W północ się odzieję, Terry Pratchett

To nie było śmieszne.

Nie jest dobrze. Wioska ma ochotę zabić jednego człowieka, Tiffany jest przemęczona, a w dodatku coś lub ktoś na nią poluje i nie jest to istota delikatna jak płatek śniegu. A ta okładka oddaje specyfikę powieści, choć odnosi się głównie do jej zakończenia. I jak zwykle, mogę powiedzieć, że jest ono wzruszające i doskonale zrealizowane.

Początek może trochę zaskoczyć, zwłaszcza jak się spodziewa lekkiej, przyjemnej młodzieżówki. I być może nie ma tu hitów z dark fantasy, ale energia do mniej więcej połowy powieści jest wzięta jakby stamtąd. Słuchając historii czułam się, jakby to nie były przyjemne czasy, a przygody, które miała Tiffany były bardzo gorzkie. To trochę tak, jakby autor zawarł w powieści swoje depresyjne stany i one zostały. A, tak. Posłowie do „W północ się odzieję” zostało napisane w 2010 roku, więc już wiedział o swoim stanie. I mimo niego na stronach książki nadal można znaleźć błyszczące zdania, wzruszające sceny i – jak już wspomniałam – doskonałe sceny.

Nie brakuje tu cameo. Jest na przykład strażnik Marchewa, czy Eskalina – tak, pierwsza pani mag, tak, ta dziewczyna z „Równoumagicznienia”. To oczywiście dodało blasku historii.

Dwa elementy mi się szczególnie spodobały.
Pierwszy to charakter Tiffany. Niewątpliwie jest z krwi i kości, i szczerze – czuć jej przemęczenie. Czuć także, że nie jest doskonała, ale… tutaj Pratchett robi coś naprawdę dobrego – szczególnie dla młodych czytelników, którzy mogą czerpać inspirację do życia z historii. Otóż, z cech uznawanych za powszechne wady autor czyni zalety. Podejście jest ważne.
Drugi element to przyszła baronowa. Autor używa tego elementu do zaznaczenia „wad” Tiffany, ale także – do zaznaczenia zalet bohaterki. To skomplikowane. No i sama przyszła baronowa jest ciekawym przypadkiem.

Tak, staram się unikać spojlerowania, ponieważ wiem, że to mogłoby zepsuć zabawę. Powiem szczerze, mimo że był tu klimat a’la dark fantasy i nagle zrobił się lżejszy, to jednak w całości nie mogłam się oderwać od „W północ się odzieję”. Właściwie to jedynym wyjaśnieniem jest to, że powieść po prostu PŁYNĘŁA. Dlatego – gdyby nie sen – to właściwie książkę od razu bym w całości połknęła. Znakomita historia i lektor, oczywiście.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *