby się ich wstydzono. Dostępne w niewielkiej ilości platform, a przecież czwórka miała rozpocząć – wg Boba Weinsteina – nową trylogię franczyzy. Chyba to nie do końca wyszło, ale wjedźmy już w ten Krzyk.
Minęło sporo czasu od poprzedniego filmu i dziwi trochę fakt, że policjant normalnie chodzi oraz jest szeryfem. Nie wyjaśniono, czy przeszedł jakąś operację, czy cuś i szczerze.. mogłoby mnie to nie obchodzić, gdybym oglądała „Krzyk 4” tak, jak wychodził – czyli kilka lat przerwy od franczyzy. Jednakże z jakiegoś powodu mi to strasznie zgrzytało. Wątek jego żony, Courteney był już nieco bardziej trzymający się kupy, aczkolwiek to małżeństwo wg mnie nie ma chemii.
Fabuła jest do przewidzenia: znowu ktoś lub ktosie zabijają. I znowu nasza dzielna trójka musi się z nimi zmierzyć…
Powiem tak.
Początek zwiastował komedię i szczerze? Szkoda, że nie poszli całkiem w tym kierunku. Być może ktoś by znalazł więcej humoru w tym filmie, niż ja, ale wątpliwe; mało tu jaj z popkultury i chyba tylko raz, przy wspomince o Bruce Willisie się zaśmiałam.
Za to dość na czasie jest – a pamiętajmy, Krzyk 4 to rocznik 2011 – przekaz, że patola zechce kręcić swoje filmy i puszczać je w internetach.
Ale to slasher, więc trupów tu trochu jest. I Krzyk, of course.
Sęk w tym, że tu coś poszło nie tak. Nie jestem w stanie stwierdzić, czy to zmęczenie materiału z mojej strony, czy też słaby scenariusz, któremu się trochę nie chce bawić konwencją. Chyba jedno i drugie…