Jaka ładna normalizacja prostytucji .
Nancy (Emma Thompson) wynajmuje męską pros.tyt.utkę, Leo Grande (Daryl McComark). Sytuacja niby zwyczajna, ale ona starsza pani, która nigdy nie miała jakiegoś super życia, bo zawsze była – że tak się brzydko wyrażę – świętojebliwa. On – młody, super przystojny i w dodatku umięśniony. A na dodatek lubi z ludźmi pracować, więc po prostu praca idzie mu jak z płatka.
Przez półtorej godziny widzimy, jak ta „para” się ze sobą zżywa mniej lub bardziej. Jak ona uczy się siebie, pomimo robienia czegoś – powiedzmy – niemoralnego. Bo w końcu moralność zależy od punktu widzenia, prawda?
Ten film to takie kobiece fantazje na temat seksu. I myślę, że to właśnie ten kobiecy punkt widzenia seksualności sprawia, że „Powodzenia, Leo Grande” ogląda się bardzo dobrze, bo ma w sobie coś ciepłego, miłego i fajny, bardzo przyjemny seans.
W trzecim akcie – czy tam spotkaniu – następuje kryzys. Przyznaję, że wybiło mnie to trochę z rytmu, poczułam się niekomfortowo, chociaż logicznie rzecz biorąc, a nawet emocjonalnie rzecz biorąc, wszystko jest w porządku.
No nic – w każdym razie „Powodzenia, Leo Grande” to film krótki, ale właściwie nie czułam tego pełnego metrażu, jakim jest półtorej godziny. Wciągnął i dlatego polecam – choć to nadal jest normalizacja prostytucji. Ale da się to zrobić w przyjemny sposób? No, da. Trzeba tylko chcieć.
PS.: Miłego dnia!