Rojst – Millenium

„25 lat niewinności”, „Wielka Woda”, „Rojst” czy „Kruk” to twórczość Jana Holoubka, która bardzo mi się podoba. Niestety, facet zupełnie nie trafił w moje serce filmem „Doppeganger. Sobowtór”. Nie, nie dlatego, że to cienki film, wręcz przeciwnie. O ile zwiastun mnie zachwycił, tak wzięłam się za jego seans w momencie, w którym najwyraźniej nie miałam na to nastroju. Nastroju na powolne, przemyślane kino o życiu, bez jakiejś większej akcji. Ale w głębi siebie wiem, że to po prostu dobre kino. Tylko jakoś… nie pykło między nami.

W ostatnim czasie Netflix wypuścił serial „Rojst. Millenium” Holoubka. I ja mam z nim wielki problem, ponieważ nie do końca wiem, co miałabym napisać.

Może w punktach.

I to losowo.

1. Matrix – jeden z bohaterów się zafascynował „Matrixem”, bowiem mamy rok 1999 i on już się kończy. Jest jakiś listopad-grudzień i widzimy, że Dzidzia (Michał Pawlik) zaprasza asesorkę na randkę. Tyle że… „Matrix” premierę miał w sierpniu. No, ale może końcoworoczne imprezy z tym hitem były, chociaż nic na to nie wskazywało. Jest jeszcze parę innych rzeczy czy dialogów, które mówią „ej, zabawimy się w tropy skojarzeniowo-historyczne, co ty na to?”.

Holoubek nie bawił się w przedłużanie, rozcieńczanie tempa. Do dyspozycji miał tylko 6 odcinków, a wątków co nie miara. I to chyba zniszczyło trochę serial. Za mało czasu, by się zżyć z bohaterami. Tzn. – wiemy, jacy są, widzieliśmy ich w poprzednich sezonach, ale… mimo wszystko, brakuje tu tego czegoś.

2. Jednego nie da się odmówić „Rojst. Millenium”: dobrej ścieżki dźwiękowej. Utwory bardzo wpadają w ucho, niektóre nawet zostały nagrane specjalnie na potrzeby produkcji. Cóż, chętnie sobie obczaję soundtrack – link w komentarzu.

3. Wątek LGBT skończył się z wielkim hukiem, więc w sumie nie jest jakoś specjalnie natarczywy. Za to wątek z IPN jest o tyle ciekawy, że można go różnie odbierać. Ci, którzy śledzą dyskusję „czy potrzebny nam on jest” mogą to odebrać jako propagandę „o widzicie, chcą, byśmy myśleli, że IPN jest zły”. Z drugiej strony, nie da się ukryć, że to jednak instytucja rządowa i ma pilnować pewnych interesów, a nie czarujmy się – władza ma w głębokim zadku interesy Polaków, więc. Dobra, anyway.

Trzeci sezon opowiada o kierowniku hotelu, który zostaje zabity. Tropy prowadzą do lat 60′ XX wieku. I jego syna. Oraz do siatki, która porywa dziewczyny na prostytucję. Niestety – takie mieliśmy wtedy czasy, że to było dość rozwinięte i popularne.

W serialu nie brakuje starych, dobrych bohaterów, nie brakuje akcji, ale jednak… nie oglądałam serialu z zapartym tchem. Nie chcę się powtarzać za innymi recenzentami, ale pomimo dobrej historii, nic nie czułam. Kompletnie. Ta historia mnie ani jara, ani ziębi. Ciekawe, dlaczego?

A jak Wy czujecie?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *