Musimy porozmawiać o „To nie wypanda”, bo mam mieszane uczucia. Z jednej strony jest to dobry film, ale z drugiej posiada swoje ciemne strony. I zupełnie nie zwracam uwagi na design postaci – bo to jest kwestia gustu. Mniejsza, do rzeczy.
Główną bohaterką jest Mei, która mieszka w Kanadzie i mamy 2004 rok, a Tamagotchi jest na porządku dziennym. Jest Chinką, ale tak – tu jakimś cudem w tych postaciach zupełnie nie widać chińskiej urody. Dopiero matrona rodu ma wyraźne oznaki chińskości. Znaczy, ta magiczna matrona.
Mei ma 13 lat i nadopiekuńczą – żeby nie powiedzieć toksyczną – matkę. Dziewczynka próbuje być idealna, ale no… pewnego dnia po prostu przemienia się w czerwoną pandę i następuje niesamowity ambaras.
A jej matka myśli, że Mei dostała okresu.
OKRES W KULTURZE
To jest pierwszy poważny punkt, z którym miałam problem. Tak, będę się powtarzać, ale chcę, żebyście nieco zrozumieli, na czym polega zagwozdka. Otóż, jestem kobietą 30+, na swym koncie mam przygodę z okresem, więc bardzo poważnie go sprawdzałam. Z mojego rozpoznania wynika, że jest on powiązany z księżycem i w filmie jest to podane. Tu zaczęłam mieć uczucie, że oni znów wyskoczą z programem typu „okres jest bolesny i niewygodny”. Na szczęście tak się nie stało, jednakże… pytanie, czy powinniśmy mieć tego typu tematykę w bajkach dla dzieci. OK – to jest natura i nie powinno się z tego robić tematu tabu. Ale… z fizyczności, biologicznej natury chłopaków nikt nie robi treści w filmach. Dopiero jako starsza osoba dowiedziałam się, że młodzi mogą mieć niekontrolowane wytryski, bo tak i parę innych rzeczy.
Należy sobie postawić poważne pytanie – dlaczego mówi się tylko o okresie?
W „To nie wypandzie” temat okresu nie jest kontynuowany i być może to i lepiej, skoro film w pewien temat nie umie.
MATKA
Gdyby to był film o matce – to by była petarda. Tak, nawet dla dzieci. Bo widzicie, Mei… niczego się nie uczy. Znaczy, może się uczy tego, że nie musi być idealna i może wybierać, w końcu ma te trzynaście lat. Ale… tu mamy trochę tryb „róbta co chceta bez konsekwencji”. Dobra, może się czepiam, wróćmy do matki.
Matka z jednej strony kocha córkę, ale z drugiej jest nadopiekuńcza, wręcz toksyczna. I wiecie, co? Trochę mnie to wkurwiało, bo ta postać wyszła na antagonistkę. Serio. Miałam wrażenie, że jest tu pokazywane… że rodzice to starzy cwele, którzy są staroświeccy i niczego nie rozumieją, ale Mei niczego się nie uczy, bo róbta co chceta jest od 1 do ostatniej minuty tego filmu. I to matka się uczy: uczy się… że powinna dać wolność swojej córce.
I w porządku.
To nic, że niektóre sceny z matką były cringe’owe – taka droga tej bohaterki. A scena, w której matka i córka się przytulają w tej krainie pand, to jest jedna z najlepszych scen tego filmu. Mało tego, ja widziałam w tym taką informację o wewnętrznym dziecku. Matka musiała je ogarnąć, żeby się uspokoić.
Ach, no tak.
Przecież to Mei uczy matkę. Przecież to Mei pociesza matkę. Mei staje się taką opiekunką… na wyrost? A niby co się dzieje w tym momencie? A niby kto pociesza wewnętrzne dziecko? Nawet nie – kto pociesza dziecko? Opiekun.
Auć.
Dobra, pomarudziłam, a przecież ten film dobrze mi się oglądało i chciałam go obejrzeć w całości. Wciąga i generalnie muzyka robi dużą robotę. Tam w ogóle chodzi o to, że Mei chce iść na koncert, ale matka zabrania. Dziecinne marzenie? Możliwe. W końcu Mei jest dzieckiem.
No i wracając do muzyki – również w jednej z końcowych scen widzimy, że muzyka jest nośnikiem wibracji. Nośnikiem energetycznym. To bardzo ważne spostrzeżenie duchowe. I fajnie.
Kurde, chyba było w tym filmie coś faktycznie cringe, bo jak teraz sobie myślę, to tak bardzo widać w tym autorkę-pomysłodawczynię, bo ta miała toksyczną relację z matką. A jeszcze jak się dokopiesz do informacji, że pomysł na design jest „bo manga taka słodka i mnie zainspirowała”, to… bo wiecie – ja rozumiem, że manga jest teraz popularna. Problem w tym, że to jest styl, który niesamowicie dobrze wyraża smutek i cierpienie. I właściwie to taka terapia Japończyków przez sztukę. Tak, podyskutujemy kiedy indziej o stylu mangowym.
Czy „To nie wypanda” jest dobrym filmem? Tak. Czy zawiera potencjalnie szkodliwe programowanie? Oczywiście. Czy mogło wyjść lepiej? Ale nie wyszło. Nie mniej, całkiem możliwe, że ten film zasługuje przynajmniej na jednego Oskara. Może jak się prześpię, to mi się rozjaśni, co z tym fantem…