mirage

Bierzcie notesy i zapisujcie, dlaczego ten film jest świetny. Albo jeszcze lepiej – obejrzyjcie go sobie 🙂.

* * *

„Fatamorgana” – bo pod takim tytułem znajdziemy go na Netflixie – to hiszpański film, który im bliżej końca, tym jest lepszy. Bo zaczyna się od tego, że chłopiec zobaczył coś, czego nie powinien i w wyniku tej jazdy ginie.

Ej, jaki to ma związek z tym, że babeczka zmieniła czas, nie ma córki i musi coś zrobić, żeby ją odzyskać? – moje pierwsze pytanie po tych paru minutach.

Okazało się, że związek jest ogromny – ale tu jest trochę tak, że im mniej wiesz, tym lepiej.

I tak, bawią się koncepcją, którą znamy od zawsze. Że jak coś zmienisz, to zmienisz wiele, oj wiele. Ale… to nie jest film, który jest przewidywalny. On dokładnie wie, co zrobić, żeby widz nie stwierdził „ej, ale to nudne”.

Choć – ma wadę w postaci pierwszej godziny. Znaczy wadę. Ona potrafi się dłużyć, ale powiedzmy sobie szczerze, że gdyby nie to dłużenie się, to nie nawiązalibyśmy świetnych relacji z bohaterami.

Film wie, że jest prosty, ale stawia na maksa na triki, które w scenopisarstwie są bardzo wysoko cenione.

Po pierwsze – daj bohaterów z krwi i kości. I mamy tu matkę, która chce odzyskać dziecko. Utożsamisz się z nią? Nie? Oj tam, każdy zna coś takiego jak związki, miłość, ten wątek temu dopomoże. O i mamy tu tajemnicę, intrygę…

Właśnie, po drugie – w połowie filmu pytamy się nie „ale po co nam to pokazujecie”, tylko czy uda się, czy się uratuje, czy w ogóle! O matko, zaczyna się drugi etap filmu i coś dosłownie w nim wybucha. Chcemy wiedzieć, co będzie dalej, chcemy śledzić tych bohaterów, chcemy rozwiązać intrygę, która niby opiera się na wątku czasu, ale tak naprawdę to jest takie dążenie do rozwiązania kryminalnej sprawy.

Och, właśnie – to jak wykorzystano w tym filmie historie bohaterów to czyste złoto.

Sam koncept zmiany czasu jest tłem i nie gra w zasadzie jakiejś turbo ważnej rzeczy, to tylko pretekst do podróży bohaterów. Bo oni przechodzą w sobie jakieś zmiany, bo oni grają tak, żeby ugrać jak najwięcej. Może się uda, co? Może! Kurde, ale uda się czy się nie uda?

I do ostatniego tchu filmu właściwie czekałam w napięciu, czy się uda, czy jak to się skończy, mając nadzieję, że wreszcie wszystko się ułoży i nie będzie to kolejne „12 małp”. Dobra, poleciałam za daleko ze skojarzeniem, ale powiedzmy sobie szczerze – większość filmów o zmianie czasu jest dennie ponura.

„Fatamorganę” bardzo polecam. To jest na pewno coś, na co warto przeznaczyć te dwie godziny swojego czasu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *