To był długi dzień…
Może nie będę go opisywała w całości, bo składał się głównie z kursu płac i kadr, zrobienia zakupów i snu. Mam dużo kakaa, pewnie załatwię go więcej, i pewnie będę pić już na stale, bo po nim mam znakomity humor. Taki mój rytuał na rozpoczęcie dobrego dnia.
Jednak przyjebało – po wstaniu – wyrzutami sumienia. Honopomono szybko w sukurs i już! Ogarnięte? Prawdziwie ogarnięte zostało wtedy, kiedy uświadomiłam sobie, że to cholerstwo NIE JEST moje. Ufff.
Spokój.
No, ale została jeszcze medytacja self-love. Lubię bardzo krótkie, a niestety większość jutuba oferuje 20-30-60 minut. To za długo, ja nie mam tyle cierpliwości, ale za to znam Joannę Parysz, która zrobiła taką oto medytację:
Polecam serdecznie! 🙂