„Powidoki” chyba zostały cieplej przyjęte za granicą, bo na IMDB jego ocena to 7.0., a na Filmwebie 6.3. Ta sytuacja idealnie odwzorowuje miejsce, w którym obraz się znalazł. Mam wrażenie, że film chce być przeciętny, ale nie może, ponieważ za reżyserię zabrał się wybitny reżyser, jakim był Andrzej Wajda. I to widać. I to znakomicie, bo tu wszystkie detale mają znaczenie – począwszy od czerwonego płaszcza Niki (Bronisława Zamachowska), a skończywszy na wypowiedziach poszczególnych person. Skoro już wspomniana tu została córka profesora Władysława Strzemińskiego, to parę słów o aktorstwie. Bogusław Linda (Strzemiński) błyszczy ze wszystkich najbardziej i jego przygotowanie jest bardzo wyraźne. Z kolei jego córka, Nika już trochę gorzej sobie radzi, ale wciąż – występując – była na ekranie dziewczynką, więc… a zresztą, nie jestem pewna, czy należy aż tak bardzo czepiać się aktorstwa.
Władysław Strzemiński był wybitnym malarzem z przedwojnia, ale teraz mamy rok 1948. Komuna pełną parą już się zaczęła, a on nie chce zrezygnować z bycia sobą. To powoduje liczne problemy, chociaż jego studenci starają się go wspierać.
Cóż – i tu chyba dochodzimy do nieporozumienia między widzem, a obrazem.
Bo to takie dla wszystkich oczywiste, że epoka stalinowska była straszna i że rozjebywała ludzi, torturując ich.
Tyle że to nie ta bajka.
Fabuła rozgrywa się głównie na polu obyczajowym, więc nie ma jakiejś niesamowitej akcji sensacyjnej i nie ma tortur. Mało tego, widz nie wchodzi w charaktery bohaterów, chociaż oni sobą coś prezentują.
Jednakże na początku Strzemiński pyta: czym jest sztuka?
I to jest właśnie to – film zastanawia się, co to znaczy być artystą, tworzyć, wolność twórcza. Więc jeśli jesteś artystą, to ten film może spowodować w Tobie emocje. Jeśli zaś dodatkowo jesteś świadom okropności epoki stalinowskiej, to tym bardziej może wywalić.
„Powidoki” to nie jest wybitne kino. Ale jest w tym obrazie coś, co wywołało we mnie emocje i się rozpłakałam. Dla jednych film ten będzie nudny, drętwy wręcz, realizacyjnie może nawet przypominający „Wyklętego” (aktorstwo), ale… daj mu szansę. I popatrz na tą całą symbolikę. Bo ten film to symbol epoki stalinowskiej, przynajmniej dla artystycznej jego części.