[33 dni] #23 -nuda i potańcz

Dwie myśli mnie naszły po wczorajszym wieczorze. Pierwsza: wszyscy niepełnosprawni, którzy narzekają na swój los i obwieszczają, że „wszystko jest możliwe to bzdury” mają jakiś syndrom ofiary. Ja rozumiem, że Nickowi Vujcicowi na przykład nikt nie da rąk i nóg, nie mniej… on zamiast się zamartwiać, działa. Po prostu działa. Nie myśli o problemach w sposób użalający się. I choć nie stosuje Prawa Przyciągania w taki perfidny, jobczy sposób, to jednak go stosuje – w znacznej większości swojego czasu Nick Vujcic skupia się na dobrych, pozytywnych myślach. A choćby i na tej: „całe szczęście, że istnieje Niebo”. Jest mocno wierzącym chrześcijaninem, który przynajmniej woli być szczęśliwym człowiekiem, niż sfrustrowanym typkiem, że tego a tamtego nie może zrobić. Tak, zaczęłam czytać jego „Niezwyciężony!”, ale skala pro-religijnego paplania trochę mnie umęczyła w tym wszystkim. Nie mniej, to właśnie komentarz Sylwii Blach (sic!, bo wiem, że latała po Pyrkonie i tak dalej) skusił mnie na jego literaturę. I chyba będę ją brała za każdym razem, gdy natknę się na taką osobę, co narzeka na swoją niepełnosprawność.

Druga myśl – ale o tym szerzej nagram filmik – jest ta o medytacji w matrycy życia :).

I trzecia, gratis: zaczynam dostrzegać efekty swoich codziennych praktyk wewnętrznych. I to bardzo motywuje!

No dobrze, a co dziś mamy?

Moje wewnętrzne ja: znowu? Co za nudy… Bo co prawda polubiłam tę praktykę, ale ostatnio miałam ją bardzo często, więc czuję się znudzona. Dobra, losujemy jeszcze raz:

Oh, jea! No to… w taniec marsz 😉

via GIPHY

Jutro przyjeżdżają do nas goście, w związku z tym – trzeba było ogarnąć taras. To cudowne zadanie spadło na mnie i w sumie, wiecie: i tak zamierzałam go umyć, ale nie zdążyłam. Teraz są tego skutki w postaci zakwasów. Szorowałam go ze trzy godziny i nie dlatego, że był w kij brudny, a dlatego, że mój perfekcjonizm odezwał się ponad miarę i musiałam usłyszeć od kogoś, że wystarczy. Na szczęście usłyszałam, więc misja poprawnie wykonana.

Poszłam po kebaba, ale… kwestia taka, że się zadaniem zmęczyłam, a tymczasem potańczyć trzeba było. Postanowiłam, że będzie to nagrodą po tym, jak wyślę CV i list motywacyjny do pracy. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.

Ale – jak się domyślacie – energia tak ruszyła, że w tej chwili zastanawiam się, czy nie zamanifestować tej pracy. Bo powiem szczerze, lądując na Akademii Lusto Ja jestem, dostałam powiedzmy zaproszenie do tego, by rzeczywiście zamanifestować pracę.

I to dobrą, przyjemną pracę.

Co ciekawe, pojawiła się też jakaś motywacja do ruszenia projektu FilmS. Ciekawe, bo wydawało mi się, że mam jakiś felerny zastój, a tu niespodzianka. Hm.

Tymczasem zadanie wykonania tańca zostało wykonane! Albowiem po wszystkich tych radościach wykonałam taniec – malutki, bo zakwasy, ale jednak taniec i prezentował on się tak:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *