Killer

Film Davida Finchera jest powolny – tak mówią. Jednakże chyba się mylą, ponieważ… nie odczuwałam tej powolności, tego braku tempa w historii. Bardziej tu pasuje słowo „przemyślany”. Tak, to jest dobrze skonstruowana historia, starannie wykonana, bez jakiś dziwnych wkrętów typu „mężczyzna to idiota”. Wręcz przeciwnie – tu mężczyzna jest twardy, niemal bez emocji. I co więcej, nie znamy jego nazwiska, imienia, wiemy tylko, że jest snajperem z doświadczeniem i ma właśnie wykonać jedną misję, za którą zapewne dostanie kupę hajsu.

I teraz tak – mogłabym lecieć w spojlery, ale czuję, że to byłoby nie fair wobec tych, co chcą „The Killer” obejrzeć. Tu jest tak, że im mniej wiesz, tym lepiej smakujesz.

Nie mniej, muszę powiedzieć o jednej, jedynej scenie, ok?

Kiedy The Killer przystępuje do wykonania zadania, nie udaje, że ta praca jest wypełniona akcją. Wręcz inaczej – tłumaczy, że to nuda i czekanie. A jednak nagle, po kilku minutach coś klika. Czujemy napięcie, czujemy oczekiwanie na wisienkę na torcie, na to coś, co jest finałem, de la creme, czy jak to nazwać.

W sumie akcja dzieje się w Paryżu, przynajmniej na początku. A potem przechodzimy do paru miejsc i tak – poszczególne sceny były w nich kręcone, w sensie, tych miastach, gdzie zatrzymuje się bohater.

Na uwagę zasługuje muzyka, która w bardzo – znowu się powtórzę – przemyślany sposób wnika w tło filmu. Link do soundtracka pod obrazkiem o jej autorach 🙂.

„The Killer” bardzo płynął i z wielkich nazwisk, które w zeszłym roku wystawiły publiczności swoje filmy, to David Fincher zrobił najlepszy film.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *