Dobereł wieczoreł.
Ponieważ w tym tygodniu dużo się zjebało, to znowu mam czas na recenzowanie filmów. I nie będą one z kina, no chyba że ktoś mi postawi seans na zrzutce. Link w komentarzu, a teraz warto se poczytać o „Krzyku 2″…
* * *
– Czarni giną na początku – powiedział czarny kamerzysta, któremu nie w smak ryzykować życiem. Gale Weathers (Courtney Cox) westchnęła ciężko i mimo wszystko, rozpoczyna kolejną rundę poszukiwania mordercy dwóch studentów. Zgadnijcie jakich. Tak, czarnoskórych xD, którzy zginęli na samym początku.
Spojlery? Spokojnie, to tylko bardzo PRZECIĘTNY, niezbyt straszny film, który jednak płynie. Pod koniec zwłaszcza, bo jak jest akcja, to czas szybciej płynie.
Powiedzmy sobie szczerze: fabuła, historia, wokół której to wszystko się toczy nie jest ani oryginalna, ani jakaś przełomowa. Jasne, trudno pobić legendarnego poprzednika i film raczej o tym wie. Bawi się doskonale w meta komentarze, szczególnie na początku. Ale… no właśnie – niby taka tam popierdółka slasherowa i to jeszcze z lat 90′ (wg imdb film jest z 1997), ale w niektórych komentarzach jest jak wino. Im dalej od premiery filmu, tym pewne zjawiska, na które „Krzyk 2” zwraca uwagę brzmią znacznie bardziej na teraz.
Choćby i tylko sprawa naśladowań działań morderców. Z pozoru może się wydawać, że to o to chodzi i że to już nieaktualny temat, bo przecież sztuka nie odpowiada na czyjeś zachowanie.
A jednak, wiedząc, że filmy itd. działają mocno podprogowo, oglądanie „Krzyku 2” to taka trochę przypominajka o tym, co siedzi w ekranie. Dodatkowo, mamy tu akcenty, które poruszają popularyzację morderców – a przecież ten temat wtedy w mediach dopiero raczkował, jeśli w ogóle był. Dziś ten problem wydaje się oczywisty.
I wreszcie rasizm, ale dobra – nie jestem od spojlerowania, a poza tym te żarty najlepiej obejrzeć samemu.
Nie żeby „Krzyk 2” był genialny pod jakimś względem. Po prostu to jest jeden z młodzieżowych filmów a’la horrorowych, które przyjemnie się ogląda do kotleta. I tyle.
Idę oglądać „Krzyk 3″…