„Zdumiewająca historia Henry’ego Sugara” to chyba najgłośniejsza ekranizacja opowiadania Roalda Dahla, bo reżyser Wes Anderson postanowił nakręcić ich kilka (łabędź, szczurołap, trucizna). I hm – być może nie jest to nic dziwnego, skoro historia o panu Sugarze ujmuje. Trwa 39 minut i oglądałam płynnie, choć styl powiastki niezbyt mnie nęcił. Ta bardzo teatralna otoczka nie jest czymś, co mnie ujęło, bo nie lubię teatru. Wolałabym historię bardziej żywą, graną, a nie opowiadaną. Przez to, że aktorzy właściwie bardziej recytowali, niż grali, to miałam problem, by nie traktować tego filmu jako audiobooka. Jednakże sama historia jest dość uduchowiona i można na jej przykładzie obczaić, w jaki sposób ćwiczenia duchowe zmieniają stan świadomości.
Kto lubi filmy Wesa – powinien być zadowolony. Kto nie lubi – jest szansa, że ta historia ujmie.