Ten film niezupełnie jest oparty na faktach. Rzecz jednak w tym, że bohater -Chris Gardner (Will Smith) nie tylko żyje, napisał autobiografię, ale także współpracował przy filmie. Stwierdził, że trzeba dać pewną swobodę ruchu w fantazji, bo w końcu to film, prawda? I najlepiej, jakby był dobry.
Chris sprzedaje jakieś urządzono do robienia zdjęć rentgenowskich. Biznes nie idzie mu najlepiej. Pewnego dnia pyta się człeka, co ma turbo fajny wóz: co robisz i jak to zrobić? Gościu okazuje się maklerem, a Chris postanawia zawalczyć o tę pracę… sęk jednak w tym, że żona mu odchodzi, a syn jest pięciolatkiem, więc… No właśnie: i samo życie piętrzy przed nim finansowe problemy.
O ile w prawdziwym życiu Chris miał ciężko, to jednak akcja z żoną nie była aż tak pojebana, jak w filmie. Bo widzicie – w filmie mimo że na początku kobita chce być z synkiem, po prostu znika, porzucając go całkowicie. W realu zaś – małżeństwo miało zatargi, nie było najlepiej i w końcu się rozstali, ale babeczka nie porzuciła dzieciaka, który w najtrudniejszym dla Chrisa momencie miał 2 – a nie jak w filmie 5 – lata. Dzięki temu film staje się znacznie głębszy. Wydaje mi się, że to ta relacja ojciec-syn najbardziej błyszczy w obrazie. Jest realistyczna, wzruszająca i faktycznie padły pewne słowa .
Nie można powiedzieć, że opowiedziałam Wam cały film, bo jest to tak dobry film, że na bank w różnych momentach pojawią się emocje. Lepiej weźcie ze sobą chusteczki – bo uważam, że trzeba być psychopatą, by się choć troszkę nie wzruszyć. Naprawdę, piękny obraz o rodzicielstwie i dążeniu do celu.