Właściwie to nie bardzo rozumiem, co tu się wydarzyło i sądzę, że bohaterowie też nie.
-1-
Do małego miasteczka przy górach – tradycyjnie nazwijmy to miejsce Zadupiem – przyjeżdża rodzina z dwojgiem dzieci. Matthi (Robert Stadlober) ma na miejscu rodziców – to jest ważne w kontekście tego, że w tym tekście będą spojlery – i jest w miarę szczęśliwy, ale szuka siebie. Jego żona, Lucia (Brigitte Hobmeier) to lekarz, który nie ma nic przeciwko temu, by pracować na zadupiu. Jednak ich praca nie jest ważna w tej historii. Ważna jest Alma (Laeni Geisleger), ich córeczka, która znajduje w chałupie książkę o legendzie góry i się zaczyna, gdyż przy okazji poznaje sąsiadkę – starą, nawiedzoną laskę.
To miał być kryminał i tak, odnajdują ciało zaginionej sprzed 30 lat, ale dopiero w drugim bodajże odcinku. Nie, nie chce mi się sprawdzać, a serial zaczęłam dawno i dopiero dziś skończyłam, w przerwie między Oskarami a Poor Things. Yes, piszę te słowa we wtorek, co nikogo nie obchodzi, ale nie obchodzi Was również ten serial, bo jest dziwny i słaby.
Znaczy, no… tajemnicę czuć z daleka, to się niemal wącha. Jednakże problem w tym, że mniej tu kryminału, a więcej tu jakiegoś… mitycznego podejścia do sprawy. Ja rozumiem, góry, wariatka i legenda – to wszystko ma naprawdę wysoki potencjał, tylko ja chcę horroru albo kryminału, a dostaję… no, obyczajową historię o zaginięciu dziecka, bo to się wkurzyło, że nikt nie chce mu wierzyć, iż jest panią gór XD.
Yes.
Ale jednego nie można odmówić temu serialowi – czołówki. Jest serio klimatyczna i to najlepszy element tego serialu.
Bo im dalej, tym głupiej.
Biedny Matthias miał rodziców, którzy chcieli odmienić to miejsce, budując kolejkę górską. I choć Lucia i Alma go ostrzegali, to ten dalej swoje. No i wilki go dopadły. Następnie matka Matthiasa stwierdziła, że kolejka będzie choćby skały srały, więc chce zabić Lucię, żeby zrobić tu porządek. Serio? A i w tym Zadupiu wszyscy wiedzą, że zaginiona przed trzydziestoma laty to ofiara morderstwa. OK, mroczne tajemnice… ale jakoś żal.
Żal, że mogła tu być niezła kryminalna historia, a tak?
A tak w piątym odcinku otrzymujemy jakiś dziwny wątek ze starą sąsiadką i się wkurzyłam. Ten serial niby wszystko porządnie klei, ale jak to obserwowałam, to miałam wrażenie, że to trochę na siłę, po złości. Stop, ta scena wywołała we mnie złość, bo to było takie myślenie w stylu „czarownice są złe”. Ehe.
Tyle że stara babka popełnia samobójstwo, a mnie jeszcze jeden element wkurzał – początek. Początek zawsze zaczynał się z dupy. To znaczy: jakby poprzedniego clinhangera nie było, jakby nic się nie wydarzało, jedziemy dalej, 24h później.
Wielki sens serialu.
Ale… jest jeszcze jeden plus: to historia bez LGBTów. Szkoda tylko, że cienka jak brzytwa.