[33 dni] #5 – Miłowanie, technika Dalajlamy

No i klops.

W sensie – wylosowałam „Miłowanie, technikę Dalajlamy”. I już zamykam pudełeczko, odkładam na miejsce, paczam, a tam, na dole, na biurku jeszcze jedna rzecz. Jaka? „Co godzinę zwracaj uwagę na oddech”. Długo się zastanawiałam, co zrobić. Musiałam wybrać. No, ale skoro wypadło, to wypadło, nic nie jest przypadkowe…

A gdyby tak to ze sobą połączyć? Bo wszak takie myśli pasują do stanu, w którym się oddycha.

Na czym polega miłowanie?

Otóż – przez 5 minut każdego dnia przypominamy sobie, że wszyscy chcemy być kochani i szczęśliwi, i że wszyscy jesteśmy ze sobą połączeni.

W tym momencie stosujemy oddech trwający 5 minut: wdychamy miłując siebie, wydychamy miłując innych.

Miłuj nawet tych, którzy sprawiają ci trudności.
Miłuj każdego, kogo spotkasz. I bez względu na to, co się wydarzy.

No i klops2.

Mój umysł szuka wymówek, żeby tej praktyki nie wykonywać. Argumenty zajefajne:

  • a bo głupia,
  • a bo podpina pod buddyzm,
  • a bo najlepiej byłoby praktykować coś innego, co mam na tablicy (np. uświadamianie sobie wielkiej, potężnej siły, która się nami wszystkimi opiekuje)…

Tylko że wiecie – wydaje mi się, że umysł stwierdził: to za trudne. Nie chce mi się. Po prostu obudził się wewnętrzny leń. A wiecie, kochane… ta technika może być fajnym sposobem na otwieranie się na miłość, dlatego idę spróbować! Tak jest, zrobię to dziś :).

Przypominać sobie o tym będę co godzinę. Oczywiście, dopiero po 12. Bo mam dziś bardzo głęboki proces, ustawienia, ale czy to jest silny argument, by tę zabawę odłożyć do jutra? Nie – zawsze będą procesy. A widocznie to, co wylosowałam może go wesprzeć.

Bo tak mimochodem, patrząc na to, co wylosowałam, to uznałam, że wylosowałam to, jakie wibracje ma dany dzień.

OK – idę się wyprać i do sklepu, bo się nie wyrobię… Ugh.

* * *

OK – skończyły się ustawienia, więc czas się zabrać za praktykę. Zrobiłam sobie dzwonek co godzinę i że wtedy mam uprawiać miłowanie. To co przyszło w trakcie, to to:

  • wow, tylko 2 minuty?! Serio – całość trwała dwie minuty.
  • najłatwiej miłować innych, najtrudniej siebie umiłować.
  • docieranie do prawdziwego czucia miłowania – no, tego nie osiągnęłam, ale wierzę, że z czasem się to uda, bo… no, dziękowanie też zaczęłam od pisania ;).

17:15

Praktyka działa, choć chyba lekko ją zmodyfikuję – żeby łatwiej było się wczuć w rolę miłującego. Mam wrażenie, że działam tu głównie przez myśl, co niestety nie jest doskonałe, bo sekretem jest czucie, jakby to powiedział Neville Goddard. A ja nie do końca czuję.

Jednakże to, co czuję, to to, że technika ta mi się podoba i będę ją stosowała znacznie częściej, niż to na początku planowałam.

No i ładnie zagadał do mnie na grupie pewien facet, aż miałam ochotę z nim pogadać :).

Ale abstrahując od tego, gdzieś z boku czai się mój osobisty demon. Demon doliny, stanu depresyjnego, mrocznego punktu widzenia. I wiem, że muszę poczwarę jakoś tak udomowić, żeby nie sprawiała większego problemu. Bo tak szczerze mówiąc – przebywanie w niej nic mi nie da. To, co da to praktyka. Konsekwencja.

Dziś byłam na ustawieniach. I okazała się oczywista oczywistość: chcę wszystko kontrolować. Ale przekazano mi, żebym kontrolę przeniosła na swoje życie. Nie w sposób dramatyczny, a w sposób męski. Chodzi o DYSCYPLINĘ.

Ten tydzień, ten proces, który się teraz wydarza jest niezwykły. Jeśli wytrwam w swoim postanowieniu szczęśliwego życia, to całe moje życie będzie inne. To już będzie inna ja.

🙂

19:17

35 C napierdala tak, że postanowiłam kupić se loda dla ochłody. Próbowałam się bronić, ale ostatecznie stwierdziłam, że nie dam rady. Po prostu za gorąco nawet jak na pokolenie pamiętające 2010 rok, w którym to były podobne temperatury na co dzień. A ja wtedy łaziłam wzdłuż i wszerz po Polsce.

No i jak wróciłam to przypomnienie się odezwało – więc postanowiłam upiec dwie pieczenie na jednym ogniu i zjeść loda z miłością. Wyszło tak se, choć to bardziej wina tego, że nie jestem przyzwyczajona do uczucia ukochania siebie.

20:01

No okej – zrobiłam dziś ostatnią sesję tego zadania :). Trochę inaczej, bo po prostu zwizualizowałam sobie światło miłości, które rozpływa się po moim ciele. Rezultat taki, że pomimo zmęczenia mam dobry humor.

No cóż – zadanie uznaję za wykonane, teraz chwila odpoczynku i dobranoc. Trzymajcie się!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *