Dobereł wieczoreł. W tej recenzji może być trochę spojlerowo, ale z drugiej strony, jak ktoś jest fanem gatunku, to… no siłą rzeczy przed seansem wie, czego się spodziewać.
Wybitny śledczy, Lincoln Rhyme (Denzel Washington) jest sparaliżowany i zastanawia się nad eutanazją, a nawet już ma ją przyszykowaną. Z odsieczą przybywa mu młoda policjantka Amelia Donaghy (Angelina Jolie), która w swoim ostatnim dniu w drogówce natyka się na ofiarę morderstwa.
Spokojnie – to nie jest film, w którym pojawia się przesadny dramat, albo jakieś większe wątki osobiste. Jeśli ktoś ma ochotę obejrzeć prostą historię o śledztwie, to właśnie „Kolekcjoner kości” jest właściwym adresem. Aha, i nawet to, że ona jest biała, a on czarny nie przeszkadzają, bo filmik ma w sobie takie… no, coś przyjemnego, odczucie, że ludzie tu byli i nad tym pracowali, a technologia jest mocno staroświecka, bo obraz wlazł do kin w 1999.
Oczywiście nie jest to tak dobry kryminał, jak „Seven”, ale też nie można mu odmówić przyjemności z samego oglądania. I przyjrzyjmy się, co tam bardziej siedzi w środku, bo myślę, że warto.
Przede wszystkim postać Angeliny Jolie zaczyna dość ciekawie. Widać, że tu chciano zadbać o charakterologię. A więc nasza bohaterka na początku wydaje się miękką pipą, ale potem staje się superwoman, która po prostu lubi swoją ciężką pracę. To mnie przekonało.
Nie przekonało zaś to, że kapitan Howard Cheney (Michael Rooker) – nagle wbija się w śledztwo i zabiera Amelii i Lincolnowi sprawę. Wyglądało to trochę tak, jakby twórcy chcieli dać albo jakiegoś wroga, albo zły, sensownie zbudowany charakter. Wiecie, na zasadzie starej szkoły: złol musi mieć charakter i motywację. Ale właśnie tu motywacji zabrakło. Przez to całe zamieszanie moim zdaniem „Kolekcjoner kości” traci.
Jedno jeszcze trza powiedzieć o aktorach – Denzel Washington i Angeline Jolie to klasa sama w sobie i widać to na ekranie. I o ile można mieć trochu wrażenie, że coś tu nie pasuje, o tyle bez wątpienia aktorzy nie dają czasu na to, by uczucie to wylazło ostro na wierzch.
Więc, podsumujmy: „Kolekcjoner kości” to film, który ogląda się, gdy ma się ochotę na prostą, kryminalną historię. Posiada klimacik, ale czy on jakoś specjalnie trzyma w napięciu, to trochę trudno powiedzieć. Po prostu, przyjemny seans.
Miłego wieczoru .