-Nie rozumiem tej historii – wyznaje jeden z bohaterów „Asteroid City”, który gra w spektaklu o tym tytule.
– To nieważne, po prostu opowiadaj dalej.
Szczerze mówiąc, na tym mogłabym skończyć tę recenzję. Bo to jest dokładnie taki film, w którym nie wiadomo o co chodzi, o czym jest ten film, interpretować można na różne sposoby, jest zabawnie, jest w stylu Wesa Andersona, czyli aż kipie od teatru, no ale… czy warto się za to zabierać?
To zależy.
Styl Andersona nie przeszkadza tak, jak w „Niezwykłym przypadku…”, ponieważ mamy do czynienia z pełnometrażowym filmem, a to oznacza, że twórcy mogli o wiele lepiej rozbudować, pobawić się formą narracyjną.
Jednak…
Nadal nie wiem, o co chodziło w tym filmie. A i jest jedna kilkusekundowa scena pocałunku dwóch mężczyzn.
Seans przyjemny, choć raczej nie jest to wybitne kino.
To jest raczej kino z dobrym PR .
I jest śmiesznawo, bo wszystko jest pokazane w krzywym zwierciadle.