Od razu zaznaczę, że mogę nie być obiektywna wobec polskiej „Sonaty”, gdyż… to nawet nie jest to, że mam niedosłuch. To jest stan umysłowy lekarzy z lat 90′ XX wieku. Ale po kolei.
* * *
Grzegorz został zdiagnozowany jako autysta, więc posłali go do takiej szkoły. Okazuje się jednak, że to nie autyzm, tylko niedosłuch, a na dodatek młody – bo już nie dziecko – ma ogromny talent muzyczny.
Tyle opis, dalsze rozkminianie filmu może skutkować spojlerami, ale zostaliście ostrzeżeni, a zresztą – dużo znajduje się w samym opisie.
Ku mojemu zdziwieniu dość szybko na ekranie dostrzeżono, że to nie jest kwestia autyzmu, tylko niedosłuchu. Zabieg ten był potrzebny, bo wcześniejsza walka o dziecko nie wyszła, więc co tu pokazywać?
Wiecie, długo zwlekałam z obejrzeniem „Sonaty”, bo obawiałam się, że w moim wnętrzu będzie się działo, oj działo podczas seansu. Jednym z powodów było to, że nasza wspaniała myśl medyczna lat 90′ także próbowała mi wlepić autyzm, ale Centrum Zdrowia Dziecka nie zgodziło się z tą diagnozą i wprost stwierdziło „niedosłuch”. Był to jednak trudny i żmudny trud, moja mama wygrała, ale zastanawiałam się w trakcie filmu, ile osób to spotkało?
Ale dobrze, wracając do Grzegorza – oczywistym jest, że jak już zdiagnozowano, to można było podjąć odpowiednie środki. Czyli zaaparatować.
I scena, kiedy facet słyszy, gdy uczy się tych dźwięków, ta scena jest genialna. To znaczy – nie wiem, może dla osób związanych z montażem dźwięku, udźwiękowieniem to nie był jakiś wyczyn na skalę Oskara. Jednakże jak to usłyszałam, to praktycznie poczułam się jakbym wróciła do lat 90′. Naprawdę – starego typu aparaty słuchowe właśnie w bardzo podobny sposób przetwarzały dźwięki.
Ciekawe przeżycie.
Ucieszyła mnie jeszcze scena, gdzie jest jakiś wernisaż wystawy i pianino. Randomowy koleś sobie gra na nim, po chwili wskakuje Grzegorz.
– Nie rozumiem – mówi ktoś z rodziny. – Tamten po szkole muzycznej i nikt go nie słuchał, a ten wskakuje i wszyscy go słuchają.
Znakomite spostrzeżenie.
Bo my jako widz nie mamy wątpliwości, że Grzegorz nie tylko chce grać, ale robi to z czystego serca. A jedynym problemem dla ekipy wokół niego jest trudny charakter Grzegorza. Serio, bardzo trudny, ale powiem tak: trudno było się spodziewać czegoś innego, skoro warunki w szkole dla autystów były, jakie były. Znakomicie dobrano tu aktorów do ról – od Foremniak, po Michała Sikorskiego. Serio, ta rola wymagała sporo wysiłku, bo to nie była tylko postawa ciała, ale również i mowa.
Rewelacyjnie tu oddano trudne kontakty w rodzinie, ale też i oddano pewien stereotyp dotyczący muzyki.
Otóż – muzyka jest uniwersalna, tylko trzeba chcieć.
Jeśli nie słyszysz, to możesz polegać na cielesności, wibracjach.
Miałam dawno temu ćwiczenia z tańca w Związku Głuchych, ale chyba średnio lubiłam tamten klimat.
Natomiast dziś trochę żałuję, że nie jestem bardziej wyćwiczona, a mam wrażenie, że istoty mniej więcej w moich rocznikach zostały wychowane w przeświadczeniu, że dla głuchych to to nie ma muzyki, tworzenia, null, nic. I w filmie doskonale to oddano.
„Doskonale”.
Powtarzam?
Ależ, to bardzo dobry film. Posiada wszystkie cechy, które go robią. Solidne 8/10.