Nie jesteśmy swoim ciałem, ale go posiadamy. I to ciało często wskazuje nam drogę.
W ciągu dnia starałam się do niego mówić i odkryłam kilka rzeczy chyba. Pierwsza – ciało reaguje na to, jak i co do niego mówimy. Gdy zaczęłam mu dziękować, ono poczuło się radośnie, przyjemnie i w ogóle, endorfiny w brzuszku. Druga rzecz, to to w jaki sposób do niego mówię. No niestety, ale ta narracja była typu „przepraszam, że daję ci tak popalić, moje biedne ciało”. W pewnym momencie się skrzywiłam i stwierdziłam, że to jest gównonarracja.
Oczywiście, jak trzeba było ciasteczek, bo można i w ogóle, to dziś ich nie było. Oj. Tak czy inaczej, może ciało się ucieszyło, że nie było cukru. Była za to kawa i nawet dobra. Lepsza niż ta dostawiana. Nie mniej, druga to nawet miała serduszko na wierzchu w piance. Tylko zwróciłam uwagę na dialog:
Pani: – Jaką chcesz kawę?
Ja: – Obojętnie.
Kurde! To nie może być obojętne! To musi być jakieś, bo inaczej całe życie będzie obojętne, byle-jakie, a to bez sensu, nie o to chodzi! Auć, dobra, to niech będzie jutro „mielona” albo „taka jak wczoraj”, albo „jakaś z pianką”. Oczywiście pod warunkiem, że znowu nie będzie szwedzkiego stołu.
Czekaj, to jeszcze nie koniec wpisu. Będzie trochę długi, ponieważ dziś się trochę odjewapniło w moim umyśle. A więc kwestia taka, że pod koniec dzisiejszych zajęć odezwał się mój wewnętrzny głos: ja nie chcę w kadrach i płacach. Rzuciło mną patologicznym, niewesołym nastrojem, ale chciałam być obserwatorem, więc wewnętrznie ze sobą gadałam. Trochę pomogło „to tylko jebane chędożone myśli”, jednak to nie takie proste. Gdy wstałam, to ryk w moim mózgu nie ustał, nadal jest nastawiony na narzekanie i ogólnie takie trwanie w nie najlepszym humorze.
A przecież jeszcze rano, na pierwszej godzinie zajęć czułam się dobrze i tak jakoś beztrosko. I to nie tylko dziś. Podobało mi się takie uczucie młodości, przyjemne.
A poza tym stać mnie na przejazdówkę i jedzenie.
Mam rodzinę, która mnie wspiera w tym, co robię.
Wszystko pięknie i ładnie, ale nie mogę się poddać jakiemuś wewnętrznemu cwelowi. A może ten cwel potrzebuje ukochania? Nie wiem, bo na razie mi przeszkadza.
Tylko obserwuję, nie wchodzę. Wiem, że cwel jeszcze nie objął swym rozumem, że żeby być artystą i to szczęśliwym, że żeby pomagać ludziom, to samemu trzeba mieć ogarnięte życie. Cwel jeszcze nie pojął i podjął walkę ze mną.
To wiecie, takie ja-stara kontra młoda-ja, która po prostu jest odważna.
Właśnie, może kadry i płace, pójście w to to moje życie? Przynajmniej na początek – w jakiś sposób muszę zarobić na utrzymanie i małe radości, na doskonalenie się, by ostatecznie móc pomagać innym?
A i zresztą – kadry i płace to przecież taka wewnętrzna opieka nad firmą. Mała, skromna, ale jednak fajna i prosta, i wesoła. Chyba. Tak to sobie tłumaczę.
Jezu, znowu ten Cwelik: „ja nie chcę”. Gówno mnie to obchodzi, że nie chcesz, cwelu, masz zarabiać na żarło, jasne? Dzisiaj mało kto zarabia po to, by się cieszyć życiem, większość to niewolnicy, a Ty i tak miałaś wybór, zdecydowałaś się na pracę w biurze, więc zrób to wreszcie porządnie, stań w pewności siebie i zacznij, kurwa, działać porządnie w swoim życiu.
Ja pierdolę, trochę pomogło.
Czuję potrzebę jakiegoś ruchu – nie wiem, ćwiczeń jakiś, cokolwiek. Może se walnę, ale póki co opiszę, jak po wstaniu zrobiłam doświadczenie. Oczywiście honopomono wleciało wpierw, bo ono jest podstawą mojego procesowania. No, było ostro, płakło mi się. Tak czy inaczej, potem zrobiłam ćwiczenie lustra, ale to ono chyba zależy od nastroju, bo poszło tak sobie – znaczy wypełnianie światłem jeszcze ok, ale nie czułam uczucia „kocham cię”. A potem zaczęłam mówić do ciała, że jest zajebiste, piękne, że dziękuję za sprawne ręce i dupę, bo niektórzy nie mają dupy, że dziękuję moim oczom, płucom i tak dalej, i wreszcie przeszłam do podsumowania takiego, że jest ciało wspaniałe i że mnie nosi, i dziękuję, że mi pokazuje to i owo. Samo poszło. Czy czułam się spełniona? Nie, ale na sercu trochę lepiej, zwłaszcza, że mu podziękowałam za funkcjonowanie.
Chyba będę łączyć obie te praktyki po prostu :). Bo to ładnie spina się w całość.
Ola idź na jakąś siłownię plenerową. Daj cwelowi popalić, to straci energię, a ciało też Ci podziękuje.
Miłego dzionka