Dla kogo jest „Toy Story 3”? Chciałabym powiedzieć, że dla dzieci, ale prawdopodobnie byłabym w błędzie. Na moje oko najlepiej będą się bawiły takie babcie, jak ja. Pokolenie 30+.
Zacznijmy od tempa fabuły. Ja rozumiem, że historie się zmieniają, na przykład – pierwsze „Toy Story” były raczej najmroczniejsze, tamtejszy koniec do dziś mam w pamięci. Ale jedynka i dwójka miały bardzo dynamiczną akcję i właściwie widz nie miał czasu na jakieś fabularne rozkminy. Jeśli były – to na chwilę, dla złapania typowego oddechu.
Tymczasem trójka oferuje nam… refleksję.
Andy wyjeżdża na studia, a w związku z tym musi zdecydować, co zrobić ze swoimi zabawkami. Opcje są proste: śmieci, strych lub oddanie ich komuś. Co wybierze siedemnastolatek, możecie się domyślić albo obejrzeć film.
Ja się trochę może nudziłam, powiedzmy, że do ostatnich trzydziestu minut uważałam, że dwójka jest znacznie lepsza. Ale… no…
…popłakałam się.
Serio, to było takie piękne.
Są tu oczywiście pewne ukryte w treści informacje, ale pozwolę sobie je opracować albo w filmie, albo zatrzymać dla siebie. Wyjdzie w praniu, ponieważ to są spore spojlery, a nie chciałabym psuć zabawy.
Albo może bardziej – refleksji.