żeby nie było śladów

Pamiętam, że ten film zbierał dobre recenzje. Jakim cudem, nie wiem…

* * *

1983 rok. Rodzina wspierająca więźniów politycznych, dwóch chłopaków – jeden idzie na studia, drugi chyba też podobnie. To nieistotne, ale młodzi idą na miasto i sobie gadają wesoło, głośno. Niestety, jeden z nich przeklina, no i dopada ich milicja. Młodzi nie chcą się wylegitymować – tzn. jeden z nich nie ma dowodu osobistego – więc wynika z tego wszystkiego taki ambaras, że na komisariacie człowiek zostaje pobity i umiera.

I… dalej nie oglądałam.

Teoretycznie przez te pół godziny dużo się dzieje, widzimy jakieś zawiązanie akcji, ale… chyba gra aktorów nie zachęca. Ja nie wiem, ta matka tego nieszczęsnego chłopaka gra w taki jakiś dziwny, sztuczny sposób. W pewnym momencie zaczęło mnie to męczyć, a to jest – jak przypuszczam – główna persona tego filmu.

Jest jeszcze jedna możliwość: po prostu nie miałam ochoty oglądać dramatu. No, ale ej. Dobre filmy po prostu wciągają i nie zastanawiasz się nad ich tematyką.

Cóż, coś poszło nie tak. Sprawdziłam na IMDB i no, chyba nic straconego, skoro „Żeby nie było śladów” ma poniżej 7.0. Eeeeh…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *